Gomorra zrobiona została tak żeby każda postacia była pozbawiona moralności jak przychodzi co do czego, mimo to zapewne każdy ma jakąś postać której kibicował, z którą sympatyzował. Jeśli o mnie chodzi to w głównym konflikcie zawsze kibicowałem, w sumie nie wiem czemu, CIro. A ulubione to Rosario, jako że jeden z jedynych wydaje się na serio traktował przyjaźń, podobnie z tego powodu chłopaki z zaułka (scena w której razem wspominają zabitego "brata" nawet wzruszająca :P ).
1. Conte
2. Rosario
3. Principe
Cieszyłem się jak w drugim sezonie pojawiło się dużo więcej Contego, szczęke zbieram z podłogi do teraz po scenie w kościele. Też się lekko wzruszyłem po tej scenie na cmentarzu, a scena jak stracił na chwilę władze a później ją odzyskał kosztem Manolo przy stole bilardowym to mistrzostwo świata.
Chyba lubimy te postacie, które w tym ogromie syfu i zła potrafią pokazać jakieś ludzkie odruchy. Ja też najbardziej kibicowałem Ciro.
Jakkolwiek głupio to brzmi - chciał stworzyć lepszą mafię ;p mniej zamordystyczną niż ta w wersji Don Pietro.
Dla mnie mega wzruszająca scena, kiedy spotkał się Ciro z Genaro a potem Ciro wrócił do córeczki a Gennaro do żony. Tak jakby obaj wybrali w tamtym momencie życie zamiast śmierci.
Uczucie do bliskich im osób przeważyło. Zamiast się wzajemnie zabijać postanowili coś tworzyć i budować.
U mnie też Ciro, mimo że szedł po trupach, w pewnym momencie coś go tknęło - jak człowieka w pędzie.
Mówił, że zabici nie dają mu spać - myślę, że mówił w przenośni, w pewnym momencie zrozumiał po prostu, że co by nie zrobił i tak nie zazna już spokoju, więc postanowił trochę "zwolnić".
Moja antypatia - Pietro, który uważał, że wszystko mu się należy upraszczając.