Cudowna drama, genialna gra muzyką (chyba najlepsza jaką kiedykolwiek i gdziekolwiek widziałem) oraz rewelacyjna kreacja IU nic tylko się zakochać.
I to jest zachecajaca recenzja ;) Długo szukałem jakiejś ciekawej dramy po wspaniałej Empress Ki, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Niestety tylko 6/10. Niby wszystko jest- świetna postać Jang Man Wook, muzyka, scenografia, kostiumy, pomysł, ALE jednocześnie te 16 odcinków strasznie się ciągło, często te sama scena pokazywana z pięciu różnych kątów, (jakby na siłę rozciągali fabułę żeby wypełnić tę 16 odcinków). Główny bohater nijaki, nie odczułam jakiejś super chemii między leadami, a tak naprawdę o wiele ciekawszy od czasów teraźniejszych był wątek przeszłości JMW, który był trochę potraktowany po macoszemu (a już na pewno zakończenie tej części- nie chce spoilerowac).
Pozytywnie zaskoczył mnie aktor, który zagrał Ponurego Żniwiarza. Zauważyłam go już w the King eternal monarch i what's wrong with secretary kim, i za każdym razem gra inną postać.
Miałam podobnie. Niby fabuła i wykreowany świat są bardzo ciekawe, ale między głównymi bohaterami kompletnie nie ma chemii (plus główny bohater z nie do końca jasnych powodów piekielnie mnie irytował, o wiele bardziej polubiłam choćby Sancheza, a przecież za wiele się nie napojawiał na ekranie).
I również znacznie bardziej chwyciła mnie za serce opowieść o przeszłości (i tamten romans, mimo że tak naprawdę niewiele sobie mogliśmy popatrzeć na to, jak przebiegał, to jednak wciągnął mnie znacznie bardziej niż współczesny).