Cuda, cuda ogrywają

"Super Mario Bros. Wonder" jest z pewnością dowodem na jedną rzecz: platformówki 2D mają się bardzo dobrze i jest to gatunek, którego nie trzeba wywracać do góry nogami, żeby uczynić go
Nintendo to jedna z bardziej zagadkowych firm w branży. W końcu, niewielu jest wydawców, którzy każą swoim fanom czekać 11 lat na kolejną część jednej z najlepszych dwuwymiarowych platformówek. Czy po takim czasie jest jeszcze miejsce na rynku na taki tytuł? Czy Japończycy wciąż są w stanie nas zaskoczyć nowymi rozwiązaniami i sprawić, że poczujemy się jak za czasów NES-a, a raczej bliższego nam Pegasusa? Odpowiedzi na te pytania poznałem podczas mojej krótkiej podróży przez "Super Mario Bros. Wonder".



Zacznijmy od fabuły. Jak to w przypadku gier z serii Mario bywa, nie będzie o niej długo, można ją bowiem sprowadzić do parafrazy klasycznego cytatu: "Wszystko by się udało, gdyby nie ten wścibski Bowser". Nemezis Mario tym razem skradł moc kwiatu cudowności, która scaliła jego ciało z… pełnowymiarowym zamkiem. Takim murowanym, z basztami, mostem zwodzonym i całym dobrem inwentarza. Odmieniony bohater rusza siać zamęt i zniszczenie, szykując się jednocześnie do ostatecznego starcia z wąsatym hydraulikiem. Tym razem jednak Mario (którego głos pierwszy raz w historii serii podkłada Kevin Afghani) otrzymuje wsparcie od księcia Floriana. Jak się później okaże, jego zdolności będą nieocenioną pomocą w naszej wędrówce.



Bo chociaż ogromne wrażenie na wszystkich zrobiła przemiana Mario w słonia, to jednak ważniejsze mechaniki zaszyte zostały w odznakach, które może nosić Florian. To dzięki nim nasz bohater wydłuża swój lot, trzymając czapkę niczym spadochron, skacze wyżej z przykucu, wykrywa ukryte na planszy przedmioty czy też, niczym Spider-Man, strzela w ścianę pnączem i w taki sposób się do niej przyciąga. Część odznak kupimy u napotkanych sprzedawców, ale pozostałe odblokujemy na specjalnych poziomach, które pomogą nam bliżej zapoznać się z nowymi mocami. Florian może je zmieniać nie tylko przed rozpoczęciem wybranego poziomu, ale również po każdej porażce, dzięki czemu niemalże w locie możemy dostosować nasze zdolności do przeszkód napotkanych po drodze.

 


Trudno jest w tym tytule narzekać na różnorodność na jakimkolwiek polu – nowe przygody Mariana oferują obłędnie piękną grafiką z całym wachlarzem ślicznych animacji, całkowicie nowe przemiany postaci, 12 grywalnych bohaterów, aż 24 odznaki ze zdolnościami do zdobycia, 6 światów do zwiedzenia i niesamowitą grywalność w akompaniamencie genialnej muzyki skomponowanej przez Koji Kondo. Twórcom udało się dokonać rzeczy, która jest rzadko spotykana w branży: grając w "Super Mario Bros. Wonder", ani razu nie poczułem się, że już gdzieś dany element widziałem. Cały czas miałem poczucie świeżości płynące z zastosowanych rozwiązań. Tak samo było w przypadku muzyki, która jest na tyle przyjemna, że stanowi dopełnienie czystej frajdy płynącej z grania. To jest magia Nintendo, która potrafi nas cofnąć do lat szczenięcych niczym Antona Ego z "Ratatuj" po skosztowaniu tytułowego dania.



Jest jednak łyżka dziegciu w tej baryłce miodu. Jeśli graliście w "New Super Mario Bros U Deluxe", to wiecie, jak dużo frustracji i jednocześnie zabawy dostarczało przeszkadzanie znajomym, poprzez spychanie ich postaci prosto w przepaść. Tego tu niestety zabrakło; Nintendo zdecydowało się usunąć kolizję postaci kierowanych przez graczy. Będąc przy minusach, trudno nie wspomnieć o czasie potrzebnym na przejście tej produkcji, a ten, jeśli wierzyć systemowi konsoli, to mniej niż 10 godzin. Oczywiście, potem zostają do odkrycia jeszcze pojedyncze poziomy, zbieranie medali i pozostałych nasion, ale podejrzewam, że większość graczy skończy w czasie podobnym do mojego i będzie czuło niedosyt.

 


"Super Mario Bros. Wonder" jest z pewnością dowodem na jedną rzecz: platformówki 2D mają się bardzo dobrze i jest to gatunek, którego nie trzeba wywracać do góry nogami, żeby uczynić go atrakcyjnym dla kolejnych pokoleń graczy. Wystarczy odrobina miłości, kreatywności i pietyzmu, żeby stworzyć mały cud. Nowemu Marianowi zabrakło trochę do bycia ideałem, ale to zdecydowanie produkcja, która skradła moje serce i kilka godzin z życia. Jestem pewien, że to samo czeka Was.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones