Jestem świeżo po pierwszym sezonie i tak jak zapowiadał sie świetny skandynawski klimat: mroczny, posępny z dużą dawka odpychającego czasem realizmu i pesymizmu, tak z kolejnymi odcinkami ucieka mi ten realizm.
Postać Sagi z jej "dziwactwami" (prawdopodobnie z. Aspergera) z każdym odcinkiem traci prawdziwość, staje się śmieszna (taki skandynawski detektyw Monk), a już jak w ost. odcinku po postrzeleniu, ucieka ze szpitala i krwawiąca skacze prawie jak sarenka i scena gdy na zgięta w pół, na kolanach przeszukuje dokumenty, powodują, że znów musze odjąc gwiazdkę...
Gdyby Martin wyglądał jak G. Clooney/ D. Craig ( lub inny przystojniak) Sage grała H. Berry to wyszła by z tego kopia Miami Vice czy innego Dempsey& Makepeace.
Może trochę zbyt ostro oceniłam, ale poczułam sie jakbym poszła do ulubionej lodziarni, gdzie zawsze mogę liczyć na rewelacyjne lody nagle dostaje tylko Big Milka.