Pierwszy sezon już był gorszy od brickleberry ale czwarty… nie mogę przebrnąć przez pierwszy odcinek. Dno
Niestety ale czwarty sezon ssie straszliwie, policjanci już nie są policjantami tylko debilami, żadnego motywu przewodniego, dialogi i żarty poniżej poziomu niestety
Ja jestem wielkim fanem South Parku. Lubiłem Brickleberry. Cenię Kapitana Bombę i mam do niego masę sentymentu. Ale To co się dzieje w PD w czwartym sezonie z tym choćby włażeniem w dupę czy niecenzurowaniem kut#sów to dno. Tak samo w sezonie trzecim pociąg giny do grubasa. Przesadzony i niesmaczy.
Dokładnie mam to samo odczucie, tak jak trzy pierwsze sezony naprawdę mi się podobały bo ten żart nie był przesadzony jeszcze moim zadaniem tak w 4 sezonie już od pierwszych sekund czuć taką żenadę, że głowa mała. Jak ktoś zupełnie inny to pisał
ja przebrnąłem przez 6 odcinków ale ogólnie bardzo kiepski sezon. Dno i metr mułu. Jak zlepek nic nieznaczących scenek, które istnieją tylko po to, aby pokazać jakiś gówniany żart
totalnie się zgadza, puściłam ten serial w tle i o nim zapomniałam gdy sprzątałam sobie. I jak do mnie dotarło, że coś gra w tle to pomyślałam: Boże, co za patologia mi się włączyła. A to był ten serial włąśnie. Masakra co oni zrobili z nim.
Seria miała swoje momenty, ale sezon 4 to już badziewie.
Motyw z walką z korpo... nie wierze, że coś takiego dało się zepsuć.
DAJĘ TU SPOILERY DO CAŁEGO SERIALU, OSTRZEGAM
Brickleberry był wspaniałym serialem. Humor z South Park ale przedstawiony tak że pasował każdemu. Kiedy zapowiedzieli Paradise PD byłem pozytywnie nastawiony(nie byłem wtedy na bieżąco i zobaczyłem zwiastun sezonu 2 gdzie był crossover) i włączyłem serial. Od początku coś było z tym serialem nie teges. Postacie wyblakłe, przebrzmiałe żarty i dubbing skopany. Jakby rozumiem danie szansy innym. Ale polski Woody Johnson jest genialnie zagrany, a Randal C, no cóż...nie jest. Zmienili aktora tej postaci na kogoś kto do niej nie pasuje(czuć to najbardziej w sezonie 2, odcinek crossover - tam postacie miały mieć takie same głosy i się z nich naśmiewać, np Steve Williams i Kevin, Woody i Randal). A to dopiero początek. Ciągłość fabularna jest strasznie dziwnie zrobiona i każdy sezon na czymś się opiera cały czas:
Sezon 1 - zjednoczenie rodziny Kevina, meta tartanowa
Sezon 2 - podwójna tożsamość Fitza i jego przeszłość, przemiana Dustyego z miłego grubaska do jakiegoś kretyna z połączeniem chorych fetyszy i chęci bycia furasem
Sezon 3 - próba odbudowy miasta po wybuchu atomowym czy jakimś innym, nowy członek rodziny Kevina, który jest jakimś nieśmiertelnym zabójcą i próbuje zabić Randala, nabijanie się z Disneya w dość trafny sposób ale nieśmieszny
Sezon 4 - sponsoring Elona Muska przy kolejnej próbie odbudowy miasta, nieocenzurowane narządy intymne, nabijanie się z korpo i ranczo plemników(WTF???)
Nie miałem nawet chęci by oglądać resztę odcinków. Poddałem się i zawiodłem na twórcach. Roger Black i Waco O’Guin pokazali na swoim przykładzie jak nie robić kolejnego serialu o dobrym pomyśle ale mizernej realizacji i zgniłym poczuciu humoru. A Brickleberry mimo 11 lat na karku wciąż dobrze się ogląda. Żegnam