"Paris Police 1900" to kolejny serial o początkach nowoczesnej policji francuskiej po "Brygadach Tygrysa". Pojawiają się techniki kryminalistyczne, choć wciąż metodą uzyskiwania zeznań jest przemoc, a policjanci nie zawsze ponoszą odpowiedzialność za złamanie prawa. Do tego problem, z którym nawet współcześnie borykają się policje świata. Wpływy polityków ingerujące w śledztwa, czy nietykalność niektórych przestępców, bo znają kogo trzeba. A to wszystko na tle burzliwego okresu we francuskiej polityce - afery Dreyfussa, która podzieliła społeczeństwo.

Podobne motywy przyniósł serial "Ripper Street", którego akcja toczy się jednak 11 lat wcześniej. I wnioski niestety takie same, nie było łatwo żyć w wielkich miastach maluczkim. Jednak już dobór kadr kierujących policją wynikał z kompetencji. W szwedzkim serialu "Anno 1790", traktującym o ówczesnej policji w Sztokholmie pokazano, że wiek wcześniej o nominacjach decydowało arystokratyczne pochodzenie, a metody dochodzeń mroziły krew w żyłach. Z kolei kilka filmów o Vidocq'u pokazało, że raptem 20 lat później postawiono jednak na kontakty w przestępczym półświatku i sieć donosicieli oraz kwity na każdego. Inną drogą poszły Stany Zjednoczone, gdzie chętnie jako funkcjonariuszy policji widziano weteranów wojennych jak w serialu "Stróż prawa". Lecz linia pomiędzy światem przestępczym, a obrońcami porządku była cienka i na tym styku słychać było szelest banknotów.