Może nie powinienem umieszzac komentarza do filmu, którego jeszcze nie widziałem, ale skoro nie ma na razie żadnych innych... Rzecz zapowiada się ciekawie i dla wielu może wręcz stać się odtrutką po mdłym i głupiutkim "Złotym wieku" Kapura.
Największym plusem jest aktorstwo. Helen Mirren juz w "Królowej" udowodniła, że granie monarchiń ma we krwi. Jeremy Irons bardzo dobrze czuje się w rolach kostiumowych, zwłąszcza tych intelektualnie ciekawych ("Misja", "Kupiec wenecki", "Królestwo niebieskie"). Hugh Dancy jest obecnie największym przystojniakiem angielskim, godnym następcą Hugh Granta. Gra całkiem nieźle, lecz przede wszystkim ma wdzięk, podbije zapewne wiele dziewczęcych serc :)
Produkcje telewizyjne nie dysponują równie wybujałym budżetem, co filmy kinowe. Kto wie, czy nie wychodzi to im na dobre. Realizatorzy muszą się bowiem zainteresować (tele)widzów czymś innym niż zapierającymi dech w piersiach efektami specjalnymi. Zwracają zatem większą uwagę na prowadzenie aktorów i scenariusz. Mam nadzieję, że będzie tak również w przypadku "Elżbiety". Zwłaszcza że telewizyjne seriale historyczne przeżywają ostatnio swój renesans - "Rzym" i "The Tudors" to powiew świeżego powietrza do gatunku.
Na razie tyle. Następny post zamieszczę po obejrzeniu filmu. Na DVD w Polsce chyba jeszcze niedostępny, lecz od czasu do czasu prezentuje go telewizja Hallmark.