Veni, Vidi, UBI-ci

Historia widziała upadki wielu cywilizacji. Imperium Rzymskie, Majowie i inne ludy zakończyły swoje istnienie w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Podobny los spotkał Osadników od Ubisoftu,
Dlaczego nowi "Settlersi" zawiedli? Recenzja gry
Historia widziała upadki wielu cywilizacji. Imperium Rzymskie, Majowie i inne ludy zakończyły swoje istnienie w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Podobny los spotkał Osadników od Ubisoftu, którzy zniknęli blisko 13 lat temu, tylko po to żeby ukazać się w nowej, dość kontrowersyjnej odsłonie. Turbulencje w procesie produkcyjnym i czas sprawiły, że o grze zapomnieli praktycznie wszyscy – zdaje się, że również wydawca, bo z okazji premiery trudno było znaleźć jakąkolwiek recenzję. Czym nowi "Osadnicy" zasłużyli na ten los?



"Settlers: New Allies" jest grą pełną konfliktów. I nie mam tu na myśli dosłownych potyczek z przeciwnikami, bo one są istotą tej gry, chodzi raczej o metaforę. Mamy tu bowiem do czynienia z grą, która jest równie ładna, co zabugowana – momenty, kiedy udało mi się rozegrać więcej niż jedną misję bez wyrzucenia mnie do pulpitu, zaliczam jako zwycięstwo. Każda taka sytuacja oznaczała konieczność restartu komputera, bez tego bowiem nowa produkcja Ubisoftu nie chciała się ponownie włączyć. Kiedy jednak gra działała i nie przypominała mi w brutalny sposób o tym, że najwyższa pora zrobić porządek z ikonami na pulpicie, to oferowała naprawdę solidną rozgrywkę. Do wyboru mamy dwa tryby gry – kampanię dla pojedynczego gracza, której ukończenie zajmuje około 12 godzin, oraz potyczki po sieci lub lokalnie z SI. Nieważne, co wybierzecie, Wasze zadanie będzie takie samo – trzeba zarządzać osadą w taki sposób, żeby zarówno w kategoriach ekonomicznych, jak i wojskowych wyprzedzać innych.



Zasady gry są proste jak to tylko możliwe. Nie musimy przejmować się, czy nasi osadnicy mają jedzenie czy nie – pokarm służy tylko do przyspieszania pracy konkretnych budynków. Jedyne, na czym musimy się skupić, to surowce, a z tym już bywa różnie. O ile w przypadku kampanii jest to uproszczone, bo zawsze mamy ustaloną pozycję startową, która na pewno w okolicy ma wszystko czego nam potrzeba, o tyle w przypadku starć po sieci czy też lokalnie, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Bardzo często większym wyzwaniem niż wroga armia będzie brak surowców potrzebnych do zbudowania własnej. Jeśli będziecie mieli na tyle szczęścia, że gra umieści Was nad wodą, to ratunkiem będzie port, który pozwala przehandlować posiadane surowce na złoto, a za nie kupić wszystko, czego dusza zapragnie. Schody pojawiają się jednak w momencie, kiedy dostępu do wody nie ma i trzeba wysyłać inżynierów na czasochłonne zajmowanie terenu i szukanie surowców. 



I tak przechodzimy do kolejnej bolączki gry, a mianowicie tego jak żmudna jest rozgrywka. Jedna misja potrafi trwać średnio koło godziny-półtorej i wynika to głównie z samego tempa naszych jednostek. Odruchowo szukałem na ekranie przycisku do przyspieszania gry; byłoby to z jednej strony zbawienne, ale z drugiej – obnażyłoby długość kampanii, która pozbawiona sztucznego przedłużania, trwa bardzo krótko. Jeśli przyzwyczailiście się przez trzy dekady do przerywników, które są integralną częścią rozgrywki i pojawiają się same w ważniejszych momentach, to szykujcie się na rewolucję – w "Settlersach" będziecie je odpalać poprzez naciśnięcie ikony filmu pojawiającej się nad budynkami. Dziwny zabieg, ale nie pierwszy, dla którego nie jestem w stanie znaleźć logicznego wyjaśnienia.



Osobny akapit należy się mikrotransakcjom w grze – choć nie należą do bardzo natarczywych, ich obecność w samej grze trudno jest uzasadnić. Sprzedawanie skórek dla elementów naszej osady jest w moim odczuciu zupełnie zbędne, a przyśpieszenia, które można kupić, pozwolą nam zdobywać więcej kryształów, które z kolei służą do odświeżenia cotygodniowych wyzwań. Podsumowując – gra nic nie zyskała dzięki sklepowi poza niesmakiem u graczy. 



"Settlers: New Allies" stoi w rozkroku – gra nie może się zdecydować, czy chce być grą usługą czy tytułem dla fanów serii, którzy chcieli klasyczną strategię. Brakuje tu rozwinięcia rozwiązań, które w tym gatunku istnieją od lat. Mamy tu raczej dziwną mieszankę sprawiającą wrażenie, jakby ktoś w trakcie produkcji uznał, że jednak warto zrobić z niej grę z elementami MOBA. Finalnie dostaliśmy produkt nie wiadomo dla kogo, nie wiadomo po co.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones