Jestem dopiero po 4 odcinkach (ogladam na HBO) ale po moich rozbudzonych nadziejach na swietny "arturianski" serial nie ma juz sladu. Najwazniejsze - kto wybieral odtworce roli Artura, na litosc boska, ten gosc moglby grac klasowa ciamajde w American Pie. Pomijam juz niskiej klasy aktorstwo, ale z ta twarza i postura powinien odprowadzac konie do stajni w Camelocie. Nie popisal sie takze scenarzysta - mogac czerpac garsciami watki z arturianskich legend bawi sie w nudnawe watki z ktorych wylacznie relacja Merlin - Morgana potrafi chociaz chwilowo przykuc do ekranu. Po wspomnianych 4 odcinkach w moim odczuciu to wlasnie Merlin jest postacia absolutnie pierwszoplanowa, bo Artur wyglada na kolesia za ktorego wszystko robia inni a jego rola ogranicza sie do "bycia". Image Merlina jeszcze zniose, natomiast nie pojmuje faktu braku uzycia magii chocby raz - a okazji bylo co niemiara. Na plus warto zaliczyc scenografie z szczegolnym uwzglednieniem "widoczkow" z zamkami w roli glownej - graficy zrobili kawal fajnej roboty. Muzyka zamiast powodowac ciarki na plecach jest praktycznie niezauwazalna. Za brak Lancelota scenarzysta powinien dostac po uszach (Leontesa na podmiane nie biore w ogole pod uwage).
Ogolnie - obejrze dalej, ale bez szalonego entuzjazmu.