Przez brud do gwiazd

Jeśli jesteście fanami gier Bethesdy, to "Starfield" zaoferuje Wam kolejną epicką przygodę, tym razem przeniesioną w nieodległą przyszłość, do równie nieodległej galaktyki. W moim odczuciu to
Godny następca "Skyrima"? Recenzja "Starfield"
Kiedy zdecydowałem się napisać recenzję "Starfield", pierwszej nowej produkcji od Bethesda Game Studios od wielu lat, nie byłem pewien, czego się spodziewać. Przez ostatnie dekady studio zdobyło sobie niezbyt chlubny przydomek "Bugthesda", co nawiązuje do licznych błędów w ich grach i konieczności tworzenia poprawek. W "Starfieldzie" spędziłem około 50 godzin, przeszedłem ją dwukrotnie i już na wstępie odważę się postawić dwie śmiałe tezy. Najnowsza gra od Bethesdy jest nie tylko ich najbardziej dopracowaną premierą, ale również ma szansę stać się jedną z najbardziej kompletnych produkcji tego roku. Czy to jednak wystarczy, żeby zapisać się na kartach growej historii obok "Skyrim"?



Nasza wędrówka wśród gwiazd rozpoczyna się w mało epickich okolicznościach. Zaczynamy ją bowiem jako górnik w placówce górniczej, która niczym nie wyróżnia się na tle wielu innych rozsianych po innych planetach. Szybkie wprowadzenie w podstawowe mechaniki gry rozgrywa się właśnie tutaj – krótka nauka poruszania się, skakania i korzystania z Przecinaka, lasera wydobywczego, który będzie naszym towarzyszem przez całą rozgrywkę. Po odhaczeniu wszystkich punktów z listy udajemy się w głąb kopalni, żeby wydobyć wartościowy artefakt, którego dotknięcie przekieruje naszego bohatera na drogę do zostania międzygalaktycznym bohaterem.



Po krótkim tutorialu i interakcji ze wspomnianym artefaktem wybudzamy się niczym w sekwencji otwierającej "Skyrim", a w nasze ręce zostaje oddany kreator postaci. To tutaj możemy zadecydować nie tylko o tym, jak nasz bohater lub bohaterka będą się prezentować, ale również o ich przeszłości, umiejętnościach początkowych oraz cechach. W ramach tych ostatnich możemy otrzymać między innymi wiernego fana, który będzie za nami podążać i piać peany na naszą cześć, gdziekolwiek się znajdziemy (jest to oczywiście oczko puszczone w stronę fanów "Obliviona", w którym też mogliśmy mieć takiego adoratora). Możemy również wybrać przynależność do różnych frakcji czy też ugrupowań religijnych, co ułatwia późniejsze spotkania z jego przedstawicielami. Jedną z zabawniejszych opcji jest ta, w której nasi rodzice cały czas żyją i jako przykładne dziecko musimy ich co jakiś czas odwiedzać i dokładać się do życia. Jeśli lubicie się bawić w tworzenie postaci, to na tym można tu spędzić długie godziny.



Po utworzeniu postaci i dołączeniu do szeregów Konstelacji udałem się swoim pierwszym statkiem kosmicznym na zwiedzanie kosmosu. Bethesda zapowiedziała, że "Starfield" zaoferuje graczom ponad 1000 planet do zwiedzenia i wydaje mi się, że podczas 50 godzin spędzonych z tą produkcją nie zwiedziłem nawet setki. Rozumiem więc już, co twórcy mieli na myśli, mówiąc, że stworzyli "nieodpowiedzialnie wielką produkcję". Trzeba jednak jedną rzecz powiedzieć wprost – niektóre planety są całkowicie jałowe. Nie ma na nich żadnej flory ani fauny, ale za to prawie zawsze znajdziecie tam minerały i surowce do wydobycia. Warto wiedzieć, że nie da się zwiedzić całej planety pieszo – gra po lądowaniu generuje konkretny region do eksplorowania, a następnie wyświetla na mapie kolejny punkt do wyboru. Po długiej obecności "No Man’s Sky" na rynku taki zabieg może być dla niektórych rozczarowujący, ale z drugiej strony Bethesda nigdy nie obiecywała, że będzie to możliwe. Podczas długich godzin z tą produkcją ani razu mi to nie przeszkodziło, bo wykreowany świat ma do zaoferowania znacznie więcej niż skakanie po planetach.



