Cóż, nigdy nie byłem jakimś ogromnym fanem seriali komediowych. Podchodziłem do nich
według zasady- "położyć się na sofie, odpalić telewizor i obejrzeć coś zabawnego średnio się
przy tym wysilając".

Tak jak Cathy, pewnego dnia postanowiłem coś zmienić. Może nie na taką skalę jak ona, ale czyż
nie zaczyna się od szczególików? Zacząłem więc od życia serialowego i po losowaniu, który z
popularnych seriali o zabarwieniu humorystycznym obejrzeć, natychmiast pobrałem cały sezon
"The Big C". Co prawda nie jestem jeszcze chociażby w połowie, lecz myślę, że spokojnie mogę
się na temat tego show wypowiedzieć.

Cathy Jamison to żona Paula i matka Adama. Gdy wykrywają u niej poważny nowotwór,
postanawia przeżyć całą resztę swojego życia w taki sposób, w jaki zawsze chciała je przeżyć. Z
uśmiechem na twarzy odrzuca rozterki i troski, prowadząc zdrowe, radosne życie i spędzając cały
pozostały jej czas z rodziną.

Mimo że na początku pomysł ten niezbyt podoba się jej dziwnej rodzince- rozpieszczonemu
synowi, przywykłemu do starego ładu mężowi i bratu, który jest ekologicznym freakiem. Jednak z
czasem odkrywają u kobiety nową osobowość, której nigdy wcześniej nie znali.

Myślę, że takiego serialu jeszcze nigdy nie było. Pomysł jest świeży i bardzo innowacyjny.
Owszem, temat raka, ogólnie nazywany "tabu", był poruszany już wiele razy, ale nigdy w ten
sposób. Uwielbiam komediodramaty i przyznam, że Laura Linney jest mistrzynią w
przechodzeniu ze smutku w nieograniczoną radość. Jest bardzo przekonująca, fantastycznie
odnajduje się w roli.

Ogromną rolę odgrywa także muzyka- ciepła, radosna, letnia i rozświetlająca ponury główny
wątek "Słowa na R". Polecam serdecznie wszystkim niepewnym!