Pomijając niekonsekwencje twórców i marny scenariusz ostatniego odcinka – uważam, że to jest jeden z najbardziej przygnębiających finałów seriali/filmów, jakie widziałem. Kompletnie nie mogę się pogodzić z tym, że w ten sposób się to skończyło. Nie ukrywam, że wolałbym jakieś szczęśliwe zakończenie – żeby Dexter pozostał Dexterem i się po raz kolejny wywinął. Biorąc pod uwagę fakt, iż udało mu się przeżyć 10 lat bez zabijania mógłby dalej wieść spokojne życie razem z wiecznie obrażonym synem. Jednak twórcy postanowili definitywnie zakończyć historię głównego bohatera, – co samo w sobie nie było całkiem złe pod warunkiem zachowania spójności z resztą serialu. Moim zdaniem rzeczą oczywistą powinno być to, że gdy twórcy zdecydowali się na uśmiercenie głównej postaci powinni przeprowadzić to w takim sposób, żeby ta śmierć miała jakieś głębsze znaczenie. Taki zabieg pozwoliłby łatwiej pogodzić się fanom serialu z tą decyzją. Tutaj niestety mamy zupełnie bezsensowną i słabo uzasadnioną śmierć legendarnej postaci, jaką był moim zdaniem Dexter Morgan. Jeśli scenarzystą chodziło wyłącznie o przygnębienie bądź wkur*****e fanów serialu to im się to udało, ale to chyba nie o to chodzi. Jedno wiem na pewno prędzej czy później wrócę do oryginalnych sezonów. New Blood też bym obejrzał ponownie gdyż przypadł mi to gustu mroczny klimat Iron Lake, ale nie jestem jakimś masochistą żeby po raz kolejny katować się finałowym odcinkiem, który od mniej więcej drugiej połowy nic sensownego nie wnosi do opowiadanej historii – no może poza konkretnym „ryciem bani”.