House of Cards
powrót do forum 5 sezonu

Nie macie wrażenia, że Frank postępuje jak skończony idiota tak mniej więcej od 4 odcinka już do końca?

Wszystkie jego decyzję, już nawet nie będę wyliczał, kończą się dla mnie fatalnie. Utrzymywanie statusu Yatesa by sobie sobie pisał książkę w białym domu, powołanie Ushera, utrzymywanie Durant, spotkanie z dawnym prezydentem, nieumiejętność w kontaktach z Romero, kontakty z "panią" Davis. Jedno wielkie nieustanne pasmo porażek Franka, ciągle jest w defensywie, nie umie niczego przewidzieć i wszystkie jego teksty do widzą są głupie, bez żadnej błyskotliwości.

I na koniec serwują nam to, że Frank celowo sabotował swoją prezydenturę by...odejść do sektora prywatnego i tam naprawdę rządzić USA. Przy czym potrzebuje jeszcze cudu - załatwienie Romero, ten cud się zdarza znikąd [od Ushera, ale pojawia się to gdy już jest po wszystkim] i na dodatek musi polegać na żonie, której w żadnej mierze [jak sam się przekonał] nie może ufać. I musi polegać w sytuacji gdy mówi jej o tym, że ostatnie pół roku ich życia było farsą przygotowaną przez niego.

Claire zrobiła to co zrobiła, ale załóżmy, że by uniewinniła Franka. Co dalej? Frank podbija świat mając małe pole brzoskwiń w Gaffney? Co takiego ma osiągnąć w sektorze prywatnym? Cóż za idiotyczny wątek, kompletnie wyciągnięty z gardła psa jakiegoś scenarzysty.

Zresztą to nie tylko Frank, to wszystkie postacie straciły koloryt. Doug jest cichym nieudolnym frustratem. Leane [Le Ann czy jak tam jej] jaką totalnie chaotyczną idiotą, która niczego nie potrafiła przewidzieć. Claire jest nudna, potem łatwowierna, potem nudna, potem żałosna, potem nudna i na koniec kreskówkowo mściwa. Yates został nudziarzem przemykającym się w sypialni aż wreszcie kończą jego męczarnie. Davis jak na taki wielki mózg i działanie w cieniu, wydaje się totalnie groteskowa z tymi swoimi machinacjami.

Jedyną postacią, która mnie ciekawi jest Usher, nie do końca wiem czego ten gość chce i gdzie ma go to zaprowadzić. Zobaczcie moment zaprzysiężenia Franka, gdy ten nam macha. Nie przypomina wam to sceny z Frankiem, gdy zaprzysięgano Walkera?

Motyw Conway'a, tego jak przegrał wybory, jest dla mnie KOMPLETNĄ porażką tego serialu. Rozumiem, że scenarzyści mają amerykanów za idiotów, ale...no serio? Gubernatorzy zamykają ośrodki wyborcze, szczególnie ten drugi w Ohio robi to "bo jak nie, to zobaczysz!". Czy w ogóle ktokolwiek zadał sobie trud wyobrażenia takiej sytuacji w realnych życiu? I co? Conway przegrywa z powodu 2 taśm...tylko tyle? Co z jego wątkiem wojskowym, co z tą jego terapią, co się tam wydarzyło? Byłem niemal pewien, że zakończy się to na jakieś ostatniej debaty, gdzie Conway będzie miażdżył Franka i nagle na widowni wstanie jakiś typ, który był wtedy z nim podczas tej akcji i Conway się popłacze i załamie.

Powrót Tuska, ta cała masońska maskarada, moment w którym olśniło Franka, żeby skończył jako wyrzucony za korupcje prezydent z groźbą wyroku nad głową. Kiedy go olśniło, gdy upadł na błoto. Czemu wątki w ogóle w tej serii się nie zawiązują?

I jeszcze raz na koniec Frank - Co się z nim stało? Skończył w pokoju hotelowym bez grosza i bez żadnej pozycji. Oddał władzę, którą spokojnie mógł zachować i teraz w 6 sezonie będziemy oglądali co? Jego powrót? Dominację sektora prywatnego? Żadna z tych opcji nie będzie wiarygodna. Ten sezon pogrzebał serię.

Niestety.

ocenił(a) serial na 10
Kapiszczur

duzo w tym racji ogolnie wydaje sie ze scenarzystom sie pomysly skonczyly i teraz krecenie kolejnych intryg jest mocno naciagane. niestety.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones