Podobała mi się ta adaptacja. Trochę mocniej trzymała się książki. Aktorzy wiekowo zdawali się lepiej dobrani.
Jadnak ma też minusy - mi tu brakowało magii atmosfery adaptacji z 1995.
Pani Dash woodiego, Jennings, Fanny... Nie przekonały mnie. Dwie pierwsze były za mało uczuciowe, a Fanny... Hm... Dziwna.
Jednak mimo dużej sympatii dla Rickmana, wolę Morrissey'a w roli Brandona. Jakoś tak bardziej mi tego z książki przypominał. Wiekiem bardziej pasował. Marianna wreszcie mi na nerwy nie działała, Eleonora była wspaniała, dostojność i urocza.
Edward mniej sztywny jak Grant...
I Willoughby... Nie cierpiałam go w wersji z 1995 , książki i teraz tu, tym bardziej... Taki malpiszon z przerośniętym ego.
Plus to scena pojedynku. Każdy kto przeczytał książkę, wie, że zostala tam ledwo zasugerowana w rozmowie Brandona z Eleonorą. A tu wpleciono ją w film. Wyszła ciekawie.
Polecam wszystkim. Warto obejrzeć każdą adaptację.
Chociaż tę z 1981 wspominam najgorzej... Nuuuda!