No i co my tu mamy...
Starego poszczeliła jakaś wzięta z...burdelu, eks-indianka. Trochę to wyszło takie na zasadzie takiego sztucznego zadziania się, no bo niby nie przeżyje, a przeżyje. Ciekawie zrobione majaki ze swoim młodszym ja.
Ogólnie wątek Eliego i jego kombinowanie w duecie z Finnem, były zdecydowanie najlepszym motywem odcinka. Co raz lubię Finna, szkoda że do tej pory był bardziej gdzieś tam na pindziesiontym planie trzymany *aż mi się go żal zrobiło, jak to ta ekmh pani, napastowała w krzakach*. Na pewno ciekawsza postać od Pietrka, który cały odcinek spędził na kokoszeniu się z Senioritą i głupim gadaniu. Seniorita też głupio gadała - Dam ci dupy, zacznę stroić fochy i wylewać żale,ale ty żonaty jesteś, ja z żonatym nie bede", a potem znowu dam ci dupy - da fak? Oboje siebie warci.
U Indiańców tylko ciekawa była początkowa rozmowa Hanzee'ego (Fargo here) z Charges of Enemies czy jak mu tam i motyw z tym, że Hanzee traktuje Elie'go jak syna. Bo reszta no to takie dramy.