Ciesze się, że epileptycy stanowią większą część obsady, ale oglądać padaczkę przez godzinę to masochizm! Fabuła na poziomie "klanu", efekty specjalne jak w "bitwie pod wiedniem" albo mojego pierwszego filmu nagrywanego kebabem, a sama pierwsza scena coś jak słynna scena w kwiaciarni w "the room". Czegóż tu zresztą nie ma?! Na pewno polotu, tłistów ani charyzmy aktorów. Są odrealnieni i sztuczni, dziw że jeszcze ekolodzy się do nich łańcuchami nie przypieli, takie drewno. Ubrania prostych wieśniaków uprane w perwolu, plamy z krwi z soku malinowego, HBO, serio? Żodyn na etapie produkcji tego nie widział? Odradzam, ostrzegam, oglądacie na własną odpowiedzialność, dla mnie świat już nigdy nie będzie taki sam, już nigdy się nie uśmiechnę, a łzy staną się moją codziennością... Plus dwie gwiazdki za Simona Morrellsa, klasa sama dla siebie, żal tylko, że w takim gniocie błyszczy.