Strasznie miałkie się to wszystko porobiło. Już poprzedni sezon mnie rozczarował, bo Imelda jest kiepską Elżbietą, jej mąż to też już nie taki Philip, a Karol to już w ogóle porażka. Ani wygląd ani zachowanie, ani charakter. No i te rozwlekłe wątki Diany i wszystkich towarzyszących rozwodowi i Dodiemu wypadków - porażka! Każdy wcześniejszy sezon, oprócz historii obyczajowych niósł solidną lekcję historii Monarchii i Świata. Mieliśmy kulisy światowych kryzysów, wojny, wewnętrznych niepokojów w Królestwie i mnóstwo innych smaczków. I to stanowiło ogromny fundament całego przedsięwzięcia. Po ślubie Diany wszystko zdołowało. Babrzemy się w obyczajówie, kto kogo i z kim sfotografował, przy tym ślicznie zwalamy wszystko złe na starego Egipcjanina, czyniąc przy tym Króla Karola niemal świętym. Serce mi krwawi, bo serial leci na pysk. Końcówka o Kate i Meghan będzie zapewne też żenująca, na poziomie The Mirror, czy innych brytyjskich pudelków.
Oglądanie Diany z wiecznie zbolałą miną mnie przerosło. Serial o monarchii a sezon 6 koncentruje się na nielubianej synowej królowej. Pokazano w ogóle rodzeństwo Karola, oprócz Anny przez parę sekund mówiącej o polowaniu?