Mocy jakby troszkę mniej

Wydany w 2008 roku "The Force Unleashed" był jedną z najgłośniejszych produkcji roku. Uderzył na Xbox 360 i PS3, odwiedził starszą siostrę konsoli Sony, pojawił się na telefonach, a po długiej
Wydany w 2008 roku "The Force Unleashed" był jedną z najgłośniejszych produkcji roku. Uderzył na Xbox 360 i PS3, odwiedził starszą siostrę konsoli Sony, pojawił się na telefonach, a po długiej fazie zaprzeczeń w końcu i na PC. Jak to z każdym większym tytułem bywa, także i ta gra doczekać musiała się sequela. Czy mamy tutaj jednak do czynienia z przyzwoitą kontynuacją, czy może ze zwykłym skokiem na kasę?



Zakończenie części pierwszej, wydawać by się mogło, nie pozostawiało złudzeń co do tego, że mamy do czynienia z zamkniętą historią. No ale tam gdzie jest popyt musi być także podaż, tak więc LucasArts postanowiło wskrzesić Starkillera i to w najbanalniejszy możliwy sposób: poprzez sklonowanie. Vader przywraca do życia swojego ucznia na Kamino, jednak wspomnienia oryginalnego Starkillera są ciężkie do zdławienia - klon nie jest w stanie służyć swojemu Mistrzowi po tym, co się stało w "jedynce". Lord de Wiadro, pogodzony z kolejną porażką, postanawia zlikwidować okaz, ten jednak znajduje sposób na ucieczkę. Po wydostaniu się z planety klonerów, udaje się na poszukiwanie przyjaciół z poprzedniego życia: generała Koty i Juno. Vader nie może pozwolić sobie na to, aby jego zwierzątko laboratoryjne biegało wolne, tak więc wynajmuje słynnego łowcę nagród, aby przyprowadził go z powrotem...



W pierwszym "The Force Unleashed" fabuła była jednym z najmocniejszych punktów gry, tutaj niestety nie jest już tak dobrze. Opowiedziana historia jest prosta i da się ją streścić w kilku zdaniach - widać, że twórcy za bardzo nie wiedzieli w jaki sposób mają odkręcić finał części pierwszej. Nie mamy zbyt wielu dialogów i nawet takie postacie jak Yoda, Boba Fett czy Leia Organa wydają się być doczepione na siłę. "Jedynka" zgrabnie poprzedzała "Nową nadzieję", natomiast "dwójka" tylko rozczarowuje i komplikuje sprawę. Dlaczego komplikuje? Ponieważ otrzymujemy dwa zupełnie różne zakończenia, które jednocześnie można traktować jako zapowiedź części trzeciej. Tylko które outro należy traktować jako te "kanoniczne"? Oto jest pytanie. Z całej warstwy fabularnej jest tylko jedna rzecz, która musi się podobać: filmiki. Tak dobrych animacji dawno nie widziałem i śmiem twierdzić, że w końcu ktoś się zbliżył do poziomu Blizzarda - niekiedy można odnieść wrażenie, że nie oglądamy "tylko" scenę z gry, ale fragment kolejnego, wysokobudżetowego widowiska sci-fi z logiem Star Wars. Gwarantuję, że Wasza szczęka nie raz znajdzie się na podłodze.



W kwestii mechaniki rozgrywki niewiele się tu zmieniło: nadal mamy do czynienia ze "starwarsowym" klonem "God of War". Bohaterem poruszamy się po liniowych lokacjach tnąc, niszcząc czy też rażąc prądem wszystko co się tylko nawinie. Wrogów posyłać będziemy do krainy wiecznych łowów w ilościach hurtowych, jednak samych ich rodzajów jest zdecydowanie mniej niż w części pierwszej: rolę mięsa armatniego spełniać będą różnego rodzaju Szturmowcy, ale później pojawią się również i droidy, klony, przeciwnicy potrafiący posługiwać się Mocą czy olbrzymie mechy i maszyny kroczące. Podczas potyczek z tymi ostatnimi powrócą "finishery" aktywowane sekwencją QTE, jednak (na szczęście!) nie są one już tak skomplikowane jak poprzednio, a i samego wroga można ubić i bez nich, z tym że mniej efektownie. Osobiście polecałbym jednak ten drugi sposób, ponieważ samych cut-scenek kończących walkę jest mało i bardzo szybko potrafią znużyć - mam nadzieję, że następnym razem twórcy wysilą nieco bardziej swoją wyobraźnię.



Starkiller nauczył się nowych sztuczek i w sequelu używa dwóch mieczy świetlnych, przez co walka jest bardziej widowiskowa. Do tego przeciwników (w końcu) pozbawić można kończyn, tak więc podczas potyczek z większą ilością nieprzyjaciół w powietrzu majestatycznie fruwają odcięte części ciała, co wygląda naprawdę fajnie i daje masę radości. Samymi mieczami świetlnymi niewiele jednak byśmy zdziałali, dlatego też podczas spotkań z wrogami niezbędne będzie wykorzystanie Mocy. Do wyboru mamy m.in. pchnięcie, złapanie przeciwnika, rzut mieczem czy też błyskawicę, które dodatkowo możemy upgrade'ować dzięki zdobytym w kampanii punktom, a podczas walki łączyć je w efektowne combosy. Podobne umiejętności mieliśmy już w "The Force Unleashed", tak więc programiści LucasArts Ameryki nie odkryli, ale na szczęście system się sprawdza a i pojawiło się również pewne novum, którym jest moc opanowania umysłu. Dzięki niej możemy sprawić, iż wrogowie atakują się nawzajem lub popełniają samobójstwo - o ile jednak na normalnym poziomie trudności da się bez tego przeżyć, to na najwyższym w zasadzie niezbędne będzie wymaksowanie tej umiejętności. Walka jest największym plusem omawianej produkcji: spora ilość mocy zachęca do kombinowania a znęcanie się nad przeciwnikami czy też wykorzystywanie otoczenia do ich anihilacji daje masę radochy i sprawia, że chce się powtarzać dany etap raz jeszcze.



Niestety kampania dla pojedynczego gracza nie należy do zbyt długich i jej przejście powinno zająć jakieś 6-7 godzin. Jest za to napakowana epickimi "momentami" niemal do granic możliwości: będziemy uciekać przed statkiem powietrznym, walczyć na dachu kolejki, spadać z olbrzymich wysokości, rozbijać gigantyczny krążownik czy też staniemy oko w oko z monstrualnym Gorogiem. I szkoda tylko, że po napisach końcowych czuć spory niedosyt: chciałoby się więcej map czy też większej ilości lokacji - pierwszy "The Force Unleashed" był dużo bardziej zróżnicowany. Dobrze, że przynajmniej mamy "marchewkę", zachęcającą do ponownego przejścia poszczególnych leveli. Tu i ówdzie bowiem, poukrywane zostały kryształy do mieczy, które znacząco wpływają na ich właściwości: możemy sprawić, że po walce zdobywać będziemy większą ilość doświadczenia, możemy skupić się na regeneracji utraconych punktów HP, czy też po prostu dodać efekty w postaci porażenia prądem, podpalenia czy dezintegracji. Kombinowanie z ostrzami pełni dużą rolę zwłaszcza na wyższych stopniach trudności, gdzie wrogów jest całe zatrzęsienie i należy podejmować różne decyzje w zależności od sytuacji.



Oprócz samej kampanii przygotowano dla nas również szereg wyzwań. Jest ich łącznie 10 i polegają np. na zabiciu jak największej ilości przeciwników, pokonaniu danego odcinka w jak najkrótszym czasie, wykonaniu wszystkich możliwych kombinacji ciosów czy też przetrwaniu kilku minut pod ostrzałem. Im lepszy wynik uda się nam osiągnąć, tym ciekawsza nagroda nas czeka: może to być dodatkowy filmik, artwork, strój, kryształ czy też doświadczenie. Odblokowane sceny czy artworki możemy obejrzeć w dodatkach, znajdujących się w menu głównym. Znajdziemy tam również rozbudowaną bazę danych świata Star Wars, zawierającej m.in. ciekawostki na temat poszczególnych lokacji czy postaci znanych z filmów. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego księżniczka Leia została wyrzucona ze szkoły dla dziewcząt, to już wiecie gdzie zajrzeć.



Jako że poprzednia przygoda Starkillera pochwalić się mogła znakomita oprawą, to i o "technikaliach" drugiej części należy troszeczkę poopowiadać, zwłaszcza że gra działa na tym samym silniku co "jedynka", a więc słynnym Roninie (będącym kombinacją Havoka, DMM i Euphorii). "The Force Unleashed II" w dniu premiery wyglądał więc olśniewająco, a do tego zachwycał idealnym odwzorowaniem praw fizyki. Wielbiciele fajerwerków graficznych mogli wypalić sobie oczy renderowaniem HDR, głębią ostrości, dynamicznymi cieniami, odbiciami i tym podobnymi "bzdurami", jednak nawet na niższych ustawieniach gra wyglądała naprawdę świetnie. Szczególnie rewelacyjnie wypadły postacie, których modele wykonane zostały z dbałością o najmniejsze detale. Co ważne, drugi "TFU" był dużo lepiej zoptymalizowany niż część pierwsza, tak więc jeśli wasz komp dusił się podczas pierwszej przygody Starkillera, to jest duża szansa na to, że z "dwójką" poradzi sobie znacznie lepiej. Niestety od czasu do czasu także i tu zdarzały się bugi: raz moja postać zgubiła głowę (!), innym razem postacie przechodziły przez tekstury, miecze świetlne blokowały się na bohaterze, a nawet zdarzyło mi się powtarzać część etapu z uwagi na to, iż nie byłem w stanie otworzyć pewnych drzwi. Oprawa dźwiękowa, jak to w grach osadzonych w uniwersum Star Wars, jest bardzo dobra: znakomita, symfoniczna ścieżka dźwiękowa idzie w parze z całkiem niezłym voiceactingiem. Co prawda w "jedynce" główny bohater jakoś bardziej mi się podobał, no ale i tak jest dobrze.



"Star Wars: The Force Unleashed II", mimo znakomitej oprawy, która dobrze znosi upływ czasu, to gra zdecydowanie słabsza niż część pierwsza: krótsza, mniej zróżnicowana i rozczarowująca fabularnie. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że jest ona zła - mimo wszystkich swych minusów potrafi bowiem wciągnąć, a szlachtowanie mieczami świetlnymi kolejnych fal wrogów sprawia masę radochy. Dość powiedzieć, że po przejściu kampanii na normalnym poziomie trudności od razu włączyłem grę od początku w trybie dla "hardkorów" i nawet przez moment się nie nudziłem. To produkt, przy którym będziecie się dobrze bawić, ale na pewno poczujecie pewien niedosyt. Mam nadzieję, że następnym razem dostaniemy grę w myśl starej sequelowskiej zasady "więcej i lepiej". O ile oczywiście będzie "następny raz"... Programiści mogliby również zlikwidować podpowiedzi, które towarzyszą nam przez całą kampanię. Gracz to nie idiota - potrafi sam znaleźć rozwiązanie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones