Na śmierć i życie

Symetria, zwana przez klasyka estetyką głupców, raczej nie sprawdza się w sztuce. A gry wideo są przecież fantazjami o naprężaniu mięśni, zdobywaniu coraz większej mocy, o ciągłym progresie i
Recenzja "Xenoblade Chronicles 3" na Nintendo Switch
Symetria, zwana przez klasyka estetyką głupców, raczej nie sprawdza się w sztuce. A gry wideo są przecież fantazjami o naprężaniu mięśni, zdobywaniu coraz większej mocy, o ciągłym progresie i dążeniu do asymetrii potencjału gracza oraz jego przeciwników. "Xenoblade Chronicles 3", najnowsza odsłona szacownej serii erpegów studia Monolith Soft, odwraca ten wektor. Opowiada o świecie, w którym niemal wszystko jest przedmiotem równoległego rozwoju. Dwa zwaśnione królestwa w nieprzerwanym klinczu. Dwa ideologiczne bieguny i dwie drużyny bohaterów reprezentujących swoje krainy. Czerń i biel jako barwy ochronne. Życie i śmierć jako awers i rewers tej samej monety. Wreszcie – trzecia część sagi jako symboliczne połączenie dwóch poprzednich – nawet na oficjalnej grafice promocyjnej bohaterowie obserwują relikty znajomych, wymarłych cywilizacji. 

  

Akcja rozgrywa się w rajskiej krainie Aionos, pokaleczonej i wyjałowionej przez niekończącą się wojnę. Żołnierze frakcji Keres noszą hebanowe uniformy, ich rynsztunek pochodzi z repozytorium steampunku, a w walce są precyzyjni i bezlitośni. Ich wrogowie z państwa Agnus noszą białe, zwiewne szaty, w boju przypominają tancerzy, zaś ich maszyny bojowe wyglądają jak opancerzone, anielskie zastępy. Nikt nie pamięta, o co poszło. Wiadomo jedynie tyle, że trzeba walczyć do ostatniej kropli krwi. I walczą wszyscy, bo też wszyscy mają o co – ludzie z Aionos żyją tylko dziesięć lat, a jeśli nie chcą swojej gorzkiej egzystencji skrócić jeszcze bardziej, muszą żywić się śmiercią innych. Z melancholią – jak to w życiu – walczyć można jedynie za pomocą sztuki i wzniesionych wokół niej rytuałów. Podczas gry, na ciągnących się aż po horyzont polach bitew, będziemy znajdować ciała poległych. Grając na flecie, odeślemy ich dusze do lepszego świata. Muzyka dosłownie łagodzi tu obyczaje – wciśnij przycisk, by nadać bezsensowi sens. 

  

Jak nietrudno się domyślić, złamanie fabularnej symetrii prowadzi do małego trzęsienia ziemi. Wrogich sobie bohaterów tąpnięcie spycha z kursu kolizyjnego i zarazem wypycha w świat, o którego istnieniu nie mieli pojęcia. Podróż ku oświeceniu, rozumiana jako sprzeciw wobec metafizycznego porządku dziejów, to fundament każdego dobrego jrpga. Nie inaczej jest w "Xenoblade Chronicles 3", gdzie heroizm kiełkuje na gruncie samoświadomości, przekory, wiary w przyjaźń, słowem – na gruncie humanizmu. To gra o potężnej skali, ewokująca wiele szlachetnych emocji, ale i wymagająca benedyktyńskiej cierpliwości. Postacie drugoplanowe wydają się ledwie nakreślone, by nagle, po trzydziestu godzinach zabawy odsłonić bijące serca i kruche wnętrza. Odwiedzane przez nas kolonie są punktem uzupełnienia zapasów i pozwalają szybko się przegrupować, ale zaludniają je również ciekawi bohaterowie, z własnymi lękami, nadziejami i obsesjami. W zasadzie każdy element rozgrywki ma jakieś drugie dno, każda opowieść jest szkatułką i tylko od nas zależy, ile z niej wyciągniemy. 



Ekspozycja, co można już uznać za regułę gatunku, jest poprowadzona przyciężką ręką – pierwsze godziny to setki stron tekstu i samouczek na samouczku. Kiedy jednak przebijemy się przez scenariopisarskie zasieki i postawimy stopę na rozległej łące oddzielającej Agnus od Keresu, karuzela atrakcji rozkręca się na dobre. Tereny są olbrzymie, a eksploracja otwartego świata sprawia mnóstwo frajdy. Każdy zakątek skrywa cenne skarby, zboczenie z utartej ścieżki owocuje niespodziewanymi pojedynkami, nawigacja jest przejrzysta i płynna. O tym, by skrzyżować z kimś (lub z czymś) oręż, decydujemy najczęściej sami – choć bywa i tak, że rozsądzamy cudze spory albo ruszamy w sukurs zbłąkanym wędrowcom. Misje poboczne, w dwóch poprzednich częściach sagi idące w setki, funkcjonują teraz na nieco innych prawach: są nie tylko lepiej napisane, ale i inteligentniej skonstruowane, stają się nawet elementem większych mechanik (np. odhaczania "znajdziek" na specjalnych kartach). Gra sygnalizuje je na mapie i dba o to, byśmy nie nadkładali drogi, a opowieść trzymała się wyraźnej, fabularnej struktury. Grami o podobnej skali rządzi zazwyczaj nierozwiązywalny paradoks: choć centralnym motywem fabularnym jest wyścig z czasem, prokrastynacja jest mile widziana. Twórcy "Xenoblade Chronicles 3" radzą sobie z tym, jak mogą: ciągłe widmo śmierci oraz konieczność rutynowego odbierania życia zostają stematyzowane na poziomie samej mechaniki, zatem wszelkie fakultatywne czynności wydają się uzasadnione.



System walki to klasyczne połączenie starć w czasie rzeczywistym z turowymi interwałami. Po zainicjowaniu pojedynku postacie z naszej drużyny (do sześciu) atakują wrogów automatycznie. Wymieniając ciosy, nabijają pasek kombinacji specjalnych, które następnie odpalamy ręcznie. Niektóre z takich ciosów muszą spaść na korpus, inne powinny być wyprowadzone od tyłu, jeszcze inne – z powietrza bądź z boku. Część umiejętności specjalnych tworzy leczniczą aurę, są też takie, które zwiększają zadawane przez nas obrażenia albo osłabiają potencjał bojowy wroga. Zdobywanie punktów doświadczenia, rozwijanie synergii pomiędzy konkretnymi członkami drużyny oraz żonglerka umiejętnościami specjalnymi zamienia tradycyjną jrpegową "grę w klasy" w zaskakująco elastyczny system. Drużyna chamów, która wchodzi razem z drzwiami, a potem pyta, czy można? Nie ma problemu. Defensywny skład, idealny do długiej walki pozycyjnej? Czemu nie. Kolektyw indywidualistów, w którym każdy – niczym na szkolnym podwórku – chce strzelać bramki? Nic nie stoi na przeszkodzie. Choć początkowo pojedynki przypominają kreskówkowy kłąb kurzu, rozbłysków i fruwających kowadeł, z czasem uczymy się dostrzegać każdy subtelny detal: sygnalizowany atak, ostrzeżenie od skrzydłowego, czyjąś gotowość do przemiany w supermegazorda, możliwość zainicjowania drużynowej kombinacji. Jest w czym dłubać i czym się ekscytować, a o to przecież w grach rpg chodzi. 



Podczas sześćdziesięciogodzinnej odysei nie wszystko zobaczycie i nie wszędzie postawicie stopę. Nie szkodzi. Przepiękny świat, pełen majestatycznych gór i zalesionych kotlin, zachwycających panoram i majaczących na bezkresnym horyzoncie ruin dawnego świata w każdej minucie zabawy spełnia obietnicę wielkiej przygody (w trybie "zadokowanym" gra potrafi się zakrztusić bądź zgubić piksele, ale dramatyczne spadki jakości obrazu są na szczęście pieśnią przeszłości). Z kolei odmierzone z aptekarską precyzją elementy fantasy, science fiction i new age’u składają się na jedną z najoryginalniejszych estetycznie wizji w całym gatunku. "Xenoblade Chronicles 3" to przepiękne zwieńczenie cyklu, a także intelektualnie stymulująca, emocjonalnie satysfakcjonująca i głęboko humanistyczna opowieść o równości. Nie mylić z symetrią.
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones