House of Cards
powrót do forum 5 sezonu

Czy tylko ja spodziewałam się więcej? Odszedł Beau Willimon, a z nim odeszło tempo, dreszczyk, nieoczywistość fabuły. Nowe postaci jakoś nie przekonują: kongresmen bez charyzmy, a pani wicesekretarz ds handlu przywodzi na myśl Q z Startrek The Next Generation. Frank nużący, monologi Clair nieprzekonujące, a cała jej postać w tym sezonie bardziej irytuje niż przeraża i frapuje. Najciekawszy moment to chyba kiedy wyznaje miłość Tomowi, kiedy raz jedyny pokazuje miękkie podbrzusze, ludzką twarz, by potem zabija kochanka w sposób perwersyjnie okrutny. Ale doprawdy trudno się jej dziwić, bo postać nadwornego kochanka pani Underwood absolutnie mnie ujęła w poprzednim sezonie, a w obecnym od pierwszego odcinka Tom był snującym się po ekranie i kładącym się do łóżka nudziarzem z wyraźnym fatum wiszącym nad jego głową. I jeszcze jeden ciekawy moment: kiedy Doug dowiaduje się o roli kozła ofiarnego jaką przyjdzie mu odegrać, i te budzące się w nim wątpliwości... Postać Leanne w ogóle jakoś do mnie od początku nie przemówił, zagrana marnie, więc jej koniec nie wywołał emocji.

I ten brak emocji to grzech główny sezonu. Niby wiele się dzieje, mnożą się wątki, postaci, suspensy, ale nie wciąga to, nie przekonuje. I nie bez winy jest tu chyba i obsada i twórcy. Wygląda to na odrobioną pańszczyznę, a nie robotę z pasją wykonywaną. Oczywiście obejrzę kolejne sezony, bo trudno będzie odmówić sobie przyjemności bycia świadkiem upadku Underwoodów, ale nie będę już czekać na więcej z wypiekami na twarzy.

M_G_

Zgadzam się w 100%. Akcja zaczyna się rozkręcać dopiero w połowie sezonu ale pomimo nowych sytuacji, wątków , postaci tak naprawdę emocjonalnie nie dzieje się nic. Ten sezon przypomina mi Doktor Housa. Niby każdy sezon o czym innym, ale tak naprawdę motyw główny powtarza się cały czas ten sam. Trzeba kogoś przekupić,a jak nie to spowodować wypadek żeby nic nie gadał.... Robi się nudno. Uważam że sezon 6 powinien być ostatni. Niech naładują w niego wszystko co najlepsze i niech zakończą serial tak żeby nie był ciągnącą się nijaką telenowelą bo właśnie do tego zmierza sezon 5-ty.

ocenił(a) serial na 5
M_G_

I jeszcze te trupy na około, nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak? Durant spada ze schodów przeddzień przesłuchania, Yates znika bez śladu, Leann ma wypadek, trener Franka zastrzelony, ten informatyk popełnia samobójstwo.... trochę dużo zbiegów okoliczności.

ocenił(a) serial na 8
Smigol

Durant, podejrzane, ale bywa. Yates jest mało znaczącą postacią, ot pisarz, wyjechał by pobyć w samotności, zyskać wenę, nikogo to nie obejdzie. LeeAnn ma wypadek samochodowy, takie się zdarzają. Nie była o nic oskarżona, nie miała zeznawać. Nic podejrzanego zatem (zwłaszcza, że to CIA ją ubiło), to samo z informatykiem, zabitym przez służby. A i nie zdziwię się, jak w jego śmierć wrobią LeeAnn (miała przy sobie broń z której zginął). Trener Franka żyje, pomyliłeś postać zastrzelonego informatyka z nim zapewne.

Tak naprawdę, tylko Durant jest tu niepewnym ogniwem i naciąganą sprawą, bo Francis raczej nie ma 100% pewności co powie ona, gdy dojdzie do siebie.

ocenił(a) serial na 9
truegod

Ten trener właśnie nie żyje. Został postrzelony jak wbiegł na trawnik Białego domu.

ocenił(a) serial na 8
hopss

Mhm, zatem sam sobie winien. Ochrona Białego Domu zareagowała tylko na wtargnięcie, więc też śmierć bez żadnych podejrzeń i podtekstów.

ocenił(a) serial na 7
truegod

Sorry, ale przy takiej ilości wrogów jaką mają Underwoodowie Yates spędzający cały czas w Białym Domu już dawno zwróciłby uwagę amerykańskich Plotków i Pudelków. Jego zniknięcie tym bardziej. W poprzednie zabójstwa byli zaangażowani bezpośrednio tylko Frank oraz Doug, teraz mamy co najmniej kilka osób, takie coś wcześniej czy później musi wyjść na jaw, zwłaszcza, że wrogowie Underwoodów kasy na przekupstwa mają mnóstwo.

ocenił(a) serial na 8
andand22

Hmm... myślę, że przykład Kennedy'ego pokazuje, że jeśli zamieszane w to są osoby na najwyższych stołkach i/bądź służby to prawda wyjść na jaw wcale nie musi. A media zawsze się zajmie a to terroryzmem, a to Rosjanami itp.

ocenił(a) serial na 7
truegod

Teraz są inne czasy i inne media. Tabloidyzacja postępuje na całym świecie. To co udawało się ukrywać Kennedy'emu nie udało się już Clintonowi, choć romanse tego drugiego nie dorastały do tego pierwszego. Zrozumiałbym, gdyby to były jakieś pojedyncze spotkania jak w przypadku gejowskiego romansu Francisa, ale przecież Tom praktycznie mieszkał w Białym Domu przez kilka miesięcy. Personel Białego Domu to ponad 150 osób, jasne, że większość nie ma wstępu do prywatnych pomieszczeń, ale on spędzał tam całe dnie i noce wcale specjalnie się nie kryjąc. Niemożliwe, żeby to nie zwróciło niczyjego zainteresowania.

M_G_

Początek sezonu nudny, przegadany. Dopiero póżniej akcja nabrała tempa. Ale ;), Stwierdzenie, zapisanie w scenariuszu, że Francis sabotował swoją prezydenturę jest absurdalne . On szedł po trupach dosłownie i w przenośni, żeby zostać prezydentem. Czy to wcześniej jako wiceprezydent czy tez później manipulując i de facto wygrywając wybory.
I poddał się rezygnując.

Usher, doradca, który zdradzi swoich mocodawców. Tak było z Conwayem, z Clarie ( usunął trupa, ale go zatrzymał w chłodni wiedzać, ze to karta przetargowa), tak też będzie z Francisem, gdy Usher będzie miał w tym interes.

M_G_

Jak dla mnie 1 sezon to było mistrzostwo, a każdy kolejny sezon nawet w połowie się nie umywa do 1. Niestety

ocenił(a) serial na 7
M_G_

dla mnie ten serial w całości jest sporym rozczarowaniem. po około 2 tyg przebrnąłem przez wszystkie sezony. i nie było w tym emocji. oglądałem ten serial jak mecz w którym jesteśmy pewni wygranej , pozostaje tylko kwestia jak wysoko. serial jest bardzo nierówny. od momentu kiedy "odeszli" kongresmen Russo i Zoe, całkowicie traci tempo. wątki mega powtarzalne ( szukanie poparcia dla kolejnych głosowań i wyborów). mase ciekawie rozwijających sie wątków porzucone , albo niedokończone.... jakby w ogóle scenarzystą zabrakło pomysłu, albo jakby musieli z czegoś zrezygnować bo aktor postanowił odejść ( wątki z Jacki, Rachel, Freddym, Lucasem, Gavinem, Lisą itd). dla mnie dużym błędem jest , że Underwoodowie nie mają konkretnego antagonisty ( a może raczej protagonisty) , który przez wszystkie sezony podgrzewałby atmosfere i trzymał napięcie ( jak np. w Billions role Bobbiego vs Chuck).
Moim zdaniem pod koniec 5 sezonu serial wyraznie nabrał tempa i nowe cele jakie obrał sobie Frank i Claire mogą wyjść całej serii na dobre.
Nie rozumiem tak wysokich not dla całej serii ( może dlatego ze jestem politologiem i to ze polityka jest "brudna" jakoś mnie nie dziwi). Sezon pierwszy absolutnie wybitny, pózniej coraz słabiej i pod koniec 5 sezonu amplituda rośnie.
Za pierwszy sezon 9, za całość 7.

M_G_

Ja jestem w sumie bardzo rozczarowany. Wcześniej tak jak faktycznie miło się oglądało różne sztuczki i przekręty, manipulacje to było fajnie. Robi się suchy ten serial. Już obrzydliwa była ta wydłużana relacja Claire i tego gościa z którym sypiała. Końcówka była zamknięciem suchara. Uważam, że można było ten sezon zamknąć w 2-3 odcinkach i skończyć godnie.

Swoją drogą polecam dla odświeżenia Designated Survivor. Nie jest może taki wspaniały jak House of Cards... na początku próbowałem szukać wielu podobieństw i to był błąd. Serial bardzo fajnie zrobiony i zaskakuje w wielu momentach.

M_G_

Moja recenzja piątego sezonu :)


Piąty sezon “House of Cards” był słaby, to chyba już popularna opinia. Coraz to wymyślniejsze przeszkody na drodze do prezydentury Underwood’ów sprawiły, że serial ogląda się jak karykaturę dawnego siebie. Gdy Frank w końcu sięga po upragniony urząd prezydenta, okazuje się, że liczne błędy przeszłości go doganiają. Następnie rezygnuje ze wszystkiego, o co tak długo walczył, dodatkowo podkreślając, że ów rezygnację już dawno zaplanował, tym samym wyprzedzając swoich wrogów.

tumblr_oqvlyqqoYz1vgclt1o4_540.gif

Nic nie wnoszące wątki pobocznych bohaterów oraz ograne motywy z poprzednich sezonów (postać Alexa Romero) sprowadziły na serial pokłady nudy. Nawet formalne zmiany (jak Claire łamiąca czwartą ścianę) nie zdołały wprowadzić świeżości, a niektóre wątki (romans Claire i Toma) kończą się w najbardziej przewidywalny (acz wizualnie ciekawy) sposób.

W tym sezonie Claire mówi “Happiness isn’t my concern” i jest to zdanie niezwykle pasujące do bohaterów serialu. Zastanawiać się wręcz można co w ogóle jest celem Underwood’ów. Wydaje się, że zarówno twórcy, jak i główna para bohaterów zatracili tę wiedzę i błądzą w poszukiwaniu celu. Zatracony klimat pierwszych sezonów może wrócić, i oby tak się stało, bo szkoda byłoby patrzeć na Underwood’ów odchodzących w złym stylu. Myślę, że sama para zainteresowanych byłaby potwornie zawiedziona. Ba, osoby odpowiedzialne powinny drżeć o swoje życie.


Więcej recenzji/artykułów znajdziesz tutaj: https://www.facebook.com/zeszytyfilmowe/

ocenił(a) serial na 8
M_G_

Fabuła właściwie przeskakuje nad momentem największego napięcia i widzimy już zwycięstwo Franka, cały ten wątek z wyborami jest głupi i przesadny, nie prościej było wykończyć przeciwnika, niż tworzyć kilkumiesięczny klincz polityczny ? Dalej już totalnie wszystkich poniosło z tym kopaniem pod sobą, żeby samemu zdecydować jak odejść ? No i najgłupszy wątek homoseksualny pomiędzy Frankiem, a tym nowym trenerem osobistym - ludzie litości ! Wydaje się, że od 3 sezonu twórcy nie wiedzą co dalej, w którą stronę pójść jaką całościową opowieść zafundować widzom.

ocenił(a) serial na 7
hagen_filmweb

Dlaczego wątek homoseksualny najgłupszy? Skoro zabrakło Meechuma, a z żoną Francis nie sypia, to naturalne, że jakoś będzie chciał rozładować napięcie seksualne.

ocenił(a) serial na 8
andand22

Dla mnie to ociera się już o jakiś pastisz, nic nie wskazywało, że Frank ma ciągoty homoseksualne, dwa ma problemy z seksem po operacji i przeszczepie wątroby, ale to nie znaczy, że zmienił orientację. Dla mnie to taki króli z kapelusza, który pasuje jak pieść do nosa, zresztą zakończenie tego wątku absurdalne i co on wniósł do fabuły ?

ocenił(a) serial na 7
hagen_filmweb

Sugestie, że Frank jest biseksualny były już w pierwszym sezonie - odcinek na uczelni ze starymi przyjaciółmi (w 5 sezonie było potwierdzenie, że ze zmarłym Timem Corbetem łączyła go kiedyś miłość). Po drugim sezonie i trójkącie z Claire i Meechumem nie można było już mieć wątpliwości.

ocenił(a) serial na 7
ocenił(a) serial na 8
M_G_

Jeżeli powstanie 6 sezon to na pewno nie będę go oglądał, bo niestety ale 5 sezon był gwoździem do trumny, chciałem rzucić oglądanie w połowie, mnóstwo niedociągnięć, nonsensów, których kilka wymienię.
Po pierwsze - kompletnie sknocona rywalizacja Underwood-Conway. Pamiętam debatę w prawyborach gdy Frank załatwił Jackie, było to zrealizowane z rozmachem, czuć było tego amerykańskiego ducha polityki jako show. W 4 sezonie Conway zostaje tak pokazany jako dziecko nowej ery, popularny dzięki mediom społecznosciowym. Bardzo trudny rywal do pokonania, którego Frank powinien w błyskotliwy sposób pokonać w debacie pokazując swoje doswiadczenie. Tymczasem mielismy tylko namiastkę w postaci rozmowy przez skype. W ogóle nie jest też wyjasnione dlaczego ludzie głosowali na Underwooda, który nie zostaje przedstawiony jako kandydat medialny za to mocno kontrowersyjny bo mimo, że nic nie udowodniono to smrodek został jeszcze z czasów komisji nr 1 i wiceprezydentury. W 3 sezonie było America Works i Frank miał cel, chciał zostawić swoje piętno na kraju, przejsc do historii. Miała być o tym książka, a potem wątek zarzucono, bo trzeba było wrzucić wypełniające pseudopsychologiczne analizy i wątek "miłosny". Z Francisa zrobiono kolesia, który grzeje fotel. Nie dziwne, że mu się po 2 latach zaczęło nudzić. A przecież to nie był oportunista, pragnął władzy i owszem, ale sekretarza stanu chciał by przejsc do historii jako ten,który rozwiąże problem Bliskiego Wschodu. Gdzie to się podziało?

Druga sprawa - głupie decyzje. Na końcu 4 sezonu mamy zapowiedź terroru i początek jest obiecujący gdy Frank walczy o przepchnięcie totalnej militaryzacji. Tylko potem scenarzysci poprowadzili to w całkowicie nierealny sposób. Ta walka o Izbę i Kongres, zabrakło postaci z jakąkolwiek osobowoscią, chyba chcieli powrócić do ducha pierwszych sezonów, ale nie wyszło. Ponadto kompletne pominięcie roli wyborców - USA to kraj demokratyczny, gdzie kongresmeni naprawdę martwią się o swoje stołki i nie ma szans, by przepychali na prezydenta Franka jesli przegrał wybory. Sąd Najwyższy też by tego nie klepnął(zostaje to wyjasnione wakatem, ale ktos zapomniał, że Supreme Court to nie TK idą tam sędziowie z renomą na dożywotnią kadencję, a nie jacys partyjni nominaci, więc to by nie przeszło). Zabrakło intrygi, chciano to pokazać na chama, a widzę tyle fajniejszych rozwiązań np. problem z liczeniem głosów(jak w realu Floryda walka Bush-Gore, zostaje to nawet przez Franka wspomniane, mógłby to być realny powód do powtórnej elekcji). Czy nawet odgrzanie wątka terrorystycznego i zajęcie jednego z lokali wyborczych(w Ekipie fajnie zostało cos podobnego zrealizowane, wyobraźcie sobie, ogromne napięcie, dzień wyborów, w USA nie ma ciszy wyborczej więc newsy co godzinę i nagle cos takiego, presja opinii publicznej, zakładnicy, apele kandydatów i makiaweliczny ruch underwooda, który wszystkich zaskakuje i daje mu zwycięstwo).

Inny przykład - sprawa komisji, która już prawie ma Franka w garsci lecz własnie pojawia się Frank Wszechmogący, który wyciąga hak i Romero jak potulny piesek zwija komisję. Jak to wytłumaczyć wyborcom. Poza tym po co on się pcha do polityki skoro jednym hakiem mozna go połozyć na łopatki. Różnica pomiędzy komisjami z sezonu 2 i 5 kolosalna. Btw, nwm czy to było zamierzone przez twórców, ale wątek z biletami i inauguracją jest nawiązaniem do dwóch sytuacji. Pierwsza to inauguracja Walkera gdy Frank zdradza nam, że będzie pod nim kopał dołki. Druga to rozmowa z Tuskiem i słynny tekst o berlińskiej prostytutce. Gdyby Romero za upokorzenie jakiego doznał załatwił Franka wówczas byłoby to takie ładne zamknięcie opowiesci. O tym jak zapomina wół jak cielęciem był, o lekceważeniu przeciwników, bo patrzy się na nich z wysoka. Wielka szkoda.

Zrzucenie sekretarz ze schodów sobie daruję, jaka była szansa, że skręci sobie kark. To było absurdalne. Podobnie jak angażowanie Durant w brudne gierki, przecież Frank taki cynik, a z jakiego powodu miała być mu lojalna i łamać dla niego prawo. Z wdzięcznosci?

Podsumowując ten sezon to klapa. Twórcy wydają się być tak samo znużeni jak sam Frank co wydaje się przedstawiać w ostatnim odcinku. Motywacja bohaterów nie jest znana chyba nawet im samym. Wyborcy w ogóle nie są istotni stanowią anonimową rozwrzeszczaną tłuszczę pod płotem.

magistrala24

,,Sąd Najwyższy też by tego nie klepnął(zostaje to wyjasnione wakatem, ale ktos zapomniał, że Supreme Court to nie TK idą tam sędziowie z renomą na dożywotnią kadencję, a nie jacys partyjni nominaci, więc to by nie przeszło)"
Federalny SN jest upolityczniony. Co do TK - wyskoczyłeś z tymi partyjnymi nominatami nak filip z konopi. Zapoznaj się najpierw z tym, przez jakie partie sędziowie byli wybierani i jak potem się zachowywali. To może być dla Ciebie zbyt trudne zadanie, więc Ci je odrobinę ułatwię - choćby przypadek Pszczółkowskiego, który w lutym sprzeciwił się Przyłębskiej, a niedawno podpisał się pod dwoma listami protestacyjnymi ,,starych" sędziów TK. Sędziowie TK mają długą kadencję, mandat nieodnawialny, zarabiają tam niezłą kasę, także w stanie spoczynku. Jeśli chcą być samodzielni w wyrokowaniu, mają ku temu narzędzia. Dożywotniość sędziów jest absurd, oby nie doszło do tego w Polsce.

niunia123_filmweb

jak*
to absurd*

M_G_

Co najbardziej mnie denerwowało (i tak samo chyba było w poprzednim sezonie), to że Frank jako jedyny ma wielki plan rozpisany co najmniej na pół roku, wszystko idzie zgodnie z nim i wszystkich może ustawiać jak chce. W pierwszych sezonach też miał plany, ale było wiele nieprzewidzianych sytuacji, na które musiał reagować elastycznie, dopasowywać się, modyfikować strategię, bo okazywało się, że w pewnych momentach ktoś był sprytniejszy od niego. Tymczasem teraz wszystko idzie po kolei, nie ma żadnych zawahań, a przez to żadnych emocji dla nas. A jeśli już uda się zwieść widzów, to wytłumaczenie jest uwłaczające ich inteligencji i zrobione na chybcika (tak było z wyborami, gdzie Conaway jeszcze w czwartym sezonie był realnym przeciwnikiem, potem wygrywał, a koniec końców pogrążyło go jedno nagranie, wcale nie takie kompromitujące, jeśli porównać je z działalnością Franka; tak samo ze starannie "zaplanowaną" rezygnacją Franka). Jedyną osobą powodującą zmianę jest Claire, ale w tym sezonie udawało się to jedynie przez to, że Frank dawał jej okazję, bo nie traktował jej jako słaby punkt. Niewiele rzeczy działo się z jej inicjatywy, tak jak było w 4 sezonie, kiedy często była o krok przed Frankiem i walka była równa.
Dziwny jest wątek Ushera i Davis. Nagle, po 4 sezonach, okazuje się, że de facto światem rządzi szara eminencja, której do tej pory Frank jakoś nie zauważał? Samo wprowadzenie Ushera do historii było bardzo słabe - gość rządzi wszystkimi z tylnego siedzenia, a pojawia się dopiero w piątym sezonie znikąd. Wystarczy pomyśleć o tym, że wcześniej w przypadku jakiejkolwiek akcji w kongresie, trzeba było budować sojusze, przekupić/zastraszyć iluś tam kongresmenów, liczyć każdy głos. W tym sezonie wystarczy jeden telefon Ushera i po sprawie - partia przekonana, kongres zagłosuje, nie było sprawy, przejdźmy dalej.
Jeszcze jedno, co wkurzyło mnie w tym sezonie, to kompletne olewanie ludzi, wyborców. To jak najbardziej sprawdzało się w pierwszych sezonach i walkach w kongresie o ustawy, stanowiska itp. ale jest kompletnie niewiarygodne na poziomie prezydentury i wyborów powszechnych. Conway wygrał, a jedyni protestujący to kilkadziesiąt osób pod płotem Białego Domu, żadnych masówek? Było to rozczarowujące, tym bardziej, że uderzył mnie pokazany kilka razy kontrast między zwykłymi ludźmi, którzy nie spełniali próśb władz (np. brat gościa uratowanego przez Conwaya albo zachowanie córki Millera) a wszystkimi rządzącymi, którym wystarczyła jedna obietnica/groźba od kogoś z administracji Franka i już tańczyli, jak im zagrano.
Postać Franka przez to, że koniec końców wszystko mu wychodzi, stała się najzwyczajniej w świecie irytująca.

ocenił(a) serial na 6
M_G_

Zgadzam się. Brakuje napiecia, blyskotliwych komentarzy. Zamiast pojsc w jakosc wątków i postaci poszli w ilość. Rozczarowanie jest tym większe że 4 sezon byl calkiem calkiem niezly.

ocenił(a) serial na 8
M_G_

Chwała bóstwom, że wreszcie dobrnąłem do miałkiego zresztą finału.
5-ty sezon był tak naciągany, jak kondom w azjatyckiej rozmiarówce na wacka mandingo ze stajni Brazzers.

ocenił(a) serial na 7
M_G_

nie chce mi się rozpisywać więc napiszę tylko tyle - V sezon jest najsłabszym z dotychczasowych . . .

M_G_

Piąty sezon najzwyczajniej w świecie znudził mnie okrutnie.... Niby dużo się działo, ale właściwie akcja szła do przodu kompletnie bez ładu i składu, bez przemyślenia. Szybkie tempo, tylko podszyte NICZYM.... Bezsensowne rozmowy, absurdalne wątki, postaci bez jaj i charyzmy.... Po 4 niezłych sezonach i przyzwoitym poziomie, piątym jestem zniesmaczona.... Oglądnęłam tylko i wyłącznie dla zasady, ale bez specjalnej przyjemności. Nawet Frank był w tym sezonie nijaki....Eh, może twórcy przeanalizują błędy tego sezonu i w nasępianym wystrzelą jakąś torpedą... Oby!

M_G_

Skończyłem oglądać 5 sezon i prawdopodobnie jest drugim najsłabszym sezonem po nieszczęsnym słabym 3 sezonie (który to uważam za najsłabszy na dzień dzisiejszy). Wcale też nie odczułem, że Willimona brakuje (szczerze powiedziawszy to dopiero dowiedziałem się z tego tematu xd). Fakt, pojawiały się bzdury i im dalej z tym serialem tym większy nacisk na political fiction z naciskiem na słowo fiction ale poza tym.. to dalej Domek z kart. Pierwsza połowa sezonu z Conway'em nawet mi się podobała, zwłaszcza od jego strony: pokazano, jak sobie nieradzi ze stresem, w zasadzie. Druga połowa.. cóż. Jeśli nie Usher, który swoją drogą jest świetny (chyba za sprawą aktora) to Davis, która pojawiła się w zasadzie z d*py (rozumiem, nowa postać, jakieś tajemnice i w ogóle ale.. ale gdzie się podziewała przez ostatnie 4 sezony? Gdyby to była postać młoda to bym zrozumiał ale chyba celowo zatrudniono tę a nie inną aktorkę i właśnie w takim wieku). Plot-twist na koniec z Frankiem to jest to, co mnie kompletnie (i dosłownie!) rozwaliło.. w zasadzie chyba z tego powodu oceniam słabiej ten sezon niż pozostałe. Mam wrażenie, że plot-twist musiał być taki a nie inny aby Claire mogła się łatwo wybić i, o ile mi to nie przeszkadza że z Claire robi się kolejny potworek, odbiło się to niestety kosztem postaci Francisa. Za nic w świecie nie kupuje jego logiki rozumowania i o ile rozumiem 'kontrolowany upadek' o tyle nie rozumiem, czemu prezydentura wydała mu się nagle 'słaba' i czemu zaufał Claire w tak WAŻNEJ sprawie jak w zasadzie jego los.. przecież ułaskawienie to naprawdę gruba sprawa zwłaszcza, gdy Frank puścił wodze fantazji aby z siebie zrobić debila. Strasznie, ale to strasznie nie leży mi to w osobie Francisa, który - jeśli już założyć, że postawiłby na Claire i jej ułaskawienie - przynajmniej przygotowałby się na ewentualność, gdyby jednak go nie ułaskawiła (a tutaj smętny monolog do widza, że jeśli go nie ułaskawi to ją zabije.. serio serio!? Nie takiego Franka znałem przez 4 sezony).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones