Świetne zdjęcia Sztokholmu, niezła muzyka. Tylko jedno małe ale. Mianowicie ten wszędobylski szwedzki feminizm. Wszystkie mocne postacie (niekoniecznie nawet pozytywne), to kobiety. Mamy główną śledczą - mądrą, inteligentną, sprawiedliwą, mamy młodą, inteligentną (a jakże) studentkę, uparcie i niezłomnie dążącą do wyjaśnienia zagadki, mamy silną, seksowną, choć w sile wieku, odnoszącą sukcesy bizneswoman, mamy równie silną i zaradną byłą prostytutkę, teraz też z powodzeniem prowadzącą interesy. Nawet sprawczyni (uwaga spojler!) to silna, zdecydowana kobieta, która nie da sobie w kaszę dmuchać i robi co chce.
A co mamy po stronie pci brzydkiej, proszę sianownej publiki? Menela degenerata, który nie wiedzieć czemu załamał się w czasie śledztwa i postanowił zostać bezdomnym, bezbarwnego męża pani inspektor - pantoflarza siedzącego w domu i gotującego obiadki, ojca pani studentki, latami prowadzącego śledztwo, który nie potrafił przez te wszystkie lata ustalić nawet nazwiska ofiary, bezbarwnego i bezwolnego męża pani bizneswoman Linn Magnusson, ciotowatego koleżkę menela, byłego kapusia, skorumpowanego gliniarza, też cosik rozmemłanego (ten drugi gliniarz też jakiś taki niewyraźny i bezpłciowy), oraz całą masę różnej maści bandziorów i zabójców, w tym bardzo groźny zabójca kotów, którego pani studentka Olivia kopnęła w tyłek, po czym powaliła lewym sierpowym (hahahaha), po czym nastąpił koniec jego kariery...
Tak to się właśnie rozkłada w tym filmie. Jedyna chyba męska postać, która nie jest ciepłymi kluchami i potrafi coś zdziałać to ten barman, eks-przestępca. Chyba trochę przesadzili...
SPOILER W książce Linn Magnusson to żona Bertila Magnussona i to on jest właścicielem MGM, on był przyjacielem Wendta i on zlecił morderstwo dziennikarza w Afryce. Linn w książce jest postacią dalekoplanową. Twórcy filmu zastąpili właściwie jego postać jego żoną.