Ciężko dziś uwierzyć, że Netflix zaczynał od takich perełek jak "House of Cards". Kolejny miałki zapychacz jakich ostatnio cała masa. Dodatkowo jest to już któraś z kolei produkcja, gdzie (wydawać by się mogło) dobry pomysł na scenariusz, zostaje całkowicie zepsuty i w efekcie dostajemy średnio strawną papkę. Żeby to chociaż było pochłaniające i generalnie smaczne, jak fast-food, o którym wiemy, że nie jest zdrowy ale przynajmniej daje nam chwilową przyjemność, ale nie! To jest jak pizza, którą zamówiłeś z nieznanej pizzerii w nadziei, że będzie smaczna. Tymczasem przyjeżdża do Ciebie zimna i ohydna i zjadasz kilka kawałków tylko dlatego, że żal Ci wydanej kasy a resztę wyrzucasz wkurzony do kosza.