W tym sezonie nie wydarzyło się praktycznie nic nowego, poza ciążą Lacey i powrotem matki Sadie. Myślałam, że będzie działo się coś ciekawego, a tutaj proszę- Jenna znowu zakochana w Mattym, ale dla jego dobra nie wyznaje mu miłości i płacze w poduszkę, wspominanie wszystkich jej facetów, rozpamiętywanie beznadziejnych dramatów, wieczne narzekanie na związki w wieku 18? lat... No błagam, niewiele osób w tym wieku ma za sobą udane związki i bogate doświadczenia, wydaje mi się, że ona ma jeszcze wiele czasu, choc patrząc na jej przebieg, to nie próżnowała przez ostanie lata.
Nie mam pojęcia jak scenarzyści zamierzają zakończyć serial, ale jak na razie cięzko się domyślić o co tak naprawdę chodzi, bo raczej skonczyły się pomysły. Momenty "awkward" już nie są wcale takie "awkward" jak kiedyś, Jenna jest teraz snobką, zakochaną w samej sobie.
Mam takie samo zdanie. Szkoda, że nie ma Vall ona jakoś zawsze podtrzymywała humor ;/ Zapewne zakończy się tak, że Jenna znowu będzie z Mattym albo zerwą ze sobą i Jenna uświadomi sobie, że Matty nie jest dla niej.
gdzie jest Ming? widzę tylko jakąś ciężarną na balu z tym wysokim koreańczykiem.
Ta ciężarna to bodajże najbardziej puszczalska dziewczyna ze szkoły (była na zimowym obozie), swoją drogą szkoda, że polecieli tak stereotypowo i najbardziej rozwiązłą dziewczynę zrobili ciężarną, a co do Ming to ona zniknęła w 4 sezonie- wyjechała gdzieś i więcej już o niej nie wspomniano. Ponoć aktorka zrezygnowała z roli.
Zgadzam się w stu procentach! Serial już dawno stracił iskrę, dwa sezony super, trzeci przyzwoity, a potem już równia pochyła. Na okrągło są wymyślane kolejne przeszkody, żeby Jenna i Matty nie byli razem, co jest wyraźnym kierunkiem, jakim podążają twórcy. Każdy wie, jak to się skończy, ale będziemy to przeciągać z odcinka na odcinek, budując napięcie. Wszyscy fani tej pary oglądają w radosnym oczekiwaniu i choć drażni ich ten suspens, wciąż odpalają kolejne porcje przygód uczniów Palos Hills, by w jakiś sposób zbliżyć się do tego ostatecznego rozwiązania. W ogóle to już raczej widać wszelkie endgames. Jenna&Matty, Tamara&Adam, Jake&Gabby, Sadie&Sergio (na pewno zgotują im pełen fajerwerków powrót, skoro Adam wybaczył T, to i S się na to zdobędzie), para gejów-przyjaciół, spośród których jeden nagle poczuł coś do drugiego. Ustawicznie jest tylko opóźniane to szczęśliwe zakończenie. Można było się w paru momentach uśmiechnąć (jak ten wieczór, gdzie matki udawały własne córki) czy żałosna, cukierkowa koncepcja Lissy na bal ('You could win...A RAINBOW!'), ale to już nie jest soczysty, inteligentny i celny humor z poprzednich odsłon serialu. Jeśli się to jeszcze ogląda, to chyba z sentymentu. Jak ja. Potrzebuję czegoś do odstresowania na wieczór, to oprócz 'Scream Queens' odpalam sobie 'awkward.'. Wcześniej jeszcze 'Faking It', które jest obecnie nawet słabsze niż Jenna. Przynajmniej według mnie.
Reasumując, podpisuję się rękami i nogami po wpisem autorki :)