PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=765488}

Pozłacany wiek

The Gilded Age
7,0 2 797
ocen
7,0 10 1 2797
7,2 5
ocen krytyków
Pozłacany wiek
powrót do forum serialu Pozłacany wiek

Sensem serialu jest upór "starej" socjety Nowego Jorku skierowany w stronę obrony przed "nową" socjetą.
"Stare" towarzystwo, reprezentowane głównie przez p. Astor to bezpośredni potomkowie pasażerów Mayflowera, pielęgnujące tradycje przywiezione na tymże statku z Wielkiej Brytanii. Jak przystało na arystokrację, umysły mają ciaśniejsze niż pokoje w akademiku. Głęboko wierzą w to, że jeśli się nie odziedziczyło po przodkach jakiejś cechy, to nabycie jej jest niemożliwe. Dlatego pilnie strzegą czegoś, co można by nazwać "czystością krwi" i dokładają wszelkich starań, by nie mieszać się z tymi, którzy po przodkach odziedziczyli jedynie pracowitość.
"Nowi" to ludzie, którzy "nagle" się wzbogacili. "Nagle" to oczywiście pojęcie względne, mówimy tu zapewne o wzbogaceniu się w przeciągu dwóch-trzech pokoleń. Ci ludzie wzrastali w ciągłym poczuciu, że są gorsi od arystokracji i w związku z tym chcieli zyskać jej akceptację. Spotkali się jedynie z pogardą i właśnie ten proces obserwujemy w serialu.

Padają nazwiska takie jak Rotshild, Rockeffeler, Morgan. Znamy je skądś? Obecnie są to najbogatsi ludzie na świecie.

TU ZACZYNAJĄ SIĘ TEORIE SPISKOWE.

To oni stoją za utworzeniem Systemu Rezerw Federalnych. FED nie jest jednak bankiem krajowym, tylko własnością prywatną. A ponieważ podlegają mu wszystkie banki w kraju, de facto całe Stany Zjednoczone są w rękach prywatnych. A za nimi większość świata, to jest skomplikowana siatka powiązań, której nie ogarniam umysłem i w której istnienie nie do końca wierzę. Ale na potrzeby moich rozważań mogę uwierzyć.

Więc tak sobie myślę, bo czas na konkluzję... Nie chcecie mnie, to ja was zmuszę, żebyście mnie potrzebowali? Bo mi wychodziłoby, że "stara" socjeta swoim postępowaniem doprowadziła do obecnej sytuacji...

singri

Ciągoty amerykańskich nowobogackich do wejścia w świat arystokracji mieliśmy choćby w Downton Abbey. Robert Crawley ożenił się z pieniędzmi, jak wielu zubożałych, brytyjskich arystokratów z tego okresu. W zamian rodzina Levinsonów zyskała pozycję społeczną. Był na temat podobnych związków nawet film dokumentalny "Amerykańskie księżne". Inni postępowali jak choćby Andrew Carnegie, który zdobywszy majątek na bezwzględnym wyzysku swoich pracowników, zapragnął uznania i miejsca w historii. Bo wielu ma marzenia, jak Tewje Mleczarz w piosence "Gdybym był bogaty".

bazant57

Na takiej samej zasadzie opierał się związek rodziców Winstona Churchilla. Jenny Churchill była córką amerykańskiego milionera a Sir Churchill potomkiem arystokratycznej rodziny bardzo zubożałej. W tym czasie amerykanie, poprzez małżeństwa wręcz masowo zyskiwali pozycje poprzez związki ze zubożałą arystokracją, która kultywując ziemiańskie tradycje, nie nadążało za zmianami cywilizacyjnymi, rozwojem przemysłu i w ogóle postępem technologicznym. Nota bene Jenny Churchill to wyjątkowa postać. Jedna z najbardziej interesujących kobiet w historii. Biografie to moja pasja, a jej biografię przeczytałam jednym tchem. To była feministka, niezależna, odważna, łamała konwenanse, prowadziła biznes. Jako pierwsza kobieta w historii Wielkiej Brytanii założyła gazetę. Będąc damą z wyższych sfer zrobiła kurs pielęgniarski i zorganizowała statek z pomocą medyczną dla żołnierzy brytyjskich podczas Wojny Burskiej. Nie znaczy to, że była aniołem bez skazy. Zdecydowanie nie. Byłaby wtedy nudna:) Była kochanką Króla Jerzego, miała wiele romansów, wychodziła za mąż 3 razy i to za młodszych o kilkanaście lat młodzieńców, czym szokowała opinię publiczną. Słynęła z urody, odwagi i łamania zasad. Jej biografia natchnęła mnie do pewnej refleksji. Otóż wydaje mi się, że postępu dokonują właśnie "nowi" w danej grupie społecznej ludzie. Nie przyswoili zasad i przez to nie boją się ich łamać a tak dokonuje się postęp i zmiana obyczajów. Prawdziwa angielska dama, wychowana zgodnie z obowiązującymi od wieków zasadami, nie odważyłaby się w większości na przedsięwzięcia i decyzje jakie podejmowała Jenny. Choć akurat w tym serialu "nuworysze" zostali przedstawieni negatywnie. Potwierdzają wszystkie stereotypy na temat tej klasy społecznej. Pani Russel to prostaczka bez grama klasy. Choć jej mąż zdecydowanie dla mnie ma klasę. Jest inteligentny, świadomy własnej wartości. Nie czuje potrzeby nadskakiwania towarzystwu. nie wstydzi się tego, jak zdobył majątek. Pani Russel nigdy nie stanie się jedną z nich. nawet jak intrygami zmusiła ich do przyjęcia do towarzystwa to wyraźnie odstaje i nigdy tego nie zmieni.

Barbarra_Ra

Prawdziwy brytyjski arystokrata musiał być do swej roli wychowywany. To nie tylko znajomość reguł wpajano młodziakom. Pomoc lokaja przy ubieraniu się w przypadku mężczyzn nie była wcale niezbędna i dla większości ludzi krępująca. ale wtedy tak postrzegano klasową wyższość. Z drugiej strony nowojorska "lista 400" tworzona przez McAllister'a była tylko cieniem brytyjskiego systemu arystokratycznego. Winston Churchill stal okrakiem nad zasadami jego świata. Z jednej strony na wojnę do Francji w 1916 pojechał z wanną, bojlerem do ciepłej wody i dwoma lokajami, z drugiej chciał być postrzegany przez wyborców jako "swój chłop". Nawet gdy poleciał na spotkanie ze Stalinem, to ubrał się w kombinezon bez dystynkcji (był pułkownikiem). Potem okazało się, że uszył go drogi krawiec i dał atłasową podszewkę.

singri

To ciekawe, co napisałaś. Poczytam o tym. Polecisz coś? Ja jednak oglądając ten film miałam często ironiczny uśmiech na twarzy. Dlaczego? Bo te "wyższe sfery" w Stanach to dla starej arystokracji w Europie byli właśnie parweniusze. Na "Myflower" nie płynął kwiat brytyjskiej arystokracji tylko trzeci a nawet czwarty sort. W Europie to oni skrobali do drzwi tych "lepiej urodzonych". W Ameryce mogli udawać wyższe sfery i to oni decydowali, kto może być jednym z nich a kto jest "niżej". Pokazuje to ludzką mentalność. Od czasów pierwotnych dla homo sapiens ważna jest pozycja w stadzie. Wtedy to dosłownie decydowało o przeżyciu, bo pożywienie dzielone było zgodnie ze statusem. Teraz określa to, kto ma więcej dóbr, ale ta potrzeba zostaje. To z tego powodu człowiek nie jest zdolny do tego, by stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: "Ok, miałem pecha na loterii genetycznej. Nie jestem np. wystarczająco pracowity, jak mój sąsiad i dlatego on osiągnął sukces." Tylko wmawia sobie, że rzeczony sąsiad nie jest lepszy tylko kradnie a on jest uczciwy czyli "lepszy". To z tego powodu aspirujemy do bycia członkami społeczności rozwiniętych krajów zachodu a jednocześnie wykorzystujemy każdą okazję do poniżania ludzi ze wschodu, którzy są biedniejsi od nas. Po prostu potrzebujemy "gorszych", by poczuć się lepszymi. I długo nie zmienimy zdania bo bez tych, stojących "niżej" zostaje nam tylko bycie postrzeganym jako gorsi na wymarzonych zachodzie. I z tego powodu amerykańskie "wyższe sfery" i ich przekonanie o wyższości śmieszą mnie niepomiernie. Ludzie, którzy musieli wyjechać do kolonii, by poczuć, że są "kimś", bo w starym świecie ich pozycja była marna, poniżają innych. Takim już chyba jesteśmy gatunkiem. Zauważ jak często współcześni "nowobogaccy" poniżają tych mniej zamożnych, kelnerów, obsługę, pracowników. Ludzie o ugruntowanej od pokoleń pozycji tak się nie zachowują.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones