Uwielbiam angielski humor, a QAF jest jego kwintesencją. Niby zabawny a jednak poważny. Niby poważny, a co chwilę się śmieję. Znakomicie opowiedziana historia, z werwą, pasją i polotem. Człowiek nie nudzi się ani przez chwilę.
Wracam do tego serialu zawsze, kiedy chcę sobie poprawić humor.
Masz rację. Ten angielski dystans i humor jest niesamowity. W tym względzie amerykańska wersja nie dorasta angielskiej nawet do pięt. :P
obejrzałem 3 odcinki i nia zauważyłem tam nic smiesznego :/ Poza tym odcinki sa krótki i skupiaja sie tylko na 3 glownych postaciach. Amerykanska wersja o wiele lepsza, dluzsza, lepsza muzyka i wiecej roznych osobowosci.
To specyficzny angielski humor oparty na ironicznym dystansie. Co do muzyki to w brytyjskiej wersji są dość mniej znane kawałki, ale chyba masz rację, że amerykańska jest pod tym względem nieco lepsza. Co do fabuły to wersja z USA jest zdecydowanie zbyt rozwlekła i rozbudowana. Zrobiła się przez to nieco soap opera, a brytyjski miniserial zdecydowanie bardziej odpowiada założeniom scenariusza. Denerwuje mnie też coś co nazywam amerykańską manierą, czyli plastikowe ujęcie pewnych tematów i scen. Brytyjczycy zrobili to o wiele ciekawiej. Wersja zza oceanu nie jest zła, ale po kilku odcinkach po prostu zaczęła mnie nudzić.
Kwestia gustu. :)
Czegoś tu nie rozumiem, to że serial jest brytyjski nie oznacza że jest kwintesencją angielskiego humoru.
Angielski humor to Monty Python, czyli absurd,ironia, sarkazm, obecnie little britain, QAF jest ok jako serial ale nie jest on kwintesencja angielskigo humor.
Masz rację elliotthead24. QAF trudno nazwać kwintesencją angielskiego humoru, ale niewątpliwie większość zabawnych sytuacji w tym serialu opiera się na ironii i sarkazmie tak typowych dla Brytyjczyków. W ogóle lekko przerysowany styl całej serii ma w sobie coś z angielskiego humoru, co widać szczególnie w konfrontacji z wersją amerykańską.
...bo wersja amerykańska jak sam napisałeś jest amerykańska:)
Najpierw widziałem wersję z USA zatem jak łatwo się domyśleć to ona zrobiła na mnie większe wrażenie,
W angielskiej wersji postacie są znacznie bardziej zmanierowane i przerysowane, ale za plus uważam mniejszy melodramatyzm serialu,
Poza tym świetnie widać róznice w mentalności Amerykanów i Europejczyków,
Justin w wersji amerykańskiej miał 17 lat i to wystarczyło by rozpętać tam burzę i sprawić by obrońcy wartości ruszyli do wojny, natomiast w brytyjskiej wersji ma lat 15, nie mówię że to dobrze ale różnica jest znacząca,
W Europie Zachodniej otwartość na homoseksualizm jest dużo większa niż w USA, co widać na podstawie problemów z jakimi borykają się postacie jednego jak i drugiego serialu,
Mimo wszystko QUF zawsze będzie mi się kojarzyło z Justinem i Brianem nie ze stuartem i nathanem, poza tym brytyjscy aktorzy kiepsko (poza wymienioną dwójką) wyglądają:), szczytem był ten mały piegowaty chłopiec, który powiedział w VC "I don't kiss", na miejscu stuarta odpowiedziałbym "And praise God for that":)
Scena z tym "chłopczykiem" była właśnie śmieszna. Brytyjska kinematografia ma to coś, czego nie mają inne.
Mnie też na razie brytyjska wersja nie śmieszy (jestem po trzecim odcinku i pierwsze dwa obejrzałem ze znużeniem - właściwie to samo widziałem już w amerykańskiej wersji).
Jeśli chodzi o urodę - to Nathan wygląda lepiej od Justina, za to Stuart gorzej od Briana. :P Postaci drugoplanowe są na razie równie bezbarwne, jak w wersji amerykańskiej. :P
No dobra: wyjątek to Vince - jest OK, wygląda nieźle, ale za to jego rodzinka jest na razie zupełnie nieciekawa, w przeciwieństwie do swoich odpowiedników z USA. :P
Obejrzałem pierwszy sezon - i generalnie: to, co jest inne w wersji brytyjskiej - jest lepsze. Humor nie najwyższych lotów, ale OK, postaci z każdym odcinkiem robią się coraz bardziej "wielowymiarowe" (w przeciwieństwie do wersji amerykańskiej, w której z każdym odcinkiem postaci są coraz bardziej irytujące), rozwiązania wątków - niby tych samych - ciekawsze. Warto.
No dobra - drugi sezon (choć krótki) mnie powalił. :) To, co zrobili Amerykanie z tym serialem woła o pomstę do nieba.