Californication
powrót do forum 2 sezonu

Właśnie skończyłem oglądanie piątego sezonu i muszę stwierdzić, że to druga seria najbardziej przypadła mi do gustu, była tą "właściwą", gdzie wszystkie elementy były idealnie wyważone. Pierwsza - w porządku, fajne wprowadzenie, ale nie powiem, żebym się zakochał bez reszty. Ponadto finałowy odcinek - zwyczajnie bzdurny (mam na myśli tą całą ucieczkę sprzed ołtarza). W "dwójce" jest to, czego oczekiwałem właśnie po tego typu serialu: sex, drugs & rock'n'roll. Postać Lew Ashby'ego to bez dwóch zdań najciekawsza i przy tym najbardziej sympatyczna postać drugoplanowa w trakcie trwania całego cyklu o Hanku Moodym. Jest pieprznie, niegrzecznie i bardzo rozrywkowo. W trzecim sezonie już nieco słabiej, choć też znajdą się ciekawe wątki i postaci. Niestety, zaczyna sie też przesadne mitologizowanie głównego bohatera, który urasta do rangi superbohatera, któremu "żadna-się-nie-oprze" i osiąga to już miejscami rozmiary karykaturalne. Najsłabsza "czwórka", w trakcie trwania której po raz pierwszy poczułem naprawdę znużenie i zadałem sobie pytanie, czy jest sens to dalej ciągnąć. Odcinanie kuponów, nijakie postaci (patrz: pani adwokat) i absurdalne założenie całego wątku "prowadzącego". Owszem, Kalifornia posiada dosyć popieprzone prawodawstwo, ale bez przesady - po latach wyciągnięta sprawa seksu z nieletnią (przy czym nieletnią oznacza tu... siedemnastolatka! Phi) i jeszcze nazywanie tego "gwałtem" - nie kupiłem tego od początku do końca, tym bardziej, że od samego początku było wiadome że nie wsadzą ulubieńca publiczności za kratki. Powrót do formy nastąpił na szczęście w piatej serii - oczywiście i tu znajdzie się sporo "odgrzewanych kotletów" (sytuacja z chłopakiem Becci to nic innego jak powtórzenie wątku z Mią), ale widać, że twórcy chcieli nieco odświeżyć formułę i wpakowali w to sporo wysiłku. Doceniam. Inna rzecz, że daje się zaobserwować pewną prawidłowość - postaci, które z początku budziły sympatię lub były choćby obojętne widzowi, z czasem zaczynają budzić rozdrażnienie. Mam tu na myśli zwłaszcza Beccę - rozwydrzona, pyskata gówniara emo, której po prostu nikt nigdy nie przyłożył porządnie w tyłek. Jako dzieciak jeszcze "uchodziła", później już niemalże wyłącznie "wpienia". Kolejna "osóbka" która zapisuje się w niechlubny sposób, to nikt inny jak sama "pani Moody", Karen - niezdecydowana kretynka, która wiecznie się mota, na przemian obrzuca bohatera obelgami i wciąga go do łóżka, bezustannie mieszając mu w głowie i jeszcze wylewając z siebie swe mądrości zakompleksionej kury domowej. Ale cóż - taka natura kobiet, w tym akurat muszę oddać rację twórcom serialu - udało im się to oddać bezbłędnie. W miarę upływu czasu coraz bardziej męczące stały się również persony Charlie'go i Marcy. Pierwszy to sprzedawczyk bez honoru, druga - niby wyluzowana "laska", która lubi się zabawić, a tak naprawdę wulgarna baba, która bez przerwy rzuca tanimi kawałkami o charakterze fizjologicznym. Patrząc z tej perspektywy, stwierdzam, że to jednak całe szczęście, że Asby w finale drugiej serii umiera - może scenarzyści też zdołaliby go mi obrzydzić. Tak czy inaczej - na pewno rozrywka lekka i przyjemna, taka do której - mimo wszystkich mankamentów - chce się wracać. No i jak na razie zakończenie pozostawia wiele dróg rozwoju. Choć znając życie - porzucą tą kwestię ot tak, od razu w trakcie pierwszych odcinków szóstej serii. Pozostaje czekać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones