Renegaci i wykolejeńcy własnego losu. Tacy są głowni bohaterowie pierwszego sezonu "Black Lagoon". Właściwie są to dwie serie po ,,naście" odcinków każda (a nie jakieś tam dwa sezony na siłę rodzielane), dla tego tytułu. Powinny być one zamknięte w jednym wspólnym cyklu - związanym tematycznie i osią czasu pod prostą nazwą 'Black Lagoon". Czy To Revy, czy to Dutch, Benny i w końcu Rock - załoga najemników i specjalistów od brudnej roboty w jednym, otwierają się przed widzem powoli. Dramat też tu ma miejsce, jednakże akcja rozrysowuje się najsolidniej! Trylogia z Robertą i Garcia Lovelace, myślę, to mocno potwierdza. Dochodząc do sedna mojego krótkiego wywodu, na koniec zadam Wam małe pytanie, czy zauważyliście, że w bodaj 6 lub 7 odcinku pierwszego sezonu, Rock opowiada Revy kawał o.... Polakach? To był ,, żarcik" w stylu ,,ile Polaków potrzeba do wkręcenia żarówki?" "Black Lagoon" oglądam na Netflixie, w wersji anglojęzycznej z polskimi napisami. W kontekście takowego śmieszkowego kawału język lektorów w udźwiękowieniu anime nie ma znaczenia; najbardziej liczące się w rozmiarze wydźwięku żartu jest samo tłumaczenie napisów. Chyba, że rzeczywiście chodziło o ,,taki tam żarcik o Polakach", bo przecież tak nas stereotypowo się w świecie widzi, czyż nie?