PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=745545}
6,8 23 318
ocen
6,8 10 1 23318
5,3 3
oceny krytyków
The Defenders
powrót do forum serialu The Defenders

Skończyłem oglądać wczoraj. Bawiłem się całkiem nieźle, na pewno lepiej niż przy Luke Cage’u i Iron Fiście, ale mam do serialu sporo zastrzeżeń. Ale nie uprzedzajmy faktów. To, co mi się podobało to interakcje postaci i chemia miedzy nimi. Scenarzyści świetnie rozpisali im wspólne sceny i fajnie ukazali ścieranie się osobowości bohaterów. To zdecydowanie największy plus. Widać też, że twórcy mieli pomysł na fabułę, choć nie do końca im wyszedł.

Twórcy dwoją się i troją by przez pierwsze 4 odcinki pokazać bohaterów w swoich środowiskach, co jest ukłonem dla tych, którzy nie widzieli poprzednich seriali. Tylko czy przy 8 odcinkach jest to potrzebne ? Bo umówmy się, kto ogląda Defenders bez znajomości poprzednich odsłon serialowego MCU ? Twórcy powinni byli umożliwić spotkanie w pierwszym odcinku, ew. w drugim i skupić się na tym, co im wychodzi najlepiej, czyli na współpracy bohaterów i ich wspólnemu docieraniu się. Warto przy okazji dodać, że do zrozumienia fabuły, wystarczy znajomość 2 sezonów Daredevila i 1 sezonu Iron Fista. Tylko między nimi i Defenders są mocne fabularne połączenia. O wydarzeniach z Jessici i Luke Cage’a są tylko małe wstawki, swoiste easter eggi, dlatego ich znajomość nie jest konieczna do zrozumienia fabuły The Defenders.

A skoro o bohaterach mowa, twórcy, nie wiedzieć, czemu, podkreślili najbardziej irytujące cechy każdej z postaci. Matt tradycyjnie użala się nad sobą, chce skończyć z lataniem w kostiumie, (co jest dla widza bez sensu skoro wiemy, że i tak znowu założy kostium) i ma obsesje na punkcie Elektry, która w finale przybiera wręcz absurdalne rozmiary. Ale o tym potem. Danny wciąż jest nieopierzonym rozpuszczonym dzieciakiem, który stroszy piórka tupie nóżką i chce tłuc każdego, kto się z nim nie zgadza. Na plus jest jednak to, że pod koniec widać w nim lekką przemianę, w miejmy nadzieję, bardziej dojrzałego bohatera. Jessica udaję, że ma wszystko i wszystkich gdzieś, tankując przy tym na potęgę. Swoją drogą nie pamiętam by w swoim własnym serialu tyle piła. Luke irytuje najmniej ze wszystkich 4 postaci, ale dzieje się tak, dlatego, że jest on nieco drewniany i bezpłciowy, czyli dokładnie taki, jaki był w swoim solowym serialu. Twórcy niepotrzebnie też doprowadzają do konfliktów wewnątrz grupy. Za rozumiem, że chciano pokazać jak Daredevil pierze się z Iron Fistem, ale można było to jakoś lepiej pokazać. Wiadomo, że grupa nie od razu sobie zaufa, ale przy tak niewielu odcinkach mogli to sobie darować i dać konflikt w ewentualnej kolejnej serii. Coś w skali Wojny Bohaterów w skali mikro.

Po drugiej strony mamy The Hand. Albo, kto woli, Rękę. O ile w Daredevilu i Iron Fiście było widać, że to potężna tysiącletnia organizacja, o tyle w Defenders w ogóle tego nie czuć. Twórcy ustami bohaterów starają się, co prawda wmówić nam, coś wręcz odwrotnego, szkoda, że z miernym skutkiem. Powstrzymanie Trish przed audycją w radio, i kilka zdań jak to mają wtyki wszędzie, to za mało by nas przekonać o ich wszechmocy. Ręka przypomina tu malutki gang, na krawędzi upadku. Nie ma już armii wyszkolonych ninja, które widzieliśmy w poprzednich serialach, widzimy tylko kłótnie szefostwa. Owszem mamy w serialu 2-