Plotkara
powrót do forum 4 sezonu

Chciałabym napisać o moich przemyśleniach. Nie wiem, czy są osoby, które oglądają ten serial, bądź czytają komentarze na forum, jednak uważam, że odcinek finałowy (22) 4 sezonu był niesamowicie emocjonalny. Szczególnie sceny z Chair były piękne. Jestem ich ogromną fanką i to, co się tam działo bardzo zapadło mi w pamięć. Z tego co czytałam i się orientowałam, większość uwielbia ten ship, jednak są osoby, którym ta relacja się nie podoba. Szanuje zdanie, ale nigdy nikomu nic nie dogodzi, jak Chuck zachowywał się jak hmm Chuck, to wszyscy mówią, że nie zasługuje na Blair i jest agresywnym psychopatą i gwałcicielem. Myślę, że to zdecydowanie za mocne słowa. Kiedyś owszem był taki, jednakże pod wpływem Blair się zmienił. I właśnie, gdy się zmienił to znowu nie dogodzi, bo Chuck stał się romantykiem i zaczął być „nudny”. Ja rozumiem, ale czepiać się dosłownie wszystkiego i tylko narzekać jest bez sensu. Jaka wtedy jest przyjemność z oglądania? A nikt nie jest ideałem. Według mnie zarówno przemiana Chucka, jak i Blair jest piękna. Nie wiem co jeszcze się zdarzy, bo 5 i 6 sezon przede mną. Jednakże wiem, jak się to wszystko zakończy i cieszę się, że szczęśliwie. Oni po prostu na to zasługują. Są dla siebie stworzeni. Mimo, iż to miłość, jak to Blair powiedziała w tym finale, „skomplikowana, namiętna i wszechogarniająca”. To ważne i chociaż Chuck stwierdził, że przy nim nie będzie szczęśliwa to się mylił. Luis jest sztywnym księciem, chociaż ma tytuł i pałac, o czym Blair zawsze marzyła, to nie może być wolna, musi się trzymać sztywnych, określonych zasad, jak to na dworze królewskim bywa. A co najważniejsze nie może być sobą i jest na niej wywierana presja. A to nie jest ona. To jest Blair Waldorf. Pokazuje to chociażby JEDNA Z NAJPIĘKNIEJSZYCH SCEN- BLAIR I CHUCKA TAŃCĄCYCH NA WESELU W BARZE https://youtu.be/T0j8Q_2xDf4. Z całego serca zachęcam do obejrzenia. Oglądałam to już kilkadziesiąt razy i za każdym razem widzę jeszcze więcej przekazu w tej scenie, nigdy mi się ona nie znudzi. To tak idealnie obrazuje ich relacje, ich miłość, ich SZCZĘŚCIE. Oni są tam do bólu szczęśliwi. Widzicie uśmiech Chucka? Chyba pierwszy raz od 1 sezonu tak długo, szeroko, szczerze się śmiał. Był taki szczęśliwy. Tak samo jak Blair. Wyraz twarzy Chucka, gdy patrzył Blair, podczas jej tańca, czy podnoszenia na krześle, pod uśmiechem była szczera miłość do niej. Oboje bawili się świetnie. Niezapomniana chwila. Taki zwykły, niby lekki moment, a jednak to tak wiele znaczy. Oboje się tak bardzo kochają i ich „skomplikowana, namiętna i wszechogarniająca” miłość może istnieć w symbiozie ze szczęściem. Jedno nie wyklucza drugiego. Oboje z natury są intrygantami i manipulantami to fakt, ale razem są niezwyciężeni i przechodzą przemianę, by stać się lepszymi ludźmi. Jedno nie może istnieć bez drugiego. To Blair i Chuck. Chuck i Blair. Nic nie zmieni ich miłości, tak jak powiedział Chuck „ja jestem miłością twojego życia i każdy inny to tylko strata czasu”. I to prawda. Mimo, że Blair chciała być z kimś innym to nie mogła. Więź, która łączy Chair jest niesamowita i niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Doceniliście postępowanie Chucka w tym odcinku? POZWOLIŁ JEJ ODEJŚĆ, DAŁ JEJ SWOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA ŚLUB Z INNYM. To było szczere i potrzebne. Pokazuje jak oboje dorośli. Chuck nie zachował się egoistycznie. Miał na względzie tylko i wyłącznie dobro Blair. Chociaż później cierpiał, wiedział, że tak trzeba. Nie można go za to potępiać, on nie ma tylko złych stron. Według mnie jego przemiana i Blair również jest absolutnym fenomenem. Pokazuje prawdę- ludzie nie zmienią się w 2 dni- potrzeba na to mnóstwo czasu, jak w ich przypadku dobrych kilku lat, oraz otoczenia ludzi, którzy będą zawsze wspierać niezależnie od sytuacji. Tak tu się stało, pod wpływem ich miłości, choć cały czas popełniali błędy, to się zmieniali, każda dobra chwila leczyła ranę po mroku i źle, którego doświadczyli w przeszłości, lecz także to, że Chuck zyskał w pewnym stopniu matkę-Lily, której nigdy nie miał. Nie mógł polegać i być kochanym przez nikogo, nawet przez ojca, który po prostu nie dawał mu tego odczuć. Chuck nie miał łatwo w życiu, wszystko co go spotykało na początku działo się niezależnie od jego woli i to tylko utrudniało mu życie. Przecież nie miał bliskich wokół siebie- tylko nianie, uczył się w prywatnej szkole, miał przyjaciół, lecz nie mógł brać z nich przykłady, właściwie w ogóle nie miał wzoru do naśladowania. Popatrzcie tez na to. Człowiek nie staje się zły z niczego, musi być tego jakaś przyczyna. Taka jest właśnie dotycząca Chucka.
Ważne jest też to jak ich relacja od początku przebiegała. Według mnie scenarzyści dobrze przedstawili jej rozwój. To nie jest jakieś rzucanie tak ważnych słów, jak Kocham Cię, na wiatr, tylko żeby to powiedzieć potrzeba siły i odwagi, jeżeli to jest rzeczywiście prawdziwa miłość. Oni nie chcieli tego wypowiedzieć, bali się, ale byli pewni swoich uczuć. Naprawdę się kochali cały czas, żaden incydent tego nie zmienił, bo chociaż były sytuacje, gdy czuli się zranienie, to wiedzieli, że nic nie popsuje ich miłości. Gdy Blair powiedziała „Najgorszy czyn, który uczyniłeś, najczarniejsza myśl, jaką miałeś. To nic. Zawsze będę przy Tobie” idealnie pokazuje, że mimo mroku, który oboje noszą w sobie, nie opuszczą się. Dalsza część tego cytatu „-Dlaczego? -Bo cię kocham” pokazuje ewidentnie dlaczego. I mimo, iż wiadomo jak ta scena się skończyła, to jednak później Chuck po swoim okropnym zachowaniu i odpowiedzeniu „Trudno” przyjechał do niej, bo wiedział, że tylko ona go zrozumie. I tak też było- wspierała go. Oboje zrobiliby dla siebie wszystko. I nawet, gdy w pewnych momentach nie byli razem i ktoś się zapytał, czy jeszcze Chuck kocha Blair lub Blair kocha Chucka to zawsze była ta sama odpowiedź- tak. Bo łącząca ich więź nie była ulotna, nie można się jej było od tak pozbyć. Bardzo podoba mi się to jak ich relacja została przedstawiona, bo można to porównać np. z relacją Dana i Sereny, którzy wyznali sobie bardzo szybko, jeszcze nawet wzajemnie nie do końca się znając. Myślę, że dopiero później tak naprawdę się pokochali, a wcześniej byli w sobie zakochani. Co jak co, ale to jednak jest różnica. Natomiast w przypadku Chucka i Blair, wyznanie miłości kosztowało wiele, ale było najzupełniej szczerze. I w przeciwieństwie do wielu innych bohaterów, nie tylko zresztą z tego serialu, powiedzieli Kocham cię dużo później bo odkryciu tego, co jest bardzo cenne i rzadkie.
Chciałabym też napisać o fenomenalnej grze aktorskiej Leighton Meester i Eda Westwicka, zdaje sobie sprawę, że znajdą się osoby, które będą uważały inaczej i tylko by krytykowały, bo nic im nie pasuje i zawsze się trzeba do czegoś doczepić, nikogo nie obrażam, ale taka jest prawda. Zwłaszcza, że byli wtedy młodymi, jeszcze nie doświadczonymi aktorami, ich debiut był idealny! Ta dwójka w całym serialu pokazuje idealnie swoje emocje, fantastycznie odgrywa swoje postaci, skradli serca wielu ludziom i zapadają im w pamięci na zawsze. W scenie tańca, scena na stacji, pożegnanie w finale i pozwolenie Blair odejść, czy w poprzednich sezonach- scena na dachu, pogrzeb Barta, scena przy samochodzie i wyznanie miłości przez Blair, wyznanie miłości przez Chucka, three letters eight words, to wszystko jest napełnione miłością i wstyd się przyznać, ale płacze jak bóbr za każdym razem, gdy są smutne sceny z ich udziałem. Owszem mają wzloty i upadki, dramaty i piękne momenty, ale nie wszystko jest proste i cukierkowate, jak w przypadku innych par jest pokazane. A wiadomo, że w życiu prosto nie jest, więc ukazana jest po prostu prawda, tak samo jak to, że nigdy nie wiadomo kogo się pokocha. Przechodzą długą i trudną drogę, by być razem, ale oboje wiedzą, że warto. Czy są razem czy nie, to zawsze się wspierają i sobie pomagają. Widać to np. w „Kiedy znów zapomnisz, że jesteś Blair Waldorf, pamiętaj, że ja jestem Chuck Bass i cię kocham”, w scenkach, które są tak proste, ale mają głęboki przekaz- gdy Blair przychodzi do Chucka i pyta się czy w porządku a on odpowiada „Teraz już tak”, jak leżą razem przytuleni na łóżku, każdy delikatny pocałunek w czoło lub w policzek, to jest takie urocze. Tak więc, myślę, że warto mieć na uwadze, by w przyszłości brać pod uwagę różne czynniki dotyczące bohaterów, a nie tylko krytykować. Tak samo mówienie, że „jakaś postać jest nudna” albo „jakiś sezon jest nudny”- to chyba logiczne, że nie mogą być same wybuchowe postaci, które cały czas coś odwalają. Tak by się nie dało, tak samo w każdym odcinku każda scena nie może być nafaszerowana akcją. Tak to nic by się nie wyróżniało- te bardziej interesujące, ciekawe postaci, czy finały, które według mnie bardzo się wyróżniały i zapadały w pamięć. Można też zadać sobie pytanie- A jaka ja jestem? Jaki mam charakter? Jestem taka jaka chciałabym być? Czy wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają są ciekawi, wybuchowi, tak jak się oczekuje od wszystkich bohaterów? Przecież każdy jest inny, każdy się utożsamia z innym bohaterem, tego potępia a tego szanuje, więc na tym to polega, by każdy był inny i miał coś swojego.
Prawdopodobnie nikt tego nie przeczyta, więc nie robię sobie nadziei, lecz chociaż jedna osoba, która w jakimś stopniu się ze mną zgadza lub nie, pokaże że jednak są osoby, które są w temacie plotkary zaglądają tu i się wypowiadają. Że oglądanie ma sens, można podzielić się swoimi emocjami, a nie tylko odbębnić oglądanie, zapomnieć i nic nie wyciągnąć. Jestem fanką filmów i seriali, więc sprawia mi przyjemność rozmawianie z kimś o tych sprawach i dzielenie się swoimi wrażeniami.
Miłego dnia wam życzę! xoxo

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones