Powieść wydaną pod pseudonimem kupiło 1000 osób (!) dopiero po "przypadkowym" ujawnieniu prawdziwego autora stała się bestselerem. Straszą siłę przebicia ma ta baba, że ten koszmar sfilmowano. Ładne zdjęcia i sympatyczny bohater nie zrobią jednak z byle czego dzieła. Szkoda czasu na głupawą historyjkę, jak to prywatny detektyw prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa. Proceduralnie jest to nawet niemożliwe, bez dostępu do dowodów, zeznań, łażąc po ulicach miasta, marna replika Marlowa zbiera co jakiś czas łomot i odnajduje mordercę... który jest oczywisty od pierwszych 10 minut.