jakiś czas temu przestałam oglądać reign, ale postanowiłam wrócić do 4 sezonu i mam wrażenie, że maria prawie w każdym facecie potrafiłaby się zakochać i na dodatek w (poprzednich sezonach byli też mężczyźni jej nieobojętni)
chociażby loed darnley, bothwell, doradca elżbiety, ten hrabia conde...
czy to was nie dziwi, że królowa tak łatwo się "zakochuje", zważając na to, że umarł jej mąż i była zgwałcona?
Nie zwróciłam wcześniej na to uwagi, ale faktycznie. W każdym po kolei. Hmmm. Myślę, że to może być też podejście twórców seriali do przekazania ich wizji czemu jej własni ludzie ją zdradzili i jej życie było takie tragiczne.
Ja odnoszę wrażenie, że choć była królową i powinna na wszystko uważać, za bardzo chciała ufać ludziom, zastąpić pustkę w sercu i że na tym polegał tragizm sytuacji :)
Mnie powoli zaczyna to denerwować. Jak zauważyłaś zakochuje się prawie w każdym mężczyźnie, który się nawinie. Nie oglądałam jeszcze sezonu 4, ale jak do tej pory wszystkim wyznaje szczerą miłość. Jeszcze na początku w miarę spoko była rywalizacja Franciszka i Basha, potem już "miłość" do Conde i tego doradcy Elżbiety już była sztuczna. Nie powiem, za każdym razem podobała mi się ta ostrożność, niepewność, jak zaczynali się "zakochiwać", a nie powinni, ale jak już dochodziło do wyznań miłości... ehh... wdzierała się jakaś taka sztuczność. Jednak najbardziej w całym serialu wkurzyła mnie ta "wielka miłość" do Conde, a potem nagły powrót "wielkiej miłości" do Franciszka... Takie skakanie z kwiatka na kwiatek.
Nie wiem czy zacznę oglądać 4 sezon jak znowu zaczynie się zakochiwanie w kim popadnie ;)
Jak na razie to jest za mało czasu na romanse, bo muszą w jednym sezonie zmieścić kilkanaście lat życia. Dzięki temu jest tylko chwilowe zauroczenie Darnleyem (żeby król Jakub się narodził), a potem Bothwell. W sumie to i tak dużo na tak mało czasu :)
A wątek "Francis-Conde-Francis" działał mi wybitnie na nerwy.
Przyznam, że jak na razie 4 sezon podoba mi się najbardziej ze względu na szybsze tempo akcji. Co chwila coś się dzieje :)
Ponadto osobiście uważam, że fakt że Maria była królową odkąd skończyła zaledwie 6 dni też nie działał na jej korzyść. Żyła z dala od swojego kraju i była tylko "królową" w nazwie. Niby czychali na jej zycie, ale była przygotowywana do bycia królowa Francji, a Szkocją się ktoś zajmie. Za to Elżbieta spędziła w Tower sporo czasu i czychała na nią wizja egzekucji przez własną siostrę. Może przez to stała sie ostrożniejsza i została lepszym taktykiem (i chociaż podoba mi się ten serial to co do postaci Elżbiety mam mieszane uczucia. Niby zrobili z niej postać z którą mozna sie utożsamiać i starać się rozumiec jej wybory, ale przez to jest niesamowicie denerwująca i nie mogę jej kibicować. No nie da rady). Ale to bardziej takie gdybanie, bo to się ma nijak do serialu :)