PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=758750}

Kochane kłopoty: rok z życia

Gilmore Girls: A Year in the Life
6,8 8 330
ocen
6,8 10 1 8330
Kochane kłopoty: rok z życia
powrót do forum serialu Kochane kłopoty: rok z życia

serial po prostu kocham:) dlatego po obejrzeniu tego sezonu mam uczucia bardzo mieszane.po pierwsze,jak to możliwe by Rory,taka kochana,mądra ponad przeciętną,wrażliwa,delikatna,wspaniała,była w związku z facetem, o którym wciąż zapominała,była w związku z Loganem,który miał narzeczoną,a Rory,mądra i piękna Rory zgadzała się na taki układ.przepraszam,ale ja tego nie kupuje!! gwoździem do trumny w jej postaci był przypadkowy seks z jakimś facetem z kolejki.no przecież porażka!! następnie Lorelai i jej głupi wyjazd na łono natury,której nie cierpi,nie wiadomo po co i dlaczego.I jej mama,która zatrudnia się w muzeum...no czy można,było bardziej zbezcześcić scenariusz..??!!
cudowna była scena nocnego ślubu Lorelai i Luka.bajkowa wprost sceneria!!! warto zaznaczyć,że fenomenem serialu jest fakt iż udało się zebrać prawie wszystkich bohaterów serialu.nawet Suki się pojawiła w końcowych 4 minutach ostatniego odcinka:)i nawet śpiewający Pan z gitarą się pokazał:)
oprócz tego niestety kontynuacja serialu,który jest moim ulubionym,okazał się porażką,rozczarowaniem...jestem niepocieszona ,ale liczę na kontynuację serialu,gdyz nie może,po prostu nie może sie tak skończyć!z Rory,na rozdrożu i z dzieckiem w drodze,nie wiadomo z kim,tak naprawdę....
zapraszam do dyskusji.jestem ciekawa Waszych spostrzeżeń i waszego zdania na temat tej kontynuacji serialu.czy trafiona?czy ktoś jeszcze poczuł jak ja gorycz i rozczarowanie z bezsensownych i nie pasujących do bohaterów zachowań????

aneta20_04

odpisałam w innym wątku ale pozwolę sobie przekleić jeszcze raz moje wrażenia...

Obejrzałam z sentymentu, po przypomnieniu (dzięki Netflix) sobie poprzednich sezonów.. 10 lat nie widziałam tego serialu, nie lubię za bardzo obyczajowych "babskich" produkcji ale Gilmore Girls były wyjątkowe, okraszone sporą dozą humoru, który mi odpowiadał. Z chęcią przypomniałam sobie wszystkie 7 sezonów ale ten "dodatek" mnie rozczarował.

Gdzieś kiedyś czytałam, że scenarzystka (?) nie była zadowolona z zakończenia 7ego sezonu (chyba przy nim nie pracowała?) i miała inną wizję zakończenia tej historii... co urzeczywistniła w tym projekcie.. Jednak mnie do gustu o wiele bardziej przypadło zakończenie 7 sezonu: Lorelai jednak z Lukiem, Rory rusza na podbój Ameryki, kurtyna.... KONIEC i tak powinno było pozostać...

Niestety "Rok z życia" to odgrzewany kotlet i to o wiele gorszy niż pierwsze serie - po pierwsze gdzie podział się ten cały humor, sarkazm, ironia? Odnoszę wrażenie, że pojawiła się za to groteska,która niezbyt pasuje do reszty... Nie zrozumcie mnie źle uwielbiam Lyncha i Twin Peaks ale Gilmore Girls to nie Twin Peaks (jeszcze na dodatek ojciec Laury Palmer w obsadzie ;) )
Niektóre sceny jakby kręcone na siłę (tzw. "zapchaj-dziury") - co miał oznaczać ten 15 minutowy nudny musical?? Widz miał się wynudzić tak samo jak Lorelai? Gdzie się podział cięty język głównych bohaterek? Gdzie ich przebojowość? Tylko postać Emily fajnie rozpisana i nie zawiodła (zgadzam się, poza sceną w muzeum). Podobało mi się też, że fajnie upamiętnili Richarda, naprawdę z klasą.. a teraz do fabuły:

UWAGA SPOJLERY

Rory... O ile mnie pamięć nie myli na koniec 7 sezonu wyruszyła w trasę za Barrackiem Obamą, może nie z NY Timesa ale miała układy i wejścia i.... co się stało? przez 10 lat niczego nie osiągnęła? Nie ma w tym filmie żadnego wytłumaczenia co się stało, że życie zawodowe się nie powiodło... Oczywiście 30+ bez pracy to zmora dzisiejszych czasów ale ona przecież nie była byle kim, wierzyć mi się nie chce że dziadkowie by jej gdzieś nie wkręcili, mieli przecież znajomości, kontakty, wejścia, zbudowali obserwatorium jej imienia w Yale a nie potrafili "pchnąć" wnuczki do jakiejś gazety, chociażby na staż?.. Rory już w przeszłości chętnie korzystała z pomocy dziadków.. Słabo spięte zakończenie 7ego sezonu z nową produkcją.

Logan... pojechał do SF robić własną karierę i nagle tutaj znów pod skrzydłami tatusia wyswatany niby na siłę z inną... niby nie może być z Rory, mimo że jego rodzina już dawno ją zaakceptowała.
Przypominam, że w 7 sezonie nie mógł być z Rory bo oczekiwał, że narzeczona będzie przy nim w tym samym mieście, tymczasem tutaj akceptuje fakt, że narzeczona mieszka w innym kraju... ludzie co prawda się zmieniają ale skoro już raz miał jaja i postawił się rodzinie - zrobiłby to bez trudu kolejny raz.... słabo zakończony ten wątek... odnoszę wrażenie, że scenarzysta "Roku z życia" odrzucił niepasujące mu wątki Logana z 7 sezonu i przepisał sobie jego postać na nowo i "pod siebie"

Lorelai.. gdzie ta zaczepna, tryskająca sarkazmem i ironią kobieta z poprzednich sezonów? Niestety w tej produkcji jest całkowicie nijaka (poza sceną z wózkiem inwalidzkim). Ok rozumiem, ustatkowała się, wydoroślała, brak zakrętów życiowych, już nie popełnia głupstw w życiu mogli jednak dla niej kilka ciekawszych scen napisać... i dlaczego na potajemny ślub nie zaprosiła Sookie?

Nie wiem co o tym myśleć, cieszyłam się na kontynuację, fajnie było zobaczyć wszystkich po latach (Kirk super, Pani Kim ekstra, Michael super, tej ze szkoły tańca nie poznałam - taka zmiana) i cofnąć się do swoich czasów 20+ ale.... zakończenie trochę słabo.. Chętnie jednak zobaczę kolejne dzieje, jeśli jeszcze kiedyś takowe dokręcą bo to mi się nie podoba.

Shadout_Mapes

uffff,jak dobrze,że nie tylko ja mam podobne odczucia!!! spodziewałam się czegoś więcej po tym sezonie,albo chociażby utrzymane na tym samym poziomie co poprzednie sezony,pełne humoru i sarkazmu.Serial uwielbiałam i kochałam każde z kreowanych tam postaci,nawet Chirka(czy jak się to pisze,tego dziwaka z tysiącem etatów:):))Postać Rory i jej dzieje pokazane w sposób całkowicie nie adekwatny do postaci jaką była we wcześniejszych sezonach..
również i mnie spodobał się sposób upamiętnienia Richarda, którego strasznie brakuje..no i rzeczywiście Lorelai nie dzwoni do swojej najlepszej psiapsułki Sookie by zaprosić ją na potajemny ślub???:( sorki,ale nie do pomyślenia!!!
jeśli będzie dalszy ciąg serialu to liczę na coś o wiele bardziej zbliżonego do tego co zachwyciło nas we wcześniejszych sezonach:)
pozdrawiam i dziękuję za Twoją wypowiedź w tej sprawie:)

ocenił(a) serial na 3
Shadout_Mapes

potwierdzam. Te 4 odcinki są naciągane i nie ma już klimatu dawnych gilmorek ;/

Shadout_Mapes

Musical to moja ulubiona scena. :D Ni cholery nie pasował do reszty, ale chciałabym obejrzeć pełnometrażową wersję, bo spodobała mi się rzeczona groteska i czarny humor. :D Bardzo mnie rozbawił. Inne gagi - niekoniecznie, mimo iż w oryginalnej serii było sporo humoru, który do mnie trafiał.

"Rok z życia" ogólnie jest pozbawiony dla mnie sensu i konsekwencji. Główne bohaterki mnie nużyły, nudziły i irytowały. Większość postaci potraktowano po macoszemu. Jedynie Emily przyjemnie mi się oglądało - nie wiem, czy dlatego, że jest dobrze zagrana, czy przez to, że zawsze miałam do niej słabość i liczyłam na to, że stanie się nieco mniej snobistyczna. Jednakże po tym, jak obejrzałam 7 sezonów "Gilmore Girls", taki rozwój tej postaci wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny.

ocenił(a) serial na 7
aneta20_04

Jak dobrze,ze bie tylko ja mam takie odczucia.Zero magii tego serialu,ogladam go raz na jakis czas i zawsze czuje sie taka ohh...a tutaj pobpierwszym odcibku usiadlam i zbieralam szczeke z podlogi....jak bardzo sztuczny mi sie wydal.Przepraszam,ze to powiem,ale tak Lorelai to nke ta sama Lorelai i jeszcze mi cos nie pasowalo w jej wygladzie i mimice i ruchac,a Rory sztuczna jakby kij polknela....a szkoda.... scenariusz tez dziwny,inne postacie z miasteczka wrzuvone raz na caly odcinek,watki ani nie rozwiniete,wszystko dziwne...

ocenił(a) serial na 6
aneta20_04

Ja jestem świeżo po wszystkich 7 sezonach i 4 odc '' Roku z życia''.
Jak wszystkie 7 obejrzałam ciagle klikaniem " następny odc "to nową serię oglądałam bardzo na raty :p
Oczywiście najbardziej rozczarowało mnie zakończenie a po przeczytaniu komentarzy ogólny i smutny fakt - co się stało z Rory ? Ani życie prywatne ani zawodowe się nie udało ... ,
może książka która zaczeła pisać będzie sukcesem ale tego się już nie dowiemy ... chyba

ocenił(a) serial na 5
aneta20_04

Zgadzam się, również jestem rozczarowana tym, jak ktoś poprowadził losy bohaterów. A najbardziej przykre jest to, że mam wrażenie, że większość z nich porzuciło swoje marzenia: Rory - porażka w życiu zawodowym i prywatnym, Sookie zostawiła hotel, Christopher i Logan wrócili na łono rodzinnych firm, Lorelai średnio radzi sobie z hotelem. Brak w tych ludziach polotu, wigoru, iskry. Niby zakończenie wprowadza odrobinę optymizmu: Rory pisze książkę, Lorelai planuje rozbudować hotel, Luke i Lorelai pobierają się. Myślę, że Rory jest w ciąży z Loganem, stąd dziwna rozmowa z Chrisem. Ale ten musical, wyprawa w plener itp. - kupy się nie trzyma. Jeśli będzie więcej odcinków, chętnie obejrzę, ale bardziej z ciekawości.

aneta20_04

Nie rozumiem tego idealizowania bohaterów. Rory nigdy nie była doskonała jak ją tutaj przedstawiacie.
Czy tylko ja pamiętam, że swój pierwszy raz przeżyła z żonatym mężczyzną, który dla niej zostawił żonę?
Może i ta przyszłość jest w jakimś stopniu rozczarowująca ale dla mnie wydaje się przez to bardziej realna...

karolinakazmierczak___

Zgadzam się dlaczego wszyscy mówią że Rory jest taka idealna, wspaniała, wymarzone dziecko prawda jest taka że nią nie jest: przespała się z zonatym, ukradła jacht,poszla do dziadków bo mama powiedziała nie Po prostu rozwydrzony bachor

Chefbari_28

Czy Rory będzie długo mieszkać u dziadków?

milenastrozyk

Jest taka scena w której Lorelai mówi do Logana że przez niego nie miała kontaktu z córką przez pol roku ale nie pamietam ile to było dokładnie odcinków

ocenił(a) serial na 6
aneta20_04

Zgadzam się, Rory była dla mnie inspiracją - aż chciało mi się uczyć i żałowałam, że rodzice nie zadbali o moją lepszą edukację:) miałam marzenie, żeby obejrzeć kiedyś ten serial z córką, a teraz? Teraz nie wiem, przykro mi to pisać, ale Rory jest po prostu puszczalską (chociaż mocniejsze określenie mi się ciśnie na myśl) - spać z żonatym facetem, potem z zaręczonym? Zdradzać swojego partnera? I o ile można mówić o naiwnej nastolatce, to w nowej serii jest po 30stce - załamywanie rączek i wzrok zbitego psa już na mnie nie działa. Trochę za stara jest na robienie ze swojego życia jednego wielkiego dramatu, kiedy tak naprawdę nie ma żadnych, ale to żadnych poważnych powodów. Co do całości jeszcze nie mam zdania, bo jestem w połowie, ale miałam potrzebę wylania mojego rozczarowania:)

ocenił(a) serial na 7
aneta20_04

"Rok z życia" całościowo też średnio mi się podobał, tęskniłam za dawną Lorelai i ciężko było mi ją odnaleźć w wypełniaczach na twarzy i przesadzonej ilości doczepionych włosów:) Dziwne było też dla mnie to, że dopiero po tylu latach doszli z Luke'em do wniosku, że wypadałoby się pobrać (wiem, że nie każdy chce i musi brać ślub, ale przecież Lorelai marzyła i często mówiła, że chciałaby) i że w nigdy przez te lata nie porozmawiali o posiadaniu dziecka (przecież kiedyś chcieli). Oglądając miałam wrażenie, że wiele postaci stoi w miejscu, może i sporo przeżyli przez te lata, ale koniec końców niewiele się w ich życiu zmieniło i nieszczególnie wiedzą co z tym zrobić. Wszystko było słodko-gorzkie, milej oglądałoby się jednoznacznie szczęśliwe zakończenia, ale niektórzy chyba na nie nie zasłużyli.
Na ten przykład Rory. Jak dla mnie zapowiadało się, że tak skończy. Niestety nie mam już miliona argumentów, bo całość obejrzałam z 2 miesiące temu i powypadały mi z głowy. :) Jak dla mnie wszyscy przez całe życie podtrzymywali ją w przekonaniu, że jest najwspanialsza, najmądrzejsza i genialna, do tego stopnia, że sama aż za mocno w to uwierzyła. Zwróciłam uwagę na sceny, w których starała się o pracę i koniec końców nie potrafiła nawet się określić o czym chciałaby pisać i co ją interesuje. Dziennikarka po 30-stce nie potrafi się określić w czym czuje się mocna, no sorry. A do tego ba, z góry uważa, że zasługuje na prace, bo jest tą RORY GILMORE. Może właśnie ten brak pokory ją zablokował zawodowo. I z tego samego powodu zaprzepaściła swoją szansę z Loganem. Odrzuciła jego zaręczyny, bo była przekonana, że czeka na nią praca marzeń. A po latach nie ma pracy, ani nawet dobrej reputacji, która by jej pomogła ją znaleźć, a do tego została kochanką Logana. Nie jestem też w stanie nie porównywać tego jaka jest 32-letnia Rory i jaka była 32-letnia Lorelai. Matka była zdana na siebie, musiała szybko dorosnąć i od początku serialu była niezależną, zaradną kobietą, która na wszystko zapracowała ciężką pracą. Rory jest nastolatką w ciele kobiety, z rozszczeniową postawą wobec świata.
Może i jej historia jest smutna, ale jak dla mnie dość realistyczna i wiarygodna:)

judie_ann

Zgadzam się z Tobą. Jestem w trakcie oglądania Kochanych kłopotów po raz drugi. Pierwszy raz oglądałam ten serial na bieżąco - jako licealistka, później studentka. Rory była wtedy moją idolką. Teraz mam 32 lata i widzę dużo rys na tej postaci. Jeżeli chodzi o jej losy w Rok z życia, to nie jestem zaskoczona. Dziewczyna cały czas miała tak naprawdę "bezosobowe" plany - skończyć Chilton z wyróżnieniem, dostać się na Harvard, zostać dziennikarką. Odhaczała po kolei wszystkie punkty z listy, będąc zawsze najlepsza. Wiele razy słyszałam opinię, że wzorowi uczniowie mają ciężko po skończeniu nauki, ponieważ nie potrafią sobie poradzić z najmniejszymi przeszkodami.
Wspominasz o tym, że Rory ma problemy z określeniem co ją interesuje. Myślę, że to wynika z tego co napisałam wyżej. Niby interesowała się literaturą, ale nic poza tym.
Teraz bliżej mi do Lorelai, wynika to pewnie z tego, że jestem po 30. Uważam, że jest mądrą i ciekawą bohaterką.
Mimo wszystko, warto było wrócić do Stars Hollow, to cudowne miejsce.

ocenił(a) serial na 3
aneta20_04

Jak ja się cieszę, ze nie tylko dla mnie oglądanie tego miniserialu i ukazanie Rory jako rozdygotanej emocjonalnie kochanki Logana, która niczego w życiu nie osiągnęła było prawdziwą torturą. Absolutnie nie zgadzam się z takim poprowadzeniem losów głównej bohaterki i wolałabym, aby wszystko zakończyło się jednak na ostatnim odcinku siódmego sezonu, który do najtrafniejszych również nie należał. Gdyby mi ktoś opowiadał dalsze losy przed obejrzeniem miniserialu, to nie uwierzyłabym, ze można było stworzyć coś tak potwornego. Nie jestem wielką fanką seriali obyczajowych, ale stanowią dla mnie pewien rodzaj odskoczni od rzeczywistości i zazwyczaj poprzez swoje nieco bajkowe, optymistyczne zakończenia są źródłem dużej dawki optymizmu. Niestety minserial wywołał we mnie olbrzymie zdenerwowanie, aż się sama sobie zdziwiłam, ze takie emocje negatywne może wywołać serial familijny, obyczajowy. Ale od początku :-)
W serialu budowany był obraz dziewczyny rozsądnej, w miarę stabilnej uczuciowo, jak przystało na nastolatkę, konsekwentnie dążącej do celu z potknięciami, które ją tylko umacniały, wychowywanej przez samotną zdeterminowaną, silną kobietę, która za wszelką cenę pokazywała światu, ze samemu też można wspaniale wychować dziecko i najważniejszym jest się nie poddawać w żadnej, nawet najbardziej przerażającej dla nas sytuacji. Kolejny wątek to miłość Rory i Logana ukazywana z różnej perspektywy, z upadkami i wzlotami, ale wpływająca na siłę tego związku. Co prawda pod tym kątem rozczarowuje decyzja Rory o tym, aby nie zaręczać się z Loganem, ale jest to decyzja wg mnie dobra, ponieważ w wieku 23-24 lat, decyzja o zaręczynach może wydawać się zbyt wczesna i sama bym jej nie poparła. Niemniej jednak zakończenie 7 sezonu dawało nadzieję, ze być może spotkają się jeszcze i jednak będą razem. I tego właśnie spodziewałam się po miniserialu kontynuującego losy tej dwójki bohaterów. Spodziewałam się dla nich happy endu, fajnego silnego związku, dobrych perspektyw zawodowych. Razem mieli znaczyć więcej niż każde z nich z osobna, a tu przedstawiono mi obraz kobiety po 30, samotnej, niespełnionej ani zawodowo, ani prywatnie, na koniec z przypadkową ciążą, nie wiedzącej co chce robić w życiu, dla której nadzieją miała być książka. Dla mnie żenujące, tym bardziej, że pozostali bohaterowie, niekiedy nie mający takich możliwości jak Rory, poradzili sobie w życiu bardzo dobrze, przykład Deana, Jessa, koreańskiej przyjaciółki, itd. Może to będzie dość okrutne z mojej strony, ale gdyby Rory była moją przyjaciółką osobiście poleciłabym jej terapię u psychiatry.
Nie przekonują mnie też argumenty, że historia zatoczyła koło, że być może dziecko będzie wychowywał Jess i stanie się tak, jak z Rory, którą opiekował się Luke. Jejku, to dopiero byłby dla mnie koszmar. Lubię postać Jessa, ale czy w tym przypadku nie powinno być właśnie odwrotnie, tzn. że młoda kobieta po 30, wydawałoby się dojrzała, powinna świadomie zajść w ciąże z ukochanym mężczyzną ??? Zatoczenie koła w tym przypadku, gdzie Rory właściwie była przeciwieństwem swojej matki, bowiem starała się czerpać pełnymi garściami z jej doświadczenia życiowego, porad, bardzo często słusznych, zasadnych i wyjątkowo celnych, to jednak dostrzegała też coś więcej. I to więcej budziło moją wiarę w jej zupełnie inne życie, a nie w zataczanie koła.
Nie chcąc się dalej rozpisywać, to podsumuję to wszystko jedynym zdaniem.
Rok z życia jest dla mnie totalnym rozczarowaniem, należało jednak zatrudnić innego scenarzystę.

aneta20_04

Jestem rozczarowana zakończeniem. Scenarzystka owszem miała fajny pomysł na cały serial z zakończeniem, w którym historia zatacza koło, ale zapomniała o pewnych rzeczach:
- o sezonie 7;
- o tym na jaką postać kreowała Rore.
Chociaż dla mnie serial był cudowny do momentu, aż Rora przespała się z Deanem (jak dla mnie scenarzystka powinna była przemyśleć faceta, z którym Rora powinna przeżyć pierwszy raz ;) o wiele lepiej gdyby był to Jess, wtedy to byłoby pięknym uwieczenieniem jej pomysłu na zakońćzenie serialu - jako, że Rora ma swojego Luka i Chrisa i Rora nie straciłaby na swojej delikatności) to oglądałam dla dialogów Lorelai i Rory, a także dla stosunku Lorelai do rodziców (najlepsza scena w 7 sezonie - kiedy to Emily jest w więzieniu) - to miniserial był tych dialogów pozbawiony (pomijajac wygląd aktorki, grającej Lorelai - która była piękną kobietą). Wypad na naturę - jak pisala większość, byla pozbawiona sensu - w końcu co Lorelai miała do przemyślenia ? Przecież wszystko co wydarzyło się w "8 seoznie" , czyli ślub z Lukiem, pogodzeniem się z tym, że w życiu Luka jest April - to wszystko już miała ułożone w życiu - ale to chyba fakt, że rzeczywiście scenarzystka nie pracowała przy 7 sezonie. Losy Rory - tej, która na wiadomosć ojca Logana, że nie ma tego czegoś potrafiła ukraść jacht - śmieszne, skoro bo tej wiadomości potrafiła uciec się do kradzieży, rzucić studia, wystawić na próbę relacje z matką, zacząć żyć, tak jak jej matka nigdy nie chciała żeby żyła - w wieku 32 lat nic, oprócz jednego artykułu nie osiągnęła - żyje xD to naprawdę cud :) wiadomo, że życie tak jak żyli 30 + isteniej, ale nie jest możliwe w przypadku Rory, która była kreowana na mądrą, inteligentną, dla której wykształcenie było najważniejsze, która w liceum potrafiła zrobić super artykuł o kładzeniu chodnika (albo czegoś innego) nagle w życiu dorosłym nie ma nic, co jest o tyle dziwne, że te osiągniecia (chodzi mi o szkołę itd.) to były jej marzeniem, nikt jej nie kierował, ona sama z siebie do tego dążyła, a nagle mając 32 lat nie potrafi ogarnąć swojego życia, być moze przerosły ją perspektywy, być może była zbyt bardzo przekonana o swojej wspaniałości i może to ją zgubiło, ale nijak to się ma do skromnej dziewczyny z pierwszych sezonów serialu, która była wierna ideałom, której matka dała swobodę, możliwości, by mogła żyć tak jak chce, a nie była kreowana. Mimo, że końcówka pokazuje, że Rora stała się odzwierciedleniem Lorerai, to nijak to się ma tego jak kreowana była Rora, w moim odczuciu Lorelai nie dążyła do tego by Rora była taka jaka ona, ale żeby była sobą, a gdzieś w ostatnim sezonie to uciekło. też się zgadzam, że ten ślub na koncu - gdzie 6 sezon był w większości o ślubie, gdzie w 7 sezonie - byli gotowi, a tutaj ślub po 9 latach :O. Cieszę się, że Deanowi, Lane się udało :) A Emily też to wspaniale pokazuje, że chociaż jej życie straciło sens (jak mówiłą, od zawsze chciała być zoną i to że skończyła historię nie miało dla niej znaczenia) to odnalazła się i to właśnie pokazało, że Lorelai jest córką Emily - że są to silne, niezależne kobiety, które zawsze dadzą sobie radę i wszystko co mają to mają dzięki sobie, a nie jak Rory, która nic nie osiągnęła i która wszystko zawdzięcza innym.

ocenił(a) serial na 7
Malutka22

Zgadzam się ta "nowa stara wersja" nie umywa się do oryginały no i Lor stała się jakaś sztuczna...taka nie to śmieszna ni poważna. Dobrze, że Michel nie stracił rezonu haha. Rory to totalna porażka wraz z Loganem. Nigdy Logana nie lubiłam. Chyba najbardziej kibicowałam Jessowi po tym jak sie ogarnął ... zawiodło mnie, że nic nie osiągnęła. Fajnie, że Lane się układa i podziwiam Emily. Tak abstrahując, czy was też razi to, że notorycznie wsiadano za kierownice po drinku? Przez cały serial mnie to jakoś drażniło i raziło, ale to może moje zboczenie XD

ocenił(a) serial na 8
Malutka22

Kto to Rora?

ocenił(a) serial na 6
Malutka22

"Rora stała się odzwierciedleniem Lorerai"
Rory kończy dużo gorzej, jej matka w wielu 32 lat ciężko zapracowała na dom chociaż, tymczasem Rory jest rozkapryszoną panienką, która nie ma nawet swojego miejsca. Dziadkowie chcieli kupić jej mieszkanie to nie chciała. Wybudowali za miliony dolarów na Yale budynek jej imienia a ona sama spłukana wróciła mieszkać do matki. Nawet córkę luka to przeraziło, że taka stara siostra wraca na stare śmieci. 

ocenił(a) serial na 4
aneta20_04

Moim zdaniem, zamierzenie lub nie (podejrzewam że jednak nie) ten mini-serial to parodia "Gilmore Girls". Niemal wszyscy bohaterowie na tę dekadę zatrzymali się w miejscu, niczego nie osiągnęli, za to ich charaktery się posypały. Ostatni odcinek najbardziej zbliżył się klimatem do oryginału, ale to i tak nie to.
Jestem rozczarowana, szkoda że ta produkcja w ogóle powstała, zakończenie siódmego sezonu było znakomite.

ocenił(a) serial na 6
aneta20_04

Ja mam wrażenie, że po prostu ich odmóżdżyli... Gilmore Girls miały w sobie magię, jakiś taki jesienny małomiasteczkowy klimat, gdzie ludzie świętują każdy sezon, każdy każdego zna i szanuję. Ludzie witają się ze sobą z życzliwością, w zaciszu domu piją kubek gorącej, ulubionej kawy na bujanej huśtawce na werandzie rozkoszując się nadchodzącym śniegiem. Wszystko było takie idylliczne, oczywiście bohaterowie musieli się również zmierzyć z goryczą życia, jednak to wszystko było takie ludzkie i z głębią. Mieli w sobie iskrę i wzajemną dobroć do siebie, która jakoś nadawała wszystkiemu sens, a teraz? Wyostrzone kolory, okropna charakteryzacja, z romantycznych wiejskich widoków nic nie zostało, wszystko unowocześnione, napchane badziewiem XXI wieku... Na siłę próbują być zabawni i ani razu im to nie wychodzi, cała ta magiczna atmosfera uciekła... Z pięknego sielskiego życia przenosimy się w czasy WIFI, zdrad, kłamstw, histerii, sypiania z kim popadnie i wątków w sumie o wszystkim i o niczym. Wiecie czego tu brakuje? Romantyzmu...

ocenił(a) serial na 6
MartaWuuu

I logiki.

aneta20_04

Mi się podobałao ale zakończenie wygląda na kontynuację gdyż zostawia fanów w nie pewności oraz czy powie Loganowi o ciąży i jak się to skończy gdyż tu powinno być kolejne odcinki które definitywnie zakończą ten serial.

ocenił(a) serial na 6
sabinka34_2

Loganowi, Peterowi albo Woookiemu.

ocenił(a) serial na 6
aneta20_04

A ja tylko od siebie dodam, że zgadzam się z Wami we wszystkim, ale uważam, że wątek Emily był bardzo dobry i cieszę się, że tak się skończył. Emily po śmierci Richarda przeszła ogromną zmianę, wystarczy zobaczyć jak traktowała Bertę i jej rodzinę (podgrzewanie chorej Bercie zupy, przykrywanie dzieci kocami). Myślę też, że ta praca w muzeum była ukoronowaniem tej zmiany i nie uważam jej za idiotyczny pomysł tylko za próbę znalezienia sobie zajęcia innego niż to co robiła całe życie. Emily to chyba jedyny wątek w tej kontynuacji do, którego nie mam żadnych "ale" :)

ocenił(a) serial na 6
Nesca18

Zawsze miała okropny apodyktyczny styl zachowania, ciągle krzyczała na służbę, tutaj wreszcie widzimy u niej ludzkie odruchy kiedy zaczyna odnosić się do służby z szacunkiem a nawet traktować ich jak rodzinę. Poza tym była historykiem z wykształcenia, nigdy nie pracowała, poświęciła się dla Richarda i życia domowego dopiero po jego śmierci mogła się zająć tym co ją fascynowało w młodości.

ocenił(a) serial na 8
aneta20_04

Chyba sobie wyidealizowałeś Rory... Już jako nastolatka można powiedzieć, że zdradziła Deana. W ten emocjonalny sposób (mam na myśli jej wyjazd do Jessa do NY, obściskiwanie na weselu Sookie, jej złość po powrocie z Waszyngtonu bo Jess znalazł sobie tą blondynę do obściskiwania). Potem jej pierwszy raz, z zamężnym facetem i te komentarze: oh to mój Dean, kochamy się, zabezpieczyliśmy się, mój Dean. Lorelai mówiąca, nie Twój Dean tylko jego żony, na co Rory ma fochy i wpada w histerie... No słabo. Dalej, Mitchum mówi jej, że nie ma tego czegoś w byciu dobrym dziennikarzem. Rory rzuca studia. No nie wiem czy ona tak do końca jest taka "kochana, mądra ponad przeciętną, wrażliwa ,delikatna, wspaniała". Mnie osobiście nie zaskoczyło taki obrót spraw.

Jeśli chodzi o Lorelai i jej wyprawę w nieznaną dzicz to na samym początku miałam dość podobne odczucia... Ale dziś gdy poukładałam pewne sprawy, doszłam do wniosku, że ona w tamtym momencie zrobić to co do niej nie pasuje. Oczyścić swój umysł.

Odnośnie ostatnie ostatniej sceny i bajkowego ślubu to strasznie bawi mnie fakt, jak Emily zezłościła się na Lorelai, że wzięła potajemny ślub z Maxem. Lorelai mówiła, że ślubu nie ma. Emily jak to Emily najpierw panika i mamrotanie jak to jedyna córka i taką rzecz jej zrobiła!
No i patrzcie! Lorelai w sumie to zrobiła, właściwy ślub był potajemnie :DDD

ocenił(a) serial na 5
hearbeats_hurt

Również jestem rozczarowana tym miniserialem. Zakończenie było dobre, ale według mnie świetnie nadawałoby się do końcówki 7 sezonu – Rory dowiedziałaby się o ciąży po odrzuceniu zaręczyn Logana. Wtedy historia zatoczyłaby koło. Rory wychowywana przez niedojrzałą matkę, chcącą zupełnie innego życia dla swojej córki, sama zostaje samotną (i równie niedojrzałą) matką. Wówczas w miniserialu moglibyśmy zobaczyć np. relację Rory z jej dzieckiem (pewnie też córką), dzięki czemu Rok z życia nie byłby tak przygnębiający, ale być może równie ciepły i pokrzepiający jak serial.
Co mnie najbardziej denerwowało?
- Totalne nieogarnięcie Rory, w każdym aspekcie jej życia. Niestety trochę mnie to nie dziwi, ale z drugiej strony bardzo smutno patrzy się na 32-letnią kobietę, z 10-letnim stażem zawodowym, przychodzącą na rozmowę rekrutacyjną, zupełnie na nią nie przygotowaną. Myślałam, że 10 lat po skończeniu studiów to już wystarczająco dużo czasu, aby wyjść ze swojej bańki i samozachwytu. Życie skutecznie jej już pokazało, że marzenia o byciu reporterką nadającą z najdalszych zakątków świata lepiej odłożyć na obok. Przez ten czas nie przyszło jej nawet na myśl, aby spróbować czegoś innego? Nikt jej nie utarł nosa? W związkach powiela schematy swojej matki. Boi się bliskości i zaangażowania, tak jak Lorelai, wychowywana przez manipulujących i surowych rodziców. Jednak wydaje mi się, że Lorealai ma jednak trochę więcej autorefleksji.
- Sceny z musicalu. Stars Hollow rządzi się swoimi prawami. Ludzie organizują różne przedziwne zawody i święta i być może scenarzyści chcieli to pokazać. Niestety było to strasznie nudne i niepotrzebne.
- W trakcie sceny z Brygadą, byłam pewna, że to sen Rory. Czułam się jakbym oglądała Alicję z krainy czarów i w tym momencie miałam wielką ochotę przewinąć serial.
- W serialu Rory obiecała Lane, że będzie dla jej dzieci ich Lorelai Gilmore, tymczasem w Roku z życia Rory nie ma z nimi żadnej relacji. Częściej spędza czas z dziećmi Paris.
- Pokazanie pana Kim też było trochę od czapy. Ani razu nie pojawił się w serialu, prawie nigdy nie był wspominany, a tutaj pojawia się jak Filip z konopii, po co?
- Wątek Paula. To był strasznie smutne, że każdy z niego żartował, a Rory ciągle zapominała z nim zerwać. Miało wyjść śmiesznie, a wyszło niesmacznie.
- Bodyshaming na basenie. Serio? Kobiety zjadającej tony śmieciowego jedzenia, zawdzięczające swoją figurę tylko i wyłącznie genom, śmieją się z wagi innych? To tez było niesmaczne.

Natomiast przemiana Emily, Kirk i jego świnia, albo genialna Paris i jej scena z kopniakiem w łazience – no złoto. I te momenty sprawiły, że nie poddałam się i obejrzałam tę serię do końca. Co nie zmienia faktu, że jednak Rok z życia jest dość trudny do strawienia.

aneta20_04

Dla mnie był niespójny. Trochę jakby jazdy 1,5 godzinny odcinek składał się z 3 albo 4 oddzielnych i go tak posklejali na siłę. Przypuszczam, że powstał, bo chcieli odświeżyć kotlet i im nie wyszło. Choć z wieloma zarzutami się nie zgadzam.

Czy to, że młoda, mądra i ambitna dziewczyna ostatecznie nie radzi sobie z życiem jest czymś dziwnym? Nie, bo większość tak ma. Nie osiągamy założeń z szkoły średniej. Ojciec Logan określił możliwości Rory i powiedział jej, że nie nadaje się do tej pracy, bo czegoś jej brakuje. Nie pomylił się, a jedynie ją na tyle polubił, że był jej nieco bardziej przychylny, bo jak sam powiedział, przyczyniła się do zmiany postrzegania życia przez Logana.

Sam Logan, przypomnijmy sobie, że zbankrutował inwestując w nietrafiony interes, a Rory odmówiła mu na oświadczynach, więc to że ma inną nie dziwi.

Lorelai faktycznie wpasowała się swoim wyglądem w klimat małomiasteczkowej pudernicy. Wcześniej była odznaczająca się, zawsze zgrabna i modna, odznaczała się na tle miasteczka. Z botoksem w twarzy i fryzurami jakby zatrzymała się w epoce przestała się odznaczać.

Jednak czy zakończenie jest złe? Nie bardzo... w zasadzie daje początek pierwszemu serialowi, jakoby tworząc Rory jego twórcą. Poza tym historia zatacza koło. Rory jest samotną matką, bo zaszła w ciążę z nieodpowiedzialnym ale zawsze zakochanym w niej Loganem. Zaś Jess, który pełni rolę jej przyjaciela, skrycie w niej zakochanego i zaprzeczającego faktom, prawdopodobnie mimo swojego usposobienia będzie pełnił rolę jej opiekuna, póki ta nie zrozumie, kogo naprawdę kocha...czyli życie zatacza krąg.

magdaxd

Idealnie byłoby nakrecic kolejny sezonu zaraz po 7. Marzyło mi się że Luke zabiera Lorelai do tego miejsca gdzie spędzili walentynki. Mówi że patrząc jak Rory wyjeżdża uświadomił sobie jak szybko mija czas. Mówi że ją kocha i nie chce spędzić ani chwili bez niej. Oswiadcza.sie a ona mówi że bardzo długo czekała na te słowa , po czy on wyciąga "zimę" z plecaka i świętują. Biorą ślub a sezon opiera się na tym że starają się o dziecko ale są problemy.Przygnębiona lorelay myśli że zawiodla Luka , ale w.koncu im się udaje. Reszta mogłaby zostać,. pogubiona Rory .świetna Emily która szuka siebie po śmierci męża. Serial wrócił jednak po.10 latach. Nie da.sie oszukać czasu. Bohaterowie mocno postarzeli. Miło jednak patrzyło się na pozytywne zakonczEnie :)

Justyna_Rajkowska

Miał powstać kolejny sezon, a przynajmniej zakończenie 7 miało być inne. Niestety nie poszli z założeniami reżysera i mamy efekt końcowy taki jak mamy. Fakt, że w latach 90, a właściwie już na początku XXI wieku zrobili zakończenie, które mimo wszystko daje możliwość nakręcenia kolejnego sezonu i nie zamyka wszystkich wątków jest dość powszechne. Nawet, gdy wiedzieli, że to koniec.

Dla mnie motyw z dzieckiem był niepotrzebny. Nie zrobili im dziecka, to nie powinni tego rozdrapywać, albo postawić tam jakiegoś małego chłopca i nic nie tłumaczyć. Naturalna kolej rzeczy.

Jedynie co mogę mu zarzucić to Jess, którego bardzo lubiłam i gdy w serialu godzi się z nieobecnością Rory w jego życiu, pisze książkę i zaczyna funkcjonować w swojej bohemie artystycznej mogli go tak zostawić. Pokazać jako ułożonego światowca i miłą dziewczyną u boku, a z robili z niego obieżyświata dalej zakochanego w dziewczynie. Takie to słabe. Serial, który z założenia maluje się jako bajka z happy endem, robi z jednej z postaci bohatera tragicznego. Szkoda.

aneta20_04

Niedawno obejrzałam "Gilmore Girls" i wczoraj skończyłam "Rok z życia".

Fajnie było powrócić do Stars Hollow, w którym niewiele się zmieniło - bar Luke'a, oświetlony park i altana, zebrania u Miss Patty. Ciepło się robi w serduszku na widok tych samych aktorów, a już szczególnie tych, którzy niewiele się zmienili jak Christopher, Gypsy, Taylor, Pani Kim, Emily, Babette... :D Szkoda, że niektórzy mieli tylko jedną scenę jakby na siłę ich wcisnęli, tak jak w przypadku Deana, Francie, April. czy Sookie. Szkoda, że nie zobaczyliśmy Liz i T.Ja, ani dzieciaków Sookie i Jacksona. Fajnie, że Emily odnalazła swoje powołanie po śmierci Richarda oraz że Lane i Dean ułożyli sobie jakoś życie, w przeciwieństwie do Rory.

Minusy? Przeszkadzała mi ilość niepotrzebnych wątków, które nic nie wniosły do fabuły - klinika (serio przez 9 lat Lorelei i Luke nie poruszyli w ogóle tematu dzieci?), terapia z Emily (wyjaśniło się w ogóle, o co chodziło z tym listem?), musical... one kończą się w taki sposób, że w ogóle się nie kończą. Scena jaką odwaliła Paris w toalecie Chilton zupełnie nie potrzebna - serio, po tylu latach wciąż czuła coś do Tristana? Lepiej pasowałby tu Asher Flemming, z którym miała romans na studiach. Dziwię się też, że po tylu latach związku Lorelei i Luke wciąż mają przed sobą tajemnice i jakby nie potrafią się dogadywać... Także zostawiono zbyt wiele niewiadomych. Michel w końcu zostaje, czy nie? Rory będzie z Loganem, czy jednak on zostanie z inną? Niby to furtka na kolejny sezon, ale... czy jest on potrzebny? O Rory się nie wypowiem, bo chyba wszystko już zostało powiedziane. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć jej niepowodzenia w życiu służbowym, no bo w życiu nie zawsze idzie wszystko po myśli (chociaż start i wykształcenie miała takie, że co mogło pójść nie tak?), ale nie potrafię znaleźć zrozumienia dla podejmowanych przez nią decyzji w życiu uczuciowym.

ocenił(a) serial na 5
aneta20_04

ja też byłam bardzo mile zaskoczona, że udało się zwerbować dosłownie wszystkich bohaterów oryginalnej serii, naprawdę nie spodziewałam się tego. połowa z nich zagrała nie więcej niż 1-2 sceny, ale tyle wystarczyło. podobało mi się też, że scenografia pozostała bez zmian - dom Lorelai, dom Emily, jadłodajnia Luke'a, nawet sklep spożywczy - wszystko takie samo jak w 2007. co do fabuły, uważam że dobrze się stało, że kariera Rory się posypała - dodało to trochę realizmu tej postaci. zawsze jej się wszystko udawało, każdy powtarzał jej że jest najlepsza, nie była do końca przygotowana na prawdziwe życie. doskonale to widać na rozmowie kwalifikacyjnej do firmy, w której wcale nie chciała pracować, ale nie miała lepszej oferty, więc poszła. była tak przekonana o swojej wyższości, że nawet nie przygotowała się na tę rozmowę - myślała, że przyjmą ją od ręki i jeszcze będą dziękować. to zderzenie z rzeczywistością nauczyło ją trochę pokory. niestety na tym kończą się mocne strony serialu. fabuła bardzo mnie rozczarowała, a zwłaszcza:

1. Rory sypiająca z Loganem bez zobowiązań - zupełnie jej nie przeszkadzało, że zdradza Paula, z którym spędziła 2 lata w związku (notabene po takim stażu Paul powinien być dla niej kimś więcej, niż chłopakiem o którym się nigdy nie pamięta). to, że Logan miał narzeczoną, też nie robiło na niej wrażenia. gdzie się podział jej kręgosłup moralny? aż trudno uwierzyć, że to ta sama postać, napisana przez tę samą autorkę. kiedy żegnali się ostatni raz, widziałam w jej oczach smutek. myślałam że będzie próbowała jeszcze o niego zawalczyć, namówić go na zerwanie zaręczyn, szczególnie że nie miała już wtedy stałej pracy, mogła pisać swoją książkę z dowolnego miejsca na Ziemi, gdziekolwiek byle z Loganem, ale nic z tego. bez zobowiązań to bez zobowiązań, okej.

2. terapia - zupełnie nie wiem po co Lorelai w tym uczestniczyła, skoro nic to nie wniosło do jej życia. Emily rozgrzebała jakieś stare żale, które i tak nie zostały wyjaśnione/wybaczone. wspomnieli o jakimś liście, nie wiadomo o co chodzi i do końca serialu się nie wyjaśniło. i jeszcze ta nędzna terapeutka, która nie odezwała się ani razu (nie licząc "kończy nam się czas"). równie dobrze mogłyby siedzieć tam same, przynajmniej zaoszczędziłyby pieniądze, a efekt byłby ten sam.

3. okropny musical, który zupełnie nic nie wniósł do fabuły, a był jedynie zapychaczem. jeśli to miało być zabawne to ewidentnie się nie udało.

4. wątek Rory i Jess'a - myślałam, że po rozstaniu z Loganem i powrocie do Stars Hollow, Rory i Jess spróbują jeszcze raz. jego uczucia się przecież nie zmieniły. to dość rozczarowujące, że dorosła kobieta trzyma się kurczowo relacji bez przyszłości (Logan) zamiast szukać sobie kogoś na poważnie. rozumiem, że kariera zawsze była dla niej ważniejsza, ale przecież właśnie z niej zrezygnowała, aby napisać książkę - idealny moment na powrót do korzeni i ułożenie sobie życia z kimś, kogo kiedyś kochała, ale oboje byli wtedy za młodzi żeby coś z tego wyszło. twórcom chyba właśnie o to chodziło, żeby Rory została sama, bo chcieli aby historia zatoczyła koło (samotna matka z dzieckiem), ale nie satysfakcjonuje mnie to.

efka93

Wątek Rory mnie nie zdziwił. Już wcześniej sypiała z żonatym Deanem bo to jej Dean.
Całe życie była traktowana jak księżniczka której wszystko się należy. W szkole sobie radziła bo z góry miała narzucone co ma robić, a gdy spotkała ją krytyka to rzuciła studia i stała się asystentką babci. Jeden artykuł w NYT i spoczęła na laurach i dziwi ją że znów nie dostała na złotej tacy przepisu na życie. Tak jak powiedziała Paris - prymuski mają swój najlepszy czas w szkole a potem już nie idzie tak dobrze.

Rory samotna matka? Raczej matka wychowująca dziecko bez ojca ale z pomocą całego miasteczka, za pieniądze babci.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones