Witam.
Całości jeszcze nie widziałam, ale coś udało mi się zobaczyć i przyznam, że mi się nie podoba. Jedynym, co mi, zaskakująco się spodobało, to rola Jeremy'ego Irons'a, którego normalnie nie trawię. Pani Mirren tworzy Elżbietę, jako rozhisteryzowaną słabą postać, która mnie zupełnie nie pasuje do jakiegoś wyobrażenia o tej królowej. Nie twierdzę, że Elżbieta nie była kobietą, ale z pewnością nie tak głupią i słabą, jak się ją przedstawia. Rozumiem, też że zdarza się huśtawka nastrojów, ale bez przesady, ciągły płacz, na przemian z nerwowym śmiechem w sytuacji nie do śmiechu...
Mnie to zupełnie nie pasuje.
Brutalne sceny rzeczywiście są brutalne i nie radzę oglądać z dziećmi w pobliżu, bo będą miały traumę.
Ciekawym jest dość lekkie traktowanie tematu filmu, przynajmniej mnie się tak to ogląda, jakby wszyscy dobrze się po prostu bawili razem, a że grają to co grają, no cóż...
Walsingham jest inny, aczkolwiek za mało mroczny, tajemniczy, mniej ciekawy, czy hm, nie wyrażający takiego oddania królowej, jak bym się spodziewała. To lekkie traktowanie tematu i tu się wyczuwa. Niestety. Helen Miren, może jest świetną aktorką, ale mnie tu zupełnie nie przekonuje i nijak nie sięga do pięt Blanchett, jak cały serial nie sięga filmowi "Elizabeth".
Podobają mi się jedynie, nietypowe, długie ujęcia scen, bez krótkich cięć, jest to takie wędrowanie z bohaterami po korytarzach i komnatach. Ciekawe, ale szkoda, że w marnej całości.