ten serial, w zasadzie obejrzałem do końca ciekawy jak to wszystko wyjdzie ale szczerze mówiąc większość odcinków trochę się wlecze. Po zejściu na kamyczki chłopaki pomykają sobie w koszulach/bluzach... jakieś dziwne to, myślałem, że tam wciąż zimno było. Fajny był aspekt społeczny, zachowania w kryzysowych sytuacjach, konflikty charakterów itp. Trochę głupie było to, że na początku eskimos powiedział, że wszyscy zginęli. No ok, niby Francis przeżył ale już od pierwszej sceny było wiadomo, że raczej prawie nikt nie da rady. A potem przez ileś odcinków tylko się ogląda jak oni umierają. Średnia frajda. Przypomina mi to trochę wielki marsz Kinga, którego właśnie z tego powodu nie doczytałem. Zabijanie co 2 stronę 2-3 osób przez całą książkę i może lekko mocniejszy finisz to po prostu nie jest geniusz fabuły i tyle. Takie moje zdanie.
Mam jedno pytanko dotyczące tego serialu a dokładniej ostatniego odcinka dlaczego Tuunbaq zginał? Dlatego, że zeżarł Hickey'ego, który odciął sobie język, to jakiś rytuał, w którym Tuunbaq złamał jakąś regułę czy coś? Nie do końca zrozumiałem co się tam stało.