Niektórzy zwyczajnie powinni sobie darować oglądanie tego serialu skoro wszystko jest do d*py. To pierwszy od dawna sezon, który był ciekawy - nie było żadnej gwiazdy historii, ale sama historia była gwiazdą. Było krwawo jak na slasher przystoi, a jednak w stylistyce AHS. Starano się przedstawić barwne charaktery, a nie wydmuszki i/lub przerysowanych szaleńców. Zabrakło tych do znudzenia odtwarzanych wątków o sile kobiet (o, ironio w nurcie, który napędzają final girls), czy wrzucania na pierwszy plan lgbt tylko dla tego, żeby były na pierwszym planie. Jedyny problem, co chyba jest już zmorą serii, to finał - nudnawy, wątki skończone szybko i niechlujnie.

również tego nie rozumiem. ogółem odnoszę wrażenie, że ten cały hejt to jest już tylko tak dla zasady. za każdym razem gdy jest nowy sezon pojawiają się bardzo podobne zarzuty: że scenariusz do dupy, aktorzy do dupy, że za mało krwi lub (mój ulubiony komentarz ever) że bezsensowna brutalność. że zakończenie za mało tragiczne. albo też że za dużo poprawności politycznej czyt. kolorowych aktorów i wątków LGBTQ+. żenada. najlepsze gdy ludzie już po pierwszy odcinku są w stanie powiedzieć, że cały sezon jest denny.

mnie ten sezon absolutnie zachwycił. zdecydowanie jeden z moich ulubionych. na nowo zakochałam się w latach 80. Ryan Murphy i Brad Falchuk po raz kolejny udowonili, że pomimo braku obecności flagowych i najbardziej lubianych aktorów są w stanie stworzyć naprawdę fantastyczny sezon. dużo osób komentowało, że bez Evana Petersa to to już nie będzie to samo, a ja szczerze powiedziawszy kompletnie zapomniałam oglądając sezon 9 że powinno mi go brakować.

Bo niektorzy sa zwyczajnie poyebani :] chocby im tort wyssral cherubin zlotem i lawenda to i tak beda narzekac ze okragly, a nie kwadratowy czy trojkatny ;]