Jak ma się zamiar coś koncertowo skopać, to lepiej chyba nie robić. Książki, na podstawie których powstał ten serial, zasługują na dużo lepszą ekranizację. A w zamian dostajemy marną podróbę „Pięćdziesięciu twarzy Grey'a”.
Odcinki krótkie, więc można się spodziewać, że bez zbędnych zapychaczy dostaniemy ciekawą historię. No ale nie. Sceny na chama ciągną się jak krówka, co wywołuje ataki ziewania. Dialogi sztuczne i bez polotu (podejrzewam, że to dialogi żywcem wzięte z książek, no ale żeby wyszło to dobrze, przydałoby się jakieś ciekawe tło do tych rozmów zrobić). A do tego jeszcze grubo ciachane przejścia między scenami, ubogo w muzykę i, co najgorsze, teatralna gra aktorki grającej główną bohaterkę. Nie wiem, może już się czepiam, ale jej jedna mina a'la ''srająca gęś na pustyni'' i dziwna maniera przeciągania wyrazów, przelała szalę goryczy.
Jedyne, co w tym serialu jest dobre, to piosenki. I są one podobno specjalnie stworzone na potrzeby serialu, więc chociaż za to należą się brawa.
Ogólnie nie polecam osobom, które czytały książki, bo co się zobaczyło, to już się nie od-zobaczy, i to może popsuć wyobrażenia o bohaterach ;)
Ale osobom, które nie czytały, też nie polecam, bo jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że książki też są takimi gniotami.