Poziom upolitycznienia i nienawiści do facetów jest wręcz karykaturalny, w pewnym momencie stwierdziłem, że autorzy się levelują i pi.zgają bekę z wokismu. No bo momentami jest tak żałośnie i przerysowanie, że ciężko uwierzyć, że to nie satyra.
Fabuła jest nieciekawa, pełna dziur i przewidywalna, a postacie płaskie jak naleśniki. Cuchnie komentarzem politycznym, oczywiście Trumpa trzeba gdzieś wcisnąć i bandy uzbrojonych wieśniaków z flagami konfederacji. Wszystko do tego oczywiste do bólu i niezręczne. Kathleen Kennedy to pisała czy inna obrażona zołza? Użycie sztampowych kawałków (np. smack my bitch up prodigy) świadczy o braku smaku, do tego product placement marki KIA jebiący po oczach. Kto na to wszystko dał zielone światło?
Na plus świetne zdjęcia i aktorstwo, zwłaszcza Jon Hamm i Juno Temple wymiatają, ale to tyle.