Od New Atlantis poprzez Neon aż po najróżniejsze stacje kosmiczne ciągle czułem, że ten świat żyje. Podczas przechadzania się po mieście aż trudno było się opędzić od zadań pobocznych. W pewnym momencie czułem się nawet nimi trochę przytłoczony, w związku z czym skupiłem się na wątku głównym. I chociaż udało mi się skończyć główną fabułę gry w niecałe 30 godzin, żałowałem tej decyzji. Przy drugim podejściu (gra oferuje opcję New Game+) skupiłem się na mniejszych historiach, które często okazywały się dużo ciekawsze niż te z głównego wątku. Znalazłem zaginiony skarb na porzuconym statku kosmicznym, rozwiązałem konflikt między dryfującym na orbicie statkiem a luksusowym hotelem na powierzchni planety, a nawet dołączyłem do Karmazynowych Piratów i szmuglowałem kontrabandę. Za każdym razem jednak, gdy przychodził moment decyzji, zastanawiałem się, czy robię dobrze. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem taki problem z podjęciem decyzji w grze, co samo w sobie świadczy o świetnie poprowadzonej narracji i budowie zadań.



Jeśli chodzi o rozgrywkę, to każdy znajdzie tu coś dla siebie. Gra powinna zadowolić zarówno fanów skradania się, jak i tych, którzy konflikt wolą rozwiązywać, pociągając za spust. Gdzieś pośrodku leży moje ulubione podejście do rozgrywki, czyli perswazja. Wychowywałem się na pierwszych "Falloutach", w których z każdej sytuacji ratowała odpowiednia strategia. Dzięki temu w "Starfield" mogłem grać tak jak lubię – sięgać po broń, gdy miałem na to ochotę, bądź załatwiać konflikty w sposób dyplomatyczny; w zależności od ochoty. Zwłaszcza że nasze wybory zawsze niosą za sobą jakieś konsekwencje. Dla przykładu, wygnany członek załogi Karmazynowych Piratów może wrócić za jakiś czas ze swoją flotą, żeby się na nas zemścić. Ponieważ gra nie ma żadnego limitu poziomu postaci, naszego bohatera możemy rozwijać bez ograniczeń i uczynić z niego mistrzowskiego strzelca, krasomówcę i pilota, przed którym będzie drżała cała galaktyka.



Skoro przy pilotowaniu jesteśmy, słów kilka o kreatorze statków. O ile budowanie baz Bethesda opanowała do perfekcji już przy okazji "Fallout 4" i "Fallout 76", o tyle z pojazdami dalej mają pewien problem, budowanie własnych statków jest więc nie lada udręką. Zarówno na konsoli, jak i na PC poruszanie się po wirtualnym warsztacie jest mało intuicyjne i zwyczajnie niewygodne, zwłaszcza gdy mamy rozmieszczać konkretne systemy naszej wymarzonej machiny. Zabrakło płynności i swobody w poruszaniu, która uczyniłaby pracę przyjemnością. Zamiast tego dostaliśmy kreator, który nie zachęca do tworzenia.



A co z wydajnością? "Starfield" na Xboxie Series X działa w rozdzielczości "do 4K", co oznacza, że mamy tu skalowanie obrazu w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdujemy, a wszystko po to żeby zachować płynne 30 klatek na sekundę. Wiadomość o takim klatkażu wywołała niemałe poruszenie w sieci, w moim odczuciu zupełnie niesłusznie. Trudno sobie wyobrazić, żeby tak masywna gra, w której każdy przedmiot ma swój model 3D, była w stanie działać w dwukrotnie wyższym frameracie, zwłaszcza na konsoli. Poza sporadycznymi spadkami w jednej lokacji, New Atlantis, przez resztę czasu nie doświadczyłem większych problemów z "chrupaniem obrazu". Jeśli więc zastanawialiście się, czy warto dać szansę "Starfield" na konsoli, to mogę Was uspokoić, bo warto.



Jeśli jesteście fanami gier Bethesdy, to "Starfield" zaoferuje Wam kolejną epicką przygodę, tym razem przeniesioną w nieodległą przyszłość, do równie nieodległej galaktyki. W moim odczuciu to tytuł, który może powalczyć o miano gry roku, i będzie nam prawdopodobnie towarzyszyć przez najbliższą dekadę dzięki wsparciu twórców oraz fanów. "Starfield" wciągnął mnie bez reszty i już nie mogę się doczekać, kiedy przejdę tę grę jeszcze raz – tym razem dokonując innych wyborów. Bethesda znowu pokazała, że potrafi tworzyć niezapomniane doświadczenia w świecie gier.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones