to jest ten typ serialu, którego nie chce się widzieć nigdy więcej. nie dlatego, że był słaby, ale dlatego, że był za dobry. jest tak silnie nacechowany emocjami, że nie wyobrażam sobie dać jeszcze raz złamać serca. to jest serial, który ogląda się albo raz, albo w ogóle.
nawet jeśli były jakieś niedociągnięcia w fabule, to nieważne. soundtrack i te emocje nadrabiają to z nawiązką. nigdy nie płakałam tyle co na soa, nawet w sytuacjach prywatnych.
jedyne co mogę serialowi zarzucić, to że zaczynając go czułam się brutalnie wrzucona w ten świat bez żadnego wprowadzenia, nagle pojawiło się 20 osób i nie wiadomo kim są, jak mają na imię etc; sam pierwszy sezon generalnie wydawał mi się niedopracowany, ale to nieważne. to, co dzieje się w kolejnych sezonach świetnie to wynagradza.
ja ledwo dałam radę emocjonalnie wytrzymać pierwszy raz, lmao. nie skończyłam go jeszcze (kończę 7 sezon zaraz), ale wiem jak się zakończy (spoilery są wszędzie, eh) i boję się o swoje serce podczas ostatniego odcinka.
Ja skończyłam ostatni sezon i scena końcowa po prostu poryczałam się jak głupia a piosenka " Come join to murder" złamała mi serce