Recenzja serialu

Klan (1997)
Paweł Karpiński
Krzysztof Gruber
Zygmunt Kęstowicz
Halina Dobrowolska

Ikona polskiej telewizji

Pośród wielu rodzimych filmów, programów i seriali to właśnie "Klan" zajmuje szczególne miejsce. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najbardziej znana polska produkcja, bo chyba nie ma człowieka,
Pośród wielu rodzimych filmów, programów i seriali to właśnie "Klan" zajmuje szczególne miejsce. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najbardziej znana polska produkcja, bo chyba nie ma człowieka, który nie kojarzyłby tytułowej piosenki, albo chociaż raz jej nie słyszał. Mam nadzieję, że ten rozgłos nie przedostaje się za granicę, bo naprawdę nie ma się czym chwalić.
 
Serial już dawno przekroczył granicę tysiąca odcinków i, jeśli wierzyć statystykom, nadal bije rekordy popularności, która sama w sobie stanowi dla mnie fenomen. Jak bowiem coś takiego może codziennie przyciągać przed telewizory miliony widzów? Spróbujmy przyjrzeć się temu bliżej...
 
Na początek warto przybliżyć gatunek opery mydlanej (a "Klan" niewątpliwie się do takich zalicza). Otóż pokazuje ona codzienność bohaterów pochodzących najczęściej z klasy średniej. Ma za zadanie przybliżyć nam życie zwykłych ludzi, takich jak my, i jest idealną odskocznią, dla tych wszystkich, którzy są zmęczeni fantasy, horrorami, nawalankami i innymi bzdetami dla dzieciaków... „W nierealny wierzysz świat, w świat którego nie ma, gwiazdki z nieba nie dostaniesz i zapłaczesz nieraz” mówią słowa znanej i jakże prawdziwej piosenki. Szara rzeczywistość w brutalny sposób różni się od tego, co oglądamy w telewizji. "Klan" stara się wyjść na przeciw tym, którzy zdają sobie z tego sprawę, trafić w gusta widzów i dać im bohaterów przypominających ich samych, czyli po prostu pokazać prawdziwe życie. Jak z tym naprawdę jest, można się łatwo przekonać. Wystarczy oglądać jedynkę w godzinach od 17.30 do 18.00 od poniedziałku do piątku.

Docelową grupą odbiorców tego serialu są prawdopodobnie stateczne gospodynie domowe, które po całym dniu pracy potrzebują czegoś lekkiego i przyjemnego na nudne popołudnia. Chcą postaci, z którymi można się zżyć, albo (jeśli można trafniej to określić) żyć ich życiem, paradoksalnie często nie mając własnego. Może stąd właśnie bierze się ten fenomen popularności? Widzowie nie znają rzeczywistości i myślą, że ona naprawdę wygląda tak jak w "Klanie". Zbyt śmiała teoria? A może po prostu ludzi męczą już trudy codzienności i potrzebują uciec w utopię, jaką twórcy tegoż arcydzieła próbują stworzyć?

I tu właśnie dochodzimy do sedna, bo "Klan" ma tyle wspólnego z prawdziwym życiem, co niezwykle realistyczne filmy o przygodach Supermana czy "Power Rangers". Wszyscy są dla siebie grzeczni i mili, nikt nie przeklina, nie ma przemocy (już nawet kościelna "Plebania" jest brutalniejsza), a każdy problem zostaje prędzej czy później rozwiązany w korzystny dla wszystkich sposób. Od tych słodkości można dostać mdłości i po którymś z kolei odcinku wymiotujemy już miłością epatującą z ekranu, która zwyczajnie przytłacza. Tu bokami wychodzi misyjność TVP. Wszystko musi mieć głębszy przekaz, być delikatne i ugrzecznione. Taka cenzura nigdy nie wpływa dobrze na efekt końcowy. Nie inaczej jest w tym przypadku. Wydawałoby się, że nie da się zrobić strawnej produkcji, spełniając oba te warunki... Jednak się da... Przykładem tego jest wspomniana już wcześniej "Plebania", której twórcy mają do siebie trochę dystansu (wiedzą w końcu, że biorą udział w serialu niskich lotów) i ironii, która okazuje się zbawienna w skutkach. Tam naprawdę jest śmiesznie i miło, natomiast "Klan", który do końca stara się być poważny, pouczający i ambitny, z każdym kolejnym odcinkiem coraz głębiej zapada się w bagno, które sam sobie przygotował.

Nie chodzi już tylko o cenzurę przekładającą się na zupełny brak realizmu. Tam kuleją też pozostałe elementy. Scenarzyści wkładają bohaterom w usta tak fatalnie napisane dialogi, że słuchamy tego z zażenowaniem. Wypowiadane teksty są prawie tak samo naturalne, jak gra aktorów. Pani Izabela Trojanowska chyba spędziła za dużo czasu na deskach teatru. Jej profesjonalizm najbardziej widać w niezwykle naturalnych scenach płaczu, które scenarzysta podsuwa jej nader często, jakby specjalnie chciał zwrócić naszą uwagę na ten element jej aktorskiego kunsztu. W tej dziedzinie równać się z nią może chyba tylko Maja Ostaszewska ze swoim cudownym występem w "Katyniu". Była postacią tragiczną w każdym tego słowa znaczeniu. Niewiele lepiej spisuje się reszta ekipy. Kaja Paschalska, która zagrała tam chyba tylko po to, żeby ludzie zauważyli, jaką świetną jest piosenkarką (wcześniej nikt nie słyszał o niej, ani o jej muzyce). Dało to trochę inny efekt i już na zawsze pozostanie ona w naszych sercach jako Ola Lubicz. Panowie Karol żenujący żart Strasburger i Tomasz nigdy nie jeżdżę po pijanemu Stockinger wcale nie są lepsi i dołączają do całej gamy beznadziejnych postaci, jaką zgotowali nam twórcy filmu. To tylko niektóre przykłady, gdyż nie chce mi się wymieniać wszystkich. I bez tego "Klan" ma dostatecznie dużo wad.

Wypadałoby wspomnieć co nieco o muzyce. Poza tytułową bardzo dobrze znaną piosenką jest jeszcze kilka melodii lecących w tle podczas niektórych scen i próbujących budować napięcie tam, gdzie go nie ma. Tego typu zagrywki psychologiczne sprawdzają się w produkcjach dla dzieci, ale nie w poważnych filmach, a takim jest, a raczej próbuje być "Klan". Jeśli dodamy do tego fakt, że to, co dzieje się na ekranie żadnego napięcia nie wzbudza, a muzyka sztucznie je wprowadza otrzymamy mieszankę, która szybko przyprawi co bardziej inteligentnych widzów o mdłości.

Siłą, a także esencją serialu są pojedyncze sceny. To właśnie one kumulują cały jego styl i wszystkie zalety. Na YouTube krążą setki ich parodii. Dzięki temu można do woli rozkoszować się ulubionymi momentami. Do moich faworytów należy scena z Bożenką, która straszy koleżankę szczotką do kibla („Błażej idź przynieś z łazienki wiesz co...”). Nie można oczywiście zapomnieć o kultowych tekstach takich jak „Bożesz ty mój” i „Dzieci umyjcie rączki”.  

Prawdziwą perełką, którą zostawiłem sobie na koniec, jest postać Ryszarda Lubicza. Urzekający? Męski? Wspaniały? Jaki naprawdę jest Rysio z "Klanu" (taki przydomek nadali mu fani)? Tego nie da się opisać. To trzeba zobaczyć. Piotr Cyrwus wykreował bohatera, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Ta rola zniszczyła mu karierę. Jego gwiazda błyszczy tak mocno, że czasem aż trudno patrzeć w ekran. Nie dziwi więc fakt, że Rysio jest obecnie najbardziej znaną postacią polskiej telewizji, dlatego też nie pozostało mi nic innego, jak tylko z całego serca polecić ten serial wszystkim, którzy nie znają jeszcze definicji kiepskiego filmu. "Klan" będzie dla nich doskonałym obrazem instruktażowym. Zadaniem recenzenta jest jeszcze podanie zalet. Niestety ja takowych nie znalazłem.
1 10
Moja ocena serialu:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones