Na starych śmieciach

Baśniowe krainy mają to do siebie, że prędzej czy później przypałęta się wkurzony mag-megaloman, o dawnych krzywdach przypomni sobie zła królowa albo przybędzie znikąd jakaś inna mroczna siła,
Na starych śmieciach - recenzja "Trine 5"
Baśniowe krainy mają to do siebie, że prędzej czy później przypałęta się wkurzony mag-megaloman, o dawnych krzywdach przypomni sobie zła królowa albo przybędzie znikąd jakaś inna mroczna siła, która chce spopielić uprawne pola i poburzyć świątynie. Stąd mieszkańcy takiego pozornie tylko rajskiego świata mają nieustannie przechlapane, bo nie znają dnia ani godziny, kiedy znowu się coś rypnie. Tak skonstruowane są też kolejne części "Trine", gdzie spokój to mrzonka, bo nasi bohaterowie co i rusz muszą ratować siebie i innych z opresji.



Lepsze jest wrogiem dobrego i kiedy ekipa Frozenbyte na wysokości trzeciej części miała ambicję nieco zmienić istniejącą formułę, próba ta spotkała się z chłodnymi reakcjami graczy, którzy chcieli powrotu do tego, co było. Dlatego deweloperzy podkulili ogony i czym prędzej wycofali się na z góry ustalone pozycje, odpuszczając sobie nowinki i eksperymenty. Stąd "Trine 5: A Clockwork Conspiracy" to kolejna wycieczka na dobrze nam już znane tereny, gdzie nie zmieniło się nic, stare drzewo nadal rośnie tam, gdzie rosło, a rozlatująca się stodoła niefrasobliwego sąsiada jeszcze nie zdążyła się obalić. Kto miał styczność z poprzednimi częściami tej najeżonej łamigłówkami, dwuipółwymiarowej platformówki, ten odnajdzie się od razu; a kto nie miał, może spokojnie swoją przygodę rozpocząć w tym miejscu.



Fabuła jest prosta, niemalże pretekstowa i niestety mało angażująca. Nasi bohaterowie – złodziejka Zoya, rycerz Pontius i mag Amadeus – zostają zaproszeni na przyjęcie wydane na ich cześć, lecz na miejscu okazuje się, że niejaka Lady Sunny ma niecne zamiary i zamiast imprezy przyszykowała intrygę mającą na celu odebranie im mocy. Całej trójce udaje się jednak zbiec. Do pokonania nasza dziarska ekipa ma multum najeżonych pułapkami leveli, a na ich drodze staną chociażby mechaniczni wojownicy Lady Sunny, istne zabójcze cuda ówczesnej techniki. Ale to wszystko jedynie mało znaczące tło, bo nowy odcinek serialu "Trine" to jakby paczka z nowymi etapami do pokonania. Mechaniki, bohaterowie i zasady się nie zmieniły, czyli mamy więcej tego samego, co niekoniecznie jest minusem.



Bo "Trine 5: A Clockwork Conspiracy" to nadal dobra gra dająca kupę autentycznej frajdy wynikającej z każdej rozwiązanej zagadki. Każda z nich polega na utorowaniu sobie przejścia dalej. Dostępne postacie (jeśli gramy samotnie, możemy się między nimi dowolnie przełączać; jeśli wybierzemy opcję multiplayer, każdy steruje kimś innym, ale herosi mogą się też duplikować) posiadają wyjątkowe zdolności umożliwiające im manipulowanie otoczeniem. Trudność pokonywania praktycznie wszystkich przeszkód polega mniej lub bardziej na manipulowaniu zasadami fizyki, stąd umiejętności postaci ułatwiają przesuwanie mebli, przewracanie kolumn czy konstruowanie prowizorycznych kładek.



Zoya, dysponująca łukiem, potrafi nie tylko przecinać sznury celnymi strzałami i z daleka opuszczać platformy, ale także przywiązywać liny między metalowymi pierścieniami, po których potem przechodzi. Pontius to ludzki czołg, mało finezyjny, ale skuteczny, zdolny rozwalić zabite deskami przejścia i osłonić się przy pomocy tarczy przed pociskami wroga. Amadeus posiada dar magii i potrafi wyczarować coś z niczego, chociażby skrzynie, z których da się dostać do wyżej położonych części planszy albo budować mosty. Co ciekawe, gra aktywnie dostosowuje poziom trudności zależnie od trybu i kiedy gramy bez pomocy przyjaciół, łamigłówki są nieco prostsze niż te przeznaczone do rozwiązania przez grupę. Niektóre da się ogarnąć na różne sposoby, choć najczęściej wydawało mi się, że dzieje się to raczej przypadkiem, a gra jednak narzuca nam jedyny słuszny sposób przejścia danego elementu, ale zwykle zagadki są zmyślne, logiczne i dają mnóstwo satysfakcji. Czyli nadal praktycznie jedyna wada "Trine" to to, że… ciągle jest "Trine".



Rozgrywce nieustannie towarzyszy uczucie deja vu, bo nadal nie znaleziono złotego środka, jak utrzymać sprawdzoną formułę przy jednoczesnym jej rozbudowaniu i odświeżeniu. Mamy niby drzewka umiejętności, które odblokowujemy i rozwijamy, ale jest ich tak dużo, że niekiedy nie sposób podczas mocowania się z jakąś przeszkodą przypomnieć sobie dość wcześnie, że na przykład przy pomocy tarczy możemy Pontiusem przelecieć krótki dystans, a Zoya potrafi wypuścić kilka strzał naraz. Nadal nie naprawiono słabiutkiego, topornego i nużącego systemu walki, ale na szczęście owych sekwencji jest mało. I dobrze, bo psują one tempo "Trine 5: A Clockwork Conspiracy", gry dynamicznej, która nigdy nie zatrzymuje nas przy zagadce dłużej, niż ustawa przewiduje, ładnej graficzne i dobrze zbilansowanej. Tyle że takiej samej jak poprzednie.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones