Odcinek nie jest zły, ale raczej do niego nie będę wracał jak w przypadku poprzednich sezonów które oglądałem setki razy.

Mamy powrót do toczenia dwóch wątków jednocześnie. Bo tego w tym sezonie było mało.

W przypadku Summer i Morty poznajemy lepiej samochód Ricka. Który do tej pory jedynie mógł przemówić w odcinku z mikroświatami. Jednak w momencie w którym zaczyna on szantażować dzieciaki żeby przeżyć własne przygody, robi się strasznie nudno. Mamy zlepek jakiś dziwnych przygód gdzie samochód zabija wielkiego robota w kosmosie potem próbuje przeżyć miłosną przygodę z transformerami, wyciąga dzieciaki z więzienia a na końcu wracają do domu. Odnoszę wrażenie, że strasznie to naciągane. Gdzieś w tym wszystkim jeszcze jest postać tego nowego chłopaka.
I przyznaje, że puenta z nim kiedy na końcu oznajmia, że było fajnie ale nie zakumpluje się z ludźmi z niższych sfer a potem sam zostaje wyrzutkiem mnie rozbawiła nawet, ale zanim do tego doszliśmy musieliśmy przecierpieć trochę te nudne przygody.

Co do reszty rodziny to odnoszę wrażenie, że zbyt szybko się dowiadujemy o tym dlaczego Rick się "zakumplował" z Jerrym. Sam ten pomysł by go tak wykorzystac nie był zły, ale jak na samym początku odkrywają karty to straciło to swoj urok. Wydaje mi się, że powinni to pokazać od początku z perspektywy Jerrego tak by widz też czuł, że faktycznie wszyscy go tam kochają i dowiedział się o przekręcie razem z Jerrym.
Wycieczka do piekła i zmiana postrzegania bólu przez Ricka była fajnym prztyczkiem w nos dla filmu do którego nawiązywała ta animacja, ale też nie zrobiło to na mnie aż tak dużego wrażenia.

Generalnie nie ma tragedii ale odcinek do obejrzenia na raz.