W uniwersum ST Pickard był fantastyczną odskocznią od nudnego do bólu schematu (choć znowu jeden statek zbawiał galaktykę). Niestety w sezonie drugim wróciła stara bolączka, czyli Q i borg. Nie wiem, jak rozwinie sie fabuła, ale jest to już zwyczajnie nudne.
(Spoiler) Zgadzam się. Drugi sezon to wielkie rozczarowanie. Pierwszy był taki unikalny dokładnie dzięki temu, że odeszli od schematu. Świetnie się to oglądało. W drugim sezonie dotarłem do połowy 5 odcinka i daje sobie spokój. Podróż w czasie do 2024 r., borg, Q, watcher jakiś cuda na kiju. Wyszedł kiepski/średni serial sci-fi jakich pełno. Dla mnie nie do zniesienia.
Oj tam przesadzacie trochę ;-) Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem by się skapnąć, że tak na prawdę cały ten serial to nic innego jak pożegnanie z całym "następnym pokoleniem". W szczególności z Piccardem ale nie tylko stąd obecność wielu znanych twarzy, w tym także wrogów/przeciwników, z którymi przez te wszystkie lata zmagał się główny bohater. W szczególności byli nimi borg i Q - tego za Kirka nie było i stanowiło pewien wyróżnik przygód nowej załogi Enterprise'a (i nie tylko). Myślę, że w kolejnych odcinkach (a także sezonach, o ile powstaną) takich powrotów będzie więcej. Nie wiem jak wy ale ja się wychowałem wręcz na przygodach załogi nowego Enterprise'a, Voyagera czy Stacji Kosmicznej i widok ich starszych (żeby nie powiedzieć "podstarzałych" wersji) jest dla mnie trochę szokiem i smutkiem jednocześnie bo czarno na białym pokazuje, że, jakbyśmy się nie czuli, cóż, latka lecą ;-) Ja twórcom tego serialu bardzo dziękuję, bo dzięki niemu kpt. Picard i reszta może się godnie pożegnać ze swoimi fanami.
Zgadzam się z przedmówcą. Każdy odcinek 2. sezonu oglądam z zapartym tchem, niektóre sceny nawet przewijam i oglądam ponownie :-) Petarda!
Spokojnie, będzie jeszcze trzeci sezon. I tam też pojawią się "dziadki" ;) Ale fakt - żegnają się z tymi postaciami na zawsze.