Recenzja serialu

Człowiek z Wysokiego Zamku (2015)
David Semel
Daniel Percival
Alexa Davalos
Luke Kleintank

Nazistowska Rzesza, Japońskie Stany, szwajcarski ser

Ogląda się to nieźle, klimat jest wyrazisty. Chociaż scenariusz jest dziurawy jak szwajcarski ser.
Żeby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości, już na wstępie przyznam, że nie znam literackiego pierwowzoru, więc siłą rzeczy moja opinia opierać się będzie wyłącznie na wrażeniach i wnioskach po obejrzeniu pierwszego sezonu.

"Człowiek z Wysokiego Zamku" przedstawia wizję alternatywnej historii XX w. w sytuacji, gdy to Państwa Osi wygrały II wojnę światową. Akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych, które podzielone zostały na strefy Cesarstwa Japonii, Wielkiej Rzeszy Nazistowskiej oraz Neutralną. Mamy więc atmosferę okupacji, obowiązuje godzina policyjna, działa ruch oporu, a Amerykanie i Semici traktowani są jak obywatele drugiej kategorii. I właśnie atmosfera jest jednym z najjaśniejszych punktów produkcji Amazon Studios. Ponure, szare i brudne ujęcia. Spokojna, przygrywająca w tle muzyka plus fryzury i samochody z lat 60. tworzą naprawdę ciekawy, posępny klimat. Do tego wszechobecne patrole na ulicach, niepokojące odgłosy, huki, wystrzały słyszane gdzieś w tle… Tego co widzimy na ekranie nie można oczywiście w żaden sposób porównać do wydarzeń, które znamy z historii naszego kraju, ale i tak daje to obraz świata, w którym nikt z nas nie chciałby żyć.

W takich okolicznościach poznajemy głównych bohaterów: Julianę (sztywna Alexa Davalos), która przypadkowo zaczyna angażować się w działalność ruchu oporu po tym jak jej siostra zamordowana została przez Kempeitai (Japońska Żandarmeria Wojskowa), jej chłopka Franka (postać fatalnie napisana i zagrana przez Ruperta Evansa) oraz Joe Blake (Luke Kleintank), który przypadkowo poznaje Julianę, gdy oboje znaleźli się w Strefie Neutralnej. Wymienione trio uzupełnia paleta postaci drugoplanowych na czele z wysokim oficerem SS Rudolphem Wegenerem (Carsten Norgaard), ministrem handlu Nobusuke Tagomim (znakomity Cary-Hiroyuki Tagawa) oraz przede wszystkim fenomenalnym Rufusem Sewellem grającym obergruppenführera Johna Smitha. Jego kreacja jest szalenie wielowymiarowa. Zimne spojrzenie oraz niepewność czy za chwilę poklepie kogoś po plecach czy skaże na śmierć bliskiego współpracownika tworzą jedną z najciekawszych serialowych osobistości ostatnich lat. Chociaż trzeba przyznać, że ciekawym i oryginalnym pomysłem było uczynienie jednego z głównych bohaterów personą w wymowie skrajnie negatywną to właśnie postacie drugoplanowe są siła napędową wydarzeń obserwowanych na ekranie. Intrygi na szczeblach władzy są  całkiem sprawnie rozpisane(nawet jeśli powielonych zostało sporo klisz), a każda ze stron ma swoje cele i motywacje co stanowi solidny kontrapunkt dla dość schematycznych wydarzeń będących udziałem głównych bohaterów.

W tym też momencie dochodzimy do największej bolączki "Człowieka z Wysokiego Zamku". Jest nią dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz. Poczynania bohaterów często charakteryzuje brak konsekwencji czy wręcz zwyczajnie nielogiczne zachowanie. W spokojnym, bynajmniej nie rządzącym przez anarchię mieście pojawia się nagle groteskowy wariat, który robi co chce, mordując na prawo i lewo. Nikt mu nawet nie zwraca uwagi, a jedynym psikusem jest przestawienie ciężarówki przez anonimowego mieszkańca. Bohaterowie zmieniają stosunek do siebie po obejrzeniu filmu w kinie, który przecież nie może być prawdziwy (a przynajmniej nie w tej rzeczywistości). Takie przykłady można mnożyć niemal w nieskończoność. Za dużo jest też wydarzeń determinowanych przez przypadek (np. okoliczności, w jakich właścicieli zmieniał pewien rysunek i  łańcuszek)…

Tempo jest raczej powolne i spokojne, akcja chwilami wręcz kameralna, ale zagrożenie nie maleje nawet na moment co pod pewnymi względami przypomina "The Walking Dead".

Ogląda się to nieźle. Poznajemy punkt widzenia polityków różnych frakcji, zwykłych szarych obywateli oraz bojowników o wolność. Wszystkie te perspektywy wzajemnie się zazębiają. Serial ma spory potencjał. Klimat  jest wyrazisty, a niektóre wątki obiecują wiele. Chętnie więc zobaczę ciąg dalszy, który mam nadzieję powstanie, zwłaszcza że ostatni odcinek zakończył się intrygującym cliffhangerem. Myślę, że mogą nas  jeszcze czekać absorbujące 2-3 sezony. Gdyby tylko zmienili scenarzystów… Pomimo irytujących wad warto jednak zapoznać się z pierwszym sezonem. 
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones