PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=495827}

Stalowy alchemik: Misja braci

Hagane no Renkinjutsushi
8,4 30 201
ocen
8,4 10 1 30201
Stalowy alchemik: Misja braci
powrót do forum serialu Stalowy alchemik: Misja braci

Obejrzałem to anime, ze względu na to, że w wielu zestawieniach jest ono stawiane wyżej niż "Atak Tytanów", jednak po seansie czuję rozczarowanie. O ile rozumiem, że ludzie mogą cenić to anime z powodu tego, iż mogło ono stanowić bazę dla wielu innych współczesnych anime, o tyle nie usprawiedliwia to całej masy błędów i skaz na tym tytule. Oto najważniejsze z nich:

1. Niespójna kompozycja - oglądając je miałem wrażenie, jakby twórcy nie do końca wiedzieli o czym ma być poszczególny sezon i całe anime w ogóle. Sam wątek przewodni, czyli odzyskanie ciała Alphonse'a, to tylko sugestia do tego, by on i Edward stali się biernymi uczestnikami ważnych wydarzeń o których nigdy wcześniej nie wiedzieli.
Oto jak wygląda kompozycja TYLKO sezonu pierwszego: bracia Elric poszukują kamienia filozoficznego, rezygnują z niego kiedy dowiadują się o nim złych rzeczy, napotykają dusze zaklęte w zbroje, postanawiają odwiedzić swoją mistrzynię i na samym końcu zupełnym przypadkiem trafiają w ręce homunkulusa Greeda i poznają okrucieństwo swoich przełożonych.
Sama fabuła jest topornie prowadzona do przodu poprzez wpychanie do serialu coraz to nowszych postaci, które pojawiają się znikąd. Trudno jest z tego powodu stwierdzić kiedy się zaczyna, a kiedy kończy poszczególny sezon – sam utożsamiam koniec sezonu po prostu z dodaniem nowego openingu i endingu.

2, Absurdalne filmowe tempo - anime to ma poważny problem z przedstawianiem swojego LORE. Pierwszy sezon jest tak intensywny, że już po piątym odcinku odniosłem wrażenie, iż to anime przedstawiło wszystko co miało do pokazania, zaś sezon ostatni okropnie się wlókł, poprzez dodawanie coraz to nowych fal szeregowych przeciwników do pokonania. Poważnie zaburza to zdolności percepcyjne widza - sam zapamiętałem nazwę kraju Amestris dopiero w połowie całego anime i miałem problemy z rozpoznaniem podwładnych Roya Mustanga czy Olivier Armstrong. Skutkiem ubocznym takiego rozwiązania jest zapominanie o tym co miało miejsce wcześniej - trauma wywołana niemożnością odratowania córki Shou Tuckera szybko staje się odległym wspomnieniem, zaś śmierć Hughesa staje się po prostu kolejnym banałem mającym posuwać fabułę do przodu (ciągłe wypytywanie przez Roya o to, czy dany antagonista zabił Maesa).

3. Słabe przedstawienie postaci - choć anime to należy do rodzaju tych bardziej naturalistycznych postacie są dość jednowymiarowe. Edward Elric to ulegający emocjom i narcystyczny dzieciak, którego łatwo wyprowadzić z równowagi, Alphonse ma być jego bezpiecznikiem, Alex i Olivier Armstrong wiecznie przechwalają się swoimi męskimi cechami charakteru (ekspozycja kolejno muskulatury i zimnego spojrzenia), podczas gdy Maes Hughes na wyrost afiszuje się ze swoją rodzinną idyllą. Sam zapamiętałem go zresztą tylko i wyłącznie przez obsesyjność Roya w ustaleniu kto go zabił.
Licho zaprezentowano również Scara, który daje się poznać jako hipokryta i stereotypowy religijny fundamentalista, którego napędza jedynie nienawiść. Zupełnie nie rozumiem stawiania go w tej samej kategorii co Staina z BnHA - bardziej należy go kojarzyć z Overhaulem, czyli bezdusznym przestępcą, który uważał się za nietykalnego i nieustannie używał własnej nadnaturalnej mocy, pomimo retoryki, żeby wyplenić nadnaturalne zdolności z tego świata.
Najgorzej jednak zaprezentowano postać Shou Tuckera. W odróżnieniu bowiem od Bondrewda czy Wielkiego Ewolucjonisty w ogóle nie dano mu czasu na ekspozycję swoich pobudek czy motywacji do prowadzenia swoich okrutnych eksperymentów. Dlaczego w zasadzie postanowił zająć się przemienianiem ludzi w chimery? Czemu jako obiekty wykorzystywał swoją rodzinę, a nie żebraków i prostytutek, które łatwo można było zwabić, ogłuszyć i nikt by się nie przejmował ich zaginięciem? Po co Centrali były potrzebne jego chimery, skoro mieli już lepsze modele (strażnicy kryjówki Ojca oraz gwardia Kimblee'go)?
Jedynymi postaciami wartymi naszej uwagi były Van Hohenheim (właściwy protagonista całego serialu), Greed (przekuł swój grzech w coś szlachetnego), Soft J. Kimblee (antagonista, który jest o niebo ciekawszy i bardziej rozgarnięty od innych) oraz być może tego podwładnego Olivier Armstrong o ishvalskim pochodzeniu (dostowanie budzącej powszechną odrazę przynależności etnicznej do obowiązków służby państwowej).

3,5. Relacje Edwarda z Winry – ten wątek romantyczny jest okropnie słabo napisany. Na początku widzimy, iż ich relacje są na poziomie normalnego rodzeństwa albo przynajmniej platonicznym, gdyż Winry surowo pilnuje, by brat Alphonesa dbał o swoje mechaniczne kończyny i beszta go za ich zniszczenie.
Winry zaczyna jednak czuć do Edwarda miętę kiedy dostrzega jego... plecy. Aż nazbyt kojarzy mi się to z wymuszonym romansem Harry'ego z Ginny w filmowej adaptacji książek J.K. Rowling, kiedy to siostra Rona zaczyna zbliżać się do Harry'ego po zawiązaniu mu butów. Brakuje chyba jeszcze dialogu, w którym Edward jej mówi jak nie znosi on piasku, szczególnie, że sam ma mechaniczną rękę.
Odnoszę wrażenie, iż powiększenie biustu Winry w drugim sezonie miało właśnie wymusić na widzu postrzeganie jej jako obiektu westchnień zamiast sojuszniczki odpowiedzialnej za odpowiednie używanie i pielęgnowanie jego protez.

4. Zmarnowanie potencjału niektórych postaci - oglądając ten serial miałem wrażenie, jakby twórcy mieli w głębokim poważaniu losy niektórych z bardziej znaczących dla fabuły postaci i zrezygnowali z nich krótko po ich wprowadzeniu. Dlaczego cierpiący najwięcej ze wszystkich pomagier Scara, Yaki skończył ostatecznie jako cyrkowy klaun-treser tych dwóch "animagów" goryla i lwa? Czemu potężny i otaczający obezwładniającą aurę zwątpienia i zimnego wyrachowania Szkarłatny Alchemik Bimblee zakończył swój udział po ataku swego niegdysiejszego podwładnego w tętnicę szyjną i jeszcze został pożarty przez Pride'a? Czemu Barry Rzeźnik, który był jedną z najbardziej esencjonalnych postaci sezonu drugiego skończył żywot w tak żenujący sposób?
Moim zdaniem byłoby znacznie lepiej gdyby:
a) Po zakończeniu anime Yaki otrzymał za swoje zasługi lokal po tej kobiecie, która pracowała dla Mustanga. On robiłby za właściciela, w którym wszystkie kluczowe stanowiska objęliby Ishvaldczycy mający go pilnować, aby ten nie dokonywał dalszych machlojek (mogłoby to przyjmować postać towarzyszenia wyznaczonym przez Mustanga osobom odpowiadających w tym lokalu za finanse).
b) Kimblee stanąłby do ostatecznego pojedynku ze Scarem zakończony ostatecznie śmiercią obydwu członków – symboliczny koniec uprzedzeń i nienawiści między Amestris a Ishvalem
c) „Rzeźnik” obudzi się w swoim biologicznym ciele dzień po tym jak starło ono symbol przywiązujący jego duszę ze zbroją, w następnym odcinku. W końcu jego biologiczne ciało odrzucało świadomość zwierzęcia, a jego dusza odmawiałaby odejścia do zaświatów, ze względu na to, że chciałby jeszcze trochę zaszaleć ze swoimi tasakami. Sama pobudka miałaby miejsce tuż przed tym jak ludzie Mustanga mieliby wrzucić jego ciało do pieca krematoryjnego. Nadgniły Barry mógłby spędzić cały czas u boku osoby, która po walce z Lust straciła czucie w nogach, szczególnie, iż był on jego opiekunem, narzekając, iż więcej sobie nie zaszaleje. Po tym jak Mustang zdecydowałby się uzdrowić mocą Kamienia tego sparaliżowanego, Barry mógłby zostać przeniesiony do lokalu Yaki’ego, w którym pracowałby jako kucharz pod nieustannym nadzorem tych dwóch animagów i może tej żołnierki, która go oczarowała.

5. Rozczarowujący główny antagonista - Pierwszego Homunculusa znanego jako Ojciec można łatwo porównać z Eredinem z trzeciego "Wiedźmina". Pomimo dobrego designu (tutaj origin-story) oraz narracji iż jest on największym zagrożeniem dla świata i naszego bohatera, okazuje się on być ostatecznie postacią nijaką, a nawet zbędną.
Mamy już bowiem zbrodniczego bydlaka, którego chcielibyśmy sprać na kwaśne jabłko (Envy), cynicznego tyrana, dla którego życie nie ma absolutnie żadnej wartości (King Bradley aka Wrath), rozpościerającego aurę strachu i paranoi osobnika, który z chęcią skazał by na śmierć własnych sprzymierzeńców (Selim Bradley aka Pride), a także zimnego i żądnego wrażeń analityka, z którym możemy się zgodzić w pewnych kwestiach (Soft J. Bimblee). Nie jest on nawet postacią, która całą tę opowieść – nie on odpowiada za wymordowanie Xerxes, tylko jego król, który tak obsesyjnie bał się starości, że w imię uzyskania nieśmiertelnego ciała zgodził się terroryzować i masakrować swoich własnych poddanych (osobiście uważam, że on i jego dwór zasłużyli sobie na to by spędzić wieczność wewnątrz Ojca)
Podczas gdy jego „dzieci” uczestniczą w walkach i kształtują postawę bohaterów, Ojciec, niczym Thanos w początkowych fazach MCU, stale siedzi na swoim tronie i wydaje ogólnikowe rozkazy. Sam Hohenheim rzekł, iż po spersonalizowaniu swoich grzechów głównych, stał się on okropnie nużącą osobą.
Żenady tej postaci dodają również popełnianie przez niego karygodnych błędów, które miały miejsce chyba tylko po to, żeby historia łatwiej zakończyła się happy endem. Dlaczego Pierwszy Homuculus po połknięciu Boga postanowił ponownie przywdział powłokę Hohenheima, tyle że młodszą? Dlaczego nie porzucił jej kiedy Hohenheim nasłał na niego tysiące przeklętych duszy z Xerxes, tak jak to miało miejsce przed przybyciem Edwarda i Izumi (zasada „oszukany drugi raz się nie nabierze”)? Po co tworzył on armię tych białych zombie skoro miał już do dyspozycji zarówno homunculusy, żołnierzy z Centrali, nadwyżkę kandydatów na noszenie Wratha oraz chimery, nie wspominając, iż ta „nieśmiertelna armia” pochłania mnóstwo cennych kamieni filozoficznych? Czemu po utracie swojej potęgi pragnął rozpaczliwie pozyskać kolejne kamienie filozoficzne (tych góra kilkuset rebeliantów w ogóle nie pomogłoby mu odzyskać dawnej mocy, tym bardziej, że stworzenie z nich kamieni wymaga utworzenia specjalnych kręgów alchemicznych)? Czemu pragnąc wzmocnić swoje ciało zupełnie zignorował Pride’a, na rzecz Greeda, który wiecznie go zdradzał i się wymykał? Czemu końcowa konfrontacja z Edwardem skończyła się na okładaniu się pięściami? I wreszcie. Czemu jego prawdziwe motywacje zostały ujawnione dopiero kiedy ostatecznie przegrał i zaczął być pochłaniany przez Prawdę? Moim zdaniem brzmiałoby to lepiej gdyby wyjawił swoje ambicje po połknięciu Boga i orzekł, iż chcąc skonfrontować się z Prawdą zagrałby ze sobą swoje „ofiary” jako żywą tarczę na wszelki wypadek.

6. Kłamliwe openingi– Choć mają one dobre kompozycje i słowa nie da się zaprzeczyć, iż dają zafałszowany przebieg sezonów. Pierwszy opening miał wskazywać, iż bracia Elric zmierzą się z trójką pierwszych homunculusów, a finalnie okazuje się, że przez cały ten sezon nawet nie zobaczyli ich na oczy – dowiedzieli się o ich istnieniu tylko dzięki temu, że łaskawie wyprowadzili ich z ruin piątego laboratorium, by nie zginęli zbyt wcześnie. Na osobną uwagę zasługuje fakt, iż pierwszy opening to de facto streszczenie historii Hohenheima i jego relacji rodzinnych.
Równie okropnie wypadł drugi opening. Przedstawiał postać May jako istotną postać (dostała własny kadr), ale finalnie pojawiła się tylko w trzech odcinkach i to tylko jako pomocniczka Scara. Podobnie sprawa miała się z zespołem Mustanga – choć jego ludzie zostali tam zaprezentowani jako silny zespół, większość z nich prawie wcale się nie pojawiła nie tyle w tym sezonie, ile w całym anime (bardziej statyści, niż uczestnicy ważnych wydarzeń fabularnych). Najważniejszym zarzutem tego openingu było z kolei zupełne pominięcie postaci Barry’ego Rzeźnika, który nie dość, że stanowił główną siłę napędową fabuły drugiego sezonu to jeszcze brał czynny udział w akcji już od pierwszego odcinka, w którym użyto tegoż openingu.

7. Brak napięcia– wymienione przeze mnie defekty tegoż anime sprawiają, iż trudno jest się wczuć w akcję tegoż anime. Nie bardzo wiadomo bowiem co się tak dokładnie dzieje, a podkręcone tempo filmowe uniemożliwia zżycie się z postaciami. Największym problemem jest jednak bezwstydny plot-armour głównych postaci – już na początku trzeciego sezonu główny antagonista mówi Elricom, iż „nie wolno Wam umrzeć, póki nie nadejdzie Dzień Sądu”, co zresztą powtórzy później Hohenheim w rozmowie z Izumi. Na osobną uwagę zasługuje to, że niczym w typowych amerykańskich akcyjniakach, w anime tym giną WYŁĄCZNIE złoczyńcy i pomocnicy postaci drugoplanowych, których i tak nie bylibyśmy w stanie zapamiętać.
8. Odwrócony fabularny recykling – zestawienie tegoż anime z nowszymi seriami można śmiało porównać z dylematem „Batman v Superman. Świt Sprawiedliwości” a „Kapitan Ameryka. Wojna bohaterów”. Choć BvS został wydany kilka miesięcy przed filmem Marvela, ten film Zacka Snydera był tak okropny (lub po prostu nijaki), że ludzie wolą utożsamiać walkę ikon kina superbohaterskiego z nowszą produkcją Marvela. Film Snydera cierpiał bowiem na niespójną kompozycję, płytkie postacie, okropnie słabych antagonistów i dużą liczbę dziur logiczno-fabularnych, a jeśli już można coś z niego zapamiętać to wypowiedzi, które stały się memami (niesławne „Ratuj Martę!”). Kwestię tę wyeksponował kanał Dorkly, w którym Iron-Man mówi Batmanowi, iż „To jest dokładnie to samo co robimy, z wyjątkiem tego, że my robimy to dobrze, w przeciwieństwie do waszego sposobu, który jest okropny”. https://www.youtube.com/watch?v=OJnVVhPGHzs
Wymienione przeze mnie defekty można przypiąć również do tego serialu anime – tutaj tego typu kwestiami, które mogłyby zapaść w pamięć na dłużej są teksty uderzające w ego Edwarda (wytykanie mu niskiego wzrostu, jego wstrętu do nabiału czy bicie go narzędziami przez Winry). Tak samo jak w sporze BvS oraz „Wojny Bohaterów”, nowsze produkcje znacznie lepiej wałkują rozwiązania ze „Stalowego Alchemika”, przez co występujące tam wątki będą bardziej utożsamiane z nowszymi anime, niż z nim samym. Wątek Centrali, która sama stanowi zagrożenie dla kraju i pragnie poświęcić mieszkańców dla swojego Raju od razu kojarzy się z „Atakiem Tytanów”, szczególnie, że obydwie centrale znajdują się w samym Centrum państwa. Myśl przewodnia, że dom bohaterów staje się de facto farmą do hodowania ludzi na pożarcie (sam King Bradley mówił, iż taki był w zasadzie cel stworzenia Amestris) utożsamia się z kolei z „Yakusoku no Neverland”, szczególnie, że zostaje on ujawniony na samym początku, a nie w połowie serialu. Nowsze produkcje lepiej poradziły sobie nawet z motywem ujawnienia prawdziwego celu złoczyńcy na samym końcu konfrontacji z nim – film „Evangelion: 3.0+1.0 Od-nowa” (2021).
Anime, które jednak uważam za odpowiednika „Wojny bohaterów” to „Boku no Hero Academia” w porównaniu z którym „Stalowy Alchemik” wygląda na nieudaną zrzynkę. Wiele wątków i scen wygląda tak jakby anime z lat 2009-2010 je ukradło od BnHA. Wystarczy wymienić scenę prezentującą Mistrzynię braci Elric (czemu zdecydowano się ją pokazać w sposób identyczny co później Staina w trakcie swego publicznego monologu?), postać Prawdy (uśmiech i arogancja niczym u All for One’a) oraz wątek wręczenia Księciu Lin „Daru” mającego uczynić z niego pionka głównego złego. Śmiało można również założyć, iż ta „nieśmiertelna armia” jest kiepską zrzynką Noumu, Sloth jest odpowiednikiem Gigantomachii, a ten Alchemik ze złotym zębem mógłby śmiało zostać uznany za wariant Doktora Ujiko-Garakiego. Ludzie stwierdziliby również, iż Edward Elric to kopia Denkiego Kaminariego, z tą różnicą, że włada metalem zamiast prądem elektrycznym, zaś Alex Armstrong mógłby być All Mightem jako, że jest do bólu krystalicznym i nieco dziecinnym człowiekiem, który lubi eksponować swoją muskulaturę.
Generalnie anime to jest tak pozbawione smaku, że ludzie mogliby uznać, iż wypracowane przez nie rozwiązania są autorstwem innego serialu, które zrobiło z nich znacznie lepszy użytek.

Podsumowując, uważam, że anime to należy zaklasyfikować jako jedno z tych „najbardziej przereklamowanych anime w historii”. Można je obejrzeć tylko po to, by jeszcze bardziej docenić nowsze anime, które powstały na ich bazie. Samo z siebie jest TYLKO PRZYZWOITE.
Co o tym wszystkim sądziecie?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones