Po przeczytaniu książki zabrałam się za serial i po obejrzeniu wszystkich odcinków, jestem miło zaskoczona tym, jak wiernie oddano zawartość powieści. Nie wiem jednak kto wpadł na pomysł obsadzenia w głównej roli Patricka Dempsey. To przystojny mężczyzna, ale na Boga, on nie wyglądał we wspomnieniach jak 34latek. Aż do ostatniego odcinka miałam z tym problem, bo w książce to przystojny i wysportowany mężczyzna po trzydziestce, a w serialu niestety mężczyzna pod pięćdziesiątkę. Nie wiem czy to miało na celu jeszcze bardziej zaakcentować różnicę wieku między nim a Nolą, ale przesadzono. Wayans, grający sierżanta Gahalowooda to też strzał w kolano, niemający nic wspólnego z potężnie zbudowaną postacią w książce. Talentu aktorskiego też raczej nie posiada. Poza tym bez zarzutu, ale brakowało mglistego klimatu Maine. I scena z Bożym Narodzeniem, po zniknięciu Noli. Nie pokazano jak Quebert szykuje kolację dla siebie i Noli, mając zwidy, przytula sam siebie myśląc, że dziewczyna jest z nim i daje jej psa w prezencie. Quinn widząc to, postanawia nie dręczyć go już anonimami. Mam wrażenie że w serialu tak ukazano postać Queberta by widz myślał do końca, że to on stoi za morderstwem. Szkoda, bo wielkości uczucia między nim, a dziewczyną nie było widać na ekranie.
P.S. Aktorska grająca Nolę to idealna Nola. Brawa dla ludzi od castingów.