Oglądanie tego serialu jest doskonałą okazją do podziwiania architektury Oksfordu oraz słuchania pieczołowicie wybranej muzyki klasycznej. Ale to tylko jeden z plusów tego serialu.
Bardzo podoba mi się główny bohater - starszy pan, elegancki miłośnik opery, który żywi romantyczne tęsknoty, ale nie ma jakoś szczęścia do kobiet. Zresztą w ogóle jego stosunki z otoczeniem nie należą do łatwych, przez co nie brak mu wrogów wśród wysoko postawionych urzędników. Właśnie z tego powodu (oraz dlatego, że kompletnie brak mu ambicji pięcia się w górę) nigdy nie zrobił kariery. Teraz jego kompetencje znacznie wyrastają ponad stanowisko, które zajmuje. Przenikliwy i błyskotliwy, ale bywa, że się myli - wyciagnie niewłaściwe wnioski albo zaaresztuje nie tę osobę. Śmieje się zresztą z dedukcji w stylu Sherlocka Holmesa, bo jego zdaniem równie ważne jak umiejętność kojarzenia faktów jest zwykłe szczęście albo znalezienie się we właściwym miejscu o właściwym czasie.
Morse kompletnie o siebie nie dba. Popija, choć nie powinien, co powoduje, że i w ostatniej powieści z cyklu, i w ostatnim, trzydziestym trzecim odcinku serii, odchodzi na zawsze. Nie znam wielu seriali zakończonych tak dobitnie.
John Thaw grający Morse'a zmarł w 2002 roku.
Po prostu świetny serial.
Zgadzam się, że świetny, choć dzisiaj widziałam dopiero jeden odcinek. Morse wyjątkowo uroczy, ciepły i sympatyczny, angielskie urocze małe miasteczka i stara angielska architektura, zawikłane sprawy. Polecam.
Czy Morse w każdym odcinku znajduje sobie jakąś sympatię? Obejrzałam do tej pory 3 filmy i w trzecim te jego - moim zdaniem trochę od czapy - wzdychania zaczęły mnie irytować
Piękna jest również sama melodia przewodnia z serialu. Co i rusz do niej wracam :)