Pomysł na każdy z odcinków oryginalny - chociaż obejrzałem wszystkie lub prawie wszystkie, nie dostrzegłem żadnej fabularnej kalki, poza oczywiście eksploatacją znanych widzom owych
Kto z Państwa podjąłby się narysowania czterech pingwinów (one wszystkie są przecież identyczne, do tego stopnia, że same za młodu czasem się gubią, który jest samcem, a który samicą i niedoświadczeni pingwini chłopcy próbują zapładniać swoich kumpli) tak, żeby na pierwszy rzut oka było wiadomo, który jest który? A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nickelodeon Animation Studios
DreamWorks Animation
Świetnie nakreślone, wyraziste postacie. Czterej główni pingwini bohaterzy, wbrew wszelkim prawom fizyki i przyrody, różnią się znacznie nie tylko wyglądem. Wyraźnie inne mają też temperament, inteligencję, umiejętności, a w oryginalnej wersji również akcent. Ale i każda z pozostałych postaci ma swoje indywidualne właściwości. Gdyby któremukolwiek z wiernych widzów serialu podać jakieś trzy najbardziej charakterystyczne cechy dowolnej z nich, natychmiast odgadnie, o którą chodzi.
Pomysł na każdy z odcinków oryginalny - chociaż obejrzałem wszystkie lub prawie wszystkie, nie dostrzegłem żadnej fabularnej kalki, poza oczywiście eksploatacją znanych widzom owych wyróżniających każde ze zantropomorfizowanych zwierząt atrybutów.
A polskojęzyczna wersja ma wyjątkowy atut, którego nie mogę przypisać żadnej innej produkcji. Jest lepsza, niż oryginał! Czy choćby fraza z końca czołówki "Cute and cuddly, boys!" (Słodko i przytulaśnie, chłopaki!) może się równać z polskim "Suszymy ząbki, panowie!"? Do tego dubbing przedni, m.in. w wykonaniu jednego z moich ulubionych aktorów, Jarosława Boberka.
Nickelodeon Animation Studios
DreamWorks Animation
I jeszcze jedno - serial wykorzystuje rzeczywistość w maksymalnym stopniu, na ile konwencja pozwala. Ten ogród zoologiczny faktycznie istnieje w Central Parku w Nowym Jorku. I brama z dzwonem (Delacorte Clock) też, choć tak naprawdę nie jest wejściem do Zoo. Autentyczne tła są bardzo zbliżone do tego, co widzimy na ekranie. I nawet centralny wybieg jest identyczny, jak w realu, z jedną różnicą - nie pingwiny po nim biegają, tylko jakieś słonie morskie czy coś w tym rodzaju. Ale pingwiny też można tam obejrzeć, tyle że w innym, zdecydowanie mniej wyeksponowanym miejscu. I jedynie mityczne, przerażające Zoo w Hoboken (to prawie dzielnica Jersey, po drugiej stronie rzeki Hudson od Manhattanu, miejsca zamieszkania naszych pingwinów) chyba naprawdę jest czysto mityczne, jako że pomimo intensywnych poszukiwań (co "szklany", czyli obecnie ciekłokrystaliczny ekran potrafi zrobić z człowiekiem), nie udało mi się tam namierzyć niczego, co w jakimkolwiek stopniu przypominałoby ogród zoologiczny.