PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=221833}

Jak poznałem waszą matkę

How I Met Your Mother
8,0 199 136
ocen
8,0 10 1 199136
6,4 11
ocen krytyków
Jak poznałem waszą matkę
powrót do forum serialu Jak poznałem waszą matkę

Barney i Robin nie wzięli ślubu. Poza bezsensownie rozciągniętym (i szybko ujawnionym) wątkiem ze ślubem, oboje mieli naprawdę wiele fajnych momentów. A ten odcinek, gdy zdradzili Norę i Kevina, i Barney wyznaje Norze prawdę, a potem czeka na Robin w barze... Jeden ze smutniejszych epizodów. Mnie w pewnym momencie przestało interesować, kiedy Ted spotka matkę, trzymałam kciuki za tę dwójkę. ALE gdyby ostatecznie nie wzięli ślubu i się jakoś sensownie rozstali (przy czym ich związek miałby wpływ na ich dalsze losy – Barney poczułby, że już nie wróci do uganiania się za jednorazowymi laskami i potrzebuje czegoś innego, Robin zrozumiałaby, że Ted jest miłością jej życia, ale odsunęłaby się w cień z uwagi na Tracy), to dałoby się przeboleć ich ostateczne rozstanie. Wtedy - a nie po ślubie i jakimś tam czasie wspólnego życia. A tak zwyczajnie szkoda Barneya, bo Robin ostatecznie dostała, co miała dostać. Niestety, gdy tylko usłyszałam, że Ted z przyszłości mówi (chyba w 7-mym sezonie), że coś tam się stało na pewnym beznadziejnym ślubie (i chodziło o ślub B+R), to wiedziałam, że idzie ku złemu.
Dlatego zgadzam się zarówno z argumentami „za” zakończeniem (że życiowe, że trudne do przewidzenia, że twórcy nie poszli na łatwiznę, a gdybyśmy uważnie oglądali i zrozumieli, że to nie o „matkę” chodzi, tylko o Robin, to w ogóle by nas nic nie zdziwiło), jak też z argumentami „przeciw” (że bez sensu, że znów Robin, że ona go zostawiała, a on za nią latał, że po co w ogóle pokazywać, co było potem – spotkał matkę i koniec).
Twórcy mogli to jednak rozegrać inaczej i wtedy całość by się broniła. Ostatecznie zrobili to w taki sposób, że trwający cały sezon ślub Barneya z Robin był potrzebny tylko i wyłącznie do tego, by na ich weselu zagrał wiadomy zespół. Trochę za dużo zachodu na coś takiego, Teda można było spotkać z Tracy na tysiąc innych sposobów. Z kolei argument, że „zakończenie Robin + Barney oraz Tracy + Ted było zbyt przewidywalne” podali na tacy obrońcom zakończenia sami twórcy, od siódmego sezonu co chwilę zdradzając, że dojdzie do ślubu Barneya i Robin, a Ted wtedy spotka matkę. Faktycznie, po dwóch sezonach powtarzania tego (nawet gdy R&B byli z innymi partnerami) i jednym poświęconym w całości temu wydarzeniu można byłoby stwierdzić, że „no tak, to było takie przewidywalne”. Naprawdę doceniam pomysł scenarzystów i zaserwowanie nam czegoś innego, niespodziewanego, ale sposób w jaki to zrobili uważam za bardzo, bardzo nietrafiony. Przyzwyczajali nas do czegoś długie tygodnie, by potem to rozwalić w dwóch dwudziestominutowych odcinkach. Doceniam także poruszenie wątku śmierci żony, dochodzenia do siebie i momentu, w którym można już iść dalej (wraz z zachętą od dzieci rozumiejących, że tata potrzebuje bliskiej osoby). Jednak – jak wyżej – zrobiono to w kontrowersyjny sposób, z zupełnie niepotrzebnym ślubem B&R, rozciągniętym czasowo do granic możliwości. Myślę, że dlatego wielu fanów poczuło się rozżalonych i rozczarowanych – przez półtora sezonu oglądaliśmy przygotowania do ślubu i sam dzień ślubu jako coś mega ważnego, by potem dowiedzieć się, że jednak nici z tej miłości, bo przecież musi być T&R. Gdyby nie ślub, wielu widzów podeszłoby do zakończenia z większym zrozumieniem. Niestety, twórcy chyba zbyt bardzo postawili na nieprzewidywalność i pewną sensacyjność zakończenia, tak mozolnie i długo budując pozory, że wszystko skończy się inaczej. Trochę nas w tym wszystkim oszukali, stawiając na końcowy twist, a przecież już sama śmierć matki była tym twistem i naprawdę nie trzeba było wciągać w to jeszcze Barneya i kazać mu żenić się z Robin, by potem ich szybko rozłączyć.
PS. Oglądam właśnie odcinek, gdy Ted po raz drugi rozstaje się z Victorią i teraz (znając zakończenie) wszystko tam aż krzyczy, że to zmierza do takiego końca. Tylko czemu panowie scenarzyści nie daliście Barneyowi jakiejś fajnej laski zamiast ślubu z Robin? Quinn była super – striptizerka i te sprawy. Mówicie, że Barney unieszczęśliwiał dziewczyny, więc „karma” (pewnie nieprzypadkowo Quinn miała ksywę „Karma”) wróciła, ale to też nie tak. Barney życiem podrywacza rekompensował sobie trudne dzieciństwo i brak ojca, a te dziewczyny (z którymi się czasem naprawdę okropnie obchodził, przyznaję) chodziły do łóżka z facetem, którego dopiero co poznały w barze i który opowiadał jakieś farmazony – chyba ciężko traktować takie znajomości poważnie i one też nie powinny się dziwić, czemu nie dzwoni.
Poza tym, mówcie co chcecie, mnie Neil Patrick Harris kupił w tych poważnych momentach – uwierzyłam w uczucia Barneya do Robin. Wystarczyło jedno spojrzenie i wierzyłam, że z jego strony to jest to. Dlatego przykro mi, że to było tak pokazywane i akcentowane, a potem trzy lata i po wszystkim. Wiem, wiem – życiowe. Ale w życiu zdarzają się też takie historie, które się udają.
Szkoda mi Barneya jeszcze z jednego powodu – pamiętacie, kto poleciał do San Francisco po Lilly i kto „zabierał” Marshallowi laski sprzed nosa, by mogli potem z Lilly być dla siebie jedynymi, co dla nich było takie ważne? Barney potrafił rozpoznać prawdziwą miłość.
PS2. Barney wyznający Robin miłość przy zrywaniu z Nickiem… :( Jak na to teraz patrzę i tego słucham, to tym bardziej wkurzam się na twórców, że potem zaserwowali nam po trzech latach rozwód.

ocenił(a) serial na 9
By_the_Bay

Bardzo fajnie opisane. Zgadzam się z wszystkim co napisałaś/napisałeś.

Tekashikika

Bardzo dziękuję za poparcie :) Dodam jeszcze, iż oglądam właśnie 9-ty sezon z pełną świadomością, jak się skończy i teraz oczywiście widzę te wszystkie niby "znaki", które były wskazówkami, że to się tak nie będzie, jak wszyscy myślimy (mówię o ślubie, nie o śmierci Tracy): typu brat się rozwiódł, z matką był problem i tak dalej, i tak dalej. Scenarzyści rozwiązywali to jednak w taki sposób, że można się było spodziewać, że będzie mimo wszystko ok. Naprawdę, nie da się uniknąć poczucia, że B&R zrobili za mięso armatnie - mieliśmy być bardziej zszokowani rozwojem wydarzeń w finale, do tego był potrzebny ten ślub. Tylko i wyłącznie do tego.
A najbardziej jaskrawym i niestety niemiłym przykładem oszukiwania widzów jest scena przypominania jakichś "challenge'ów" z tyłka wziętych, gdy okazuje się, że to Matka była przypadkową niedoszłą ofiarą Barneya (jeszcze w NY i przed zaręczynami B&R), która nie dość, że jako jedna z nielicznych się nie dała "złapać", to jednocześnie właśnie ona mu uświadomiła, ile dla niego liczy Robin. No przecież gdy widz widzi, że to ONA do czegoś doprowadziła (i to jeszcze krótko po scenie z przyszłości z Tedem w latarni), to się widzowi wydaje, że kto jak kto, ale ta kobita to się na pewno nie myliła i jak ona coś poradziła, to miała pełnię racji. Okazało się, że nie, to tylko taki wybieg scenarzystów dla zmylenia tropu - nawet intuicja Matki w tamtej chwili była zmyłką.
Ale mam na to sposób. To jest fikcja przecież. Więc mam prawo jej nie przyjąć w całości, mam prawo powiedzieć, że nie, tak nie było - tak samo jak scenarzyści mają prawo nam powiedzieć, że tak właśnie było, koniec kropka. Więc z miłą chęcią skorzystam z tej możliwości i jeśli będę wracać do HIMYM dla przyjemności, to do momentu oświadczyn Barneya (czyli kawałek 8-mego sezonu). Jeśli z mniejszą przyjemnością, ale wciąż z alternatywnym i prawdopodobnym zakończeniem, to 9 sezon bez finalnych scen. A jeśli po prostu do całości, z szacunkiem do pracy scenarzystów (tak, mam szacunek do ich pracy, mimo ich sztuczek z dziewiątego sezonu), to z raz czy dwa zerknę, jak oni to skończyli. Jednak na ten moment bardziej tęsknię za całym przebiegiem (czyli wersja pierwsza), niż za finałem w postaci "oszukanego" dziewiątego sezonu.
I jeszcze raz powtórzę dla osób, którym się zakończenie podoba - nie mam nic przeciwko efektowi finalnemu, śmierci Matki (chociaż to makabrycznie brzmi, że nie mam nic przeciwko, oczywiście, że szkoda fajnej dziewczyny, ale cóż - życie) i ponownemu zejściu Teda z Robin. Nie przyjmuję tylko tej przewrotnej sztuczki scenarzystów polegającej na połączeniu Barneya z Robin tylko i wyłącznie po to, by na wesele przyjechała Tracy, a my byśmy uwierzyli, że Robin jest już zajęta na amen. Naprawdę, to było nie fair.

