Don Draper i fabuła coraz bardziej przypominają podboje i tęskonty za rodziną Hanka Moody'ego. Facet wyrywa, płacze, tęski, wyrywa, ma kryzys twórczy, wyrywa...bawi się, ale brakuje mu rodziny.
Wprawdzie Sterling nie przypomina zbytnio Runkle'a, ale znów podobnie - ujeżdzanie kobiet, rozwód, córka.
Oczywiście rodzaje seriali zupełnie inne, ale coraz bardziej mi się kojarzy.
I.
Coś w tym jest, aż do przesytu caasem. W Californication był przynajmniej rubaszny humor (lubię brak poprawności politycznej do pewnego stopnia) a tu zabawnych scen jak na lekarstwo a dramat Dona jest taki, że puka wszystko tylko nie najładniejszą kobietę z serialu, czyli swoją żonę. January jakby wycięta z plakatu pokazującego idealną panią domu z lat 60. Nie sposób było lepiej trafić.
Właśnie kończę sezon 3 i zapewne zakończę cały serial, ale jeśli twórcy nie wykręcą takiego numer jak sezon 5 Breaking Bad, Mad Men nie dostanie więcej jak 7, obecnie 6,5 i leci w dół.