ocenił(a) serial na 9
By_the_Bay

Też właśnie ostatnio obejrzałam serial po raz drugi w całości, wiedząc jak to się skończy. Muszę przyznać, że nie oglądałam 9 sezonu z jakąś wielką przyjemnością. Ta wieczna pogoń Teda za Robin... Powinniśmy już wcześniej się domyślić, że taki będzie finał heh.

ocenił(a) serial na 10
By_the_Bay

Bardzo Ciekawe rozważania z alternatywnym zakończeniem. Wydaje mi się jednak ze slub nie był potrzebny tylko i wyłącznie do tego żeby zagrał na nim wiadomy zespół czy żeby wzmóc atmosferę szoku ale po to by opowiedzieć o innej życiowej prawdzie - Ted na plaży, tuż przed ślubem - pożegnał się z Robin. Po raz pierwszy , tak naprawdę , pozwolił jej odejść. O tym tez mówiła Victoria przed autobusem. I chyba to starli się przekazać twórcy - ze czasem musisz poświecić cos co najbardziej kochasz, odpuścić nie na chwile, nie pozornie - ale na zawsze i iść do przodu - aby dać sobie szanse na to co czeka za rogiem.

b_eatrycze

Zgoda, ten życiowy i mądry przekaz miał miejsce (co nie zmienia faktu, że niepotrzebnie rozciągnięto weselny weekend do granic możliwości, czyli całego sezonu), ale i tak finalnie okazało się, że Ted niczego nie musiał odpuszczać, a po pójściu do przodu wrócił do punktu wyjścia, co zresztą dobitnie symbolizuje niemal skopiowana scena z pilota. Bardzo dobrze pokazano, że nadszedł czas, by Ted i Robin byli niczym te baloniki i dali sobie odfrunąć, tyle, że w ich przypadku okazało się, że to, co czekało za rogiem, było tylko kolejnym przystankiem w drodze do siebie, a jednak nie do końca taki był wydźwięk tych rozmów i konieczności poświęcenia tego, co się kocha. Oczywiście, jedno drugiego nie wykluczało, nie mieli zakazu wiązania się ze sobą do końca życia, bo powiedzieli sobie, że nadszedł czas pójść własnymi, osobnymi ścieżkami ;) ale nie było to konsekwentne w kontekście tej konkretnej i w dodatku w tak specyficzny sposób opowiadanej historii. Wiem także, że na nasz (widzów) odbiór całości wpływa też różnica miedzy czasem ekranowym a rzeczywistym - u bohaterów minęło x lat, a my obejrzeliśmy to w parę chwil, więc dla nas ponowne zejście się z Robin ma miejsce pewnie z kilkadziesiąt minut po tej rozmowie, stąd bardziej się rzuca w oczy ta niekonsekwencja. To także świadczy o tym, że twórcy lepiej mogli rozplanować czas finału i rozłożyć go nawet na odcinek-dwa więcej, zamiast raczyć nas tak istotnymi dla opowieści historiami, jak ta gdy Marshall usiłuje przez cały odcinek dojechać do Farhampton.

ocenił(a) serial na 10
By_the_Bay

Zdaje się ze w decyzji aby w taki sposób zbudować ostatni sezon zaważyło to ze twórcy mieli w zanadrzu ten dość szalony pomysł (aby rozciągnąć czas wesela na cały sezon ) ale jednocześnie w wywiadach przyznawali ze użyją go o ile stacja kupi sezon 9 , bo równie dobrze mogą i maja możliwości svebariuszowe skończyć na 8. Mnie pomysł rozciągnięcia wesela na cały sezon kupił - również realizacyjnie - ale jednocześnie rozumiem przeciwne głosy wiec nie bede dalej ciągnąć tematu. Co do końcówki zgadzam się co do aspektu czasu - z pewnością dla widzów miało to znaczenie , ze to wszystko zadziało się stosunkowo szybko. Biorąc pod uwagę jednak to ze celem Teda nie była w istocie sama opowieść o matce tylko wytłumaczenie dzieciom dlaczego ciocia Robin jest tak ważna w jego życiu - znów kupuje ten skrót scebarzystow.

ocenił(a) serial na 10
b_eatrycze

Co do przystanku - - Uważam ze bardzo dobrze ze nie pokazano więcej scen z życia Matki i Teda. Tracy była największa miłością jego życia - moim zdaniem czuje się to nie tylko poprzez słowa które padają ale także poprzez tajemnice - Swietnie ze ich relacja została niedopowiedziana, dzięki temu możemy sobie ja wyobrazić, a to ma wielka sile.

ocenił(a) serial na 8
Tekashikika

Też poczułam się rozczarowana zakończeniem. Po co robili takie wielkie halo ze ślubu Robin i Barneya, który i tak miał się zakończyć rozwodem? Myślę, że twórcy koniecznie chcieli zakończyć sezon plot twistami, które pojawiały się prawie w każdym odcinku, ale szkoda, że wyszło to tak smutno :(

ocenił(a) serial na 9
nfhihsdiu

No niestety. :(

ocenił(a) serial na 10
By_the_Bay

Dokładnie ! Idealnie opisane. Mimo ze moim zdaniem Robin powinna być z Barneyem, bo pasowali do siebie i już jakieś trzy ostatnie sezony pokazywały, że łączy ich więź, to skoro zakończenie miało takie być to dlaczego Barneya zostawili jako starego podrywacza, miał super związek z Norą i z Queen mogli go połączyć z którąś a nich. To miało by większy sens i mniejszy niesmak niż uganianie się za dziewczynami. To po prostu nie ma sensu, że facet nawet z taką przeszłości jak Barney po trzech poważnych związkach kończy jako podrywacz. Serial pokazał jego zmianę, pokazał ze jest gotowy na związek a później obrocil to tak jakby to były chwilowe zauroczenia a przecież tym nie były.

ocenił(a) serial na 10
Gosiagustaw

I jeszcze mam wrażenie ze borąc pod uwagę cały serial to więcej jest wątków o związku Barney a i Robin niż Teda i Robin. Robin częściej chciała wracać do Barneya a on do niej. Czyli tak jakby oni mieli wieksza wszpolna historie i oni powinni być razem. A dwa ostanie odcinki.. smutne, paczka się rozpada, wszyscy wydają się nieszczęśliwi, Robin olewająca Lili wtedy w trakcie imprezy na dachu, to była przyjaźń? Serial był super tylko niestety zakończenie fatalne.

By_the_Bay

Nie zgodzę się z większością tego, co zostało w tym wątku napisane. Obejrzałem w końcu cały serial od początku do końca, a nie wyrywkowo i jestem zachwycony. Uważam, że jest bardzo mądrym i życiowym serialem, pokazującym wiele prawdy i samego życia, jakie by ono nie było.
Ostatni 9 sezon oglądałem z wielką przyjemnością. To było swego rodzaju uhonorowanie całego serialu, wszystkich wcześniejszych 8 sezonów. Wiemy w końcu jak wygląda Matka (Tracy), wiemy też, że będą razem i będą mieć dzieci (niby happy end) i wiemy też, że co byśmy w życiu nie robili, to będąc uczciwym człowiekiem, dobro do nas wraca.
Ślub B&R był konieczny. Bo gdyby Ted poznał nawet Tracy przypadkowo, chociażby przez przedstawienie jej Tedowi przez współlokatorkę, to zapewne i tak by nic z tego nie było. Ślub B&R pozwolił Tedowi zamknąć swój jakże długi rozdział w życiu, zwany Robin. Scena na plaży, kiedy to pozwala odejść Robin, kiedy to w końcu otwiera się na nowe, jest chyba najważniejsza aby to zrozumieć. Gdyby do ślubu nie doszło, Ted prędzej czy później by poleciał do Robin i zostawił wszystko. Nawet gdyby znał już Tracy, to i tak Robin by była, kusiła i skutkowała wieloma pytaniami u Teda. A w ten sposób otworzył się na nowe, poznał swoją miłość życia, założył rodzinę, o której przecież tak bardzo marzył. Przecież gdyby nie ten ślub, to cała ich historia by się kręciła w kółko. Zapewne by się rozstali, bo w pewnym momencie doszliby do wniosku, że Robin nie może dać Tedowi tego, czego pragnie najbardziej - dzieci! I tak aż do starości. A dzięki temu ślubowi, który jest kluczem w całej historii, pozwolili aby ich życie toczyło się dalej.
Wątek o tym, że paczka się rozpada, że Robin nigdy nie ma w ważnych momentach, za to pojawia się dopiero na ślubie Ted'a, też jest wymowny i kluczowy. Bo po rozwodzie nie może patrzeć na szczęśliwe życie Ted'a, swojego ukochanego, jak również nie chce niszczyć związku z Tracy. Bo wie, że prędzej czy później tak by się to skończyło. Tego na głos nie wypowiedziano, ale taki jest zamysł tej historii. A dopiero jego ślub, gdzie tym razem to Ted jest balonikiem dla Robin, którego ona wypuszcza do nieba, pozwala zamknąć pewny rozdział w jej życiu. Godzi się z tym, że straciła Ted'a i że musi żyć dalej.
Nie wiemy czy mieli ze sobą kontakt po tym ślubie, ale wiemy że Robin uczestniczyła w życiu Ted'a po śmierci Tracy. Nie wiem w którym sezonie, ale był odcinek że Robin zmieniła zdanie co do dzieci, bo opiekowała się i spędzała czas z dziećmi Ted'a. Zapewne to mogłaby być historia na kilka odcinków, może kolejny sezon. Pogrzeb Tracy to był kolejny ważny moment w którym wszyscy zapewne się spotkali całą paczką i wtedy to Robin postanowiła być dobrą przyjaciółką i wspierać Ted'a w złych momentach, pomagać mu. To jest historia niedopowiedziana. I dobrze, bo pozostawia nam wiele miejsca na domysły.
I ostatni wątek, czyli Barney który ma dziecko. Mówicie, że to bez sensu. To ma sens! To tylko pokazuje, że są ludzie na tym świecie, których da radę usidlić. I nie zrobi tego żadna kobieta, tylko dopiero dziecko. Kto ma swoje, kto był przy porodzie rozumie, jak topi serce taki mały szkrab, że poza nim nie widzi się nic więcej na tym świecie. Że każdy potrzebuje czegoś innego do pełni szczęścia, każdy potrzebuje innego impulsu. I tym impulsem było jego dziecko. Nie pokazali latawicy nr 31, ale to nie ważne. To była wpadka, która stworzyła piękną miłość między Barney'em a dzieckiem. Możliwe że z matką też mu się zaczęło układać. W końcu zmienił się, kiedy to młode lasie wywala z baru i każe się inaczej ubrać. Dlatego też był rozwód z Robin - ona nie mogła mu dać tego, co by go zmieniło na zawsze, czyli dziecka.
Moim zdanie był pomysł na jeszcze 10, finalny sezon. Ale podjęto decyzję aby zakończyć na 9 i musieli w ostatnich dwóch odcinkach zmieścić wiele historii. A może właśnie tak chcieli. Nie mniej jest to jeden z lepszych sitcomów jakie oglądałem.

ocenił(a) serial na 8
By_the_Bay

w końcu jakieś trzeźwe spojrzenie bez hejtu na scenarzystów, aż miło się czyta te argumenty zarówno za, jak i przeciw

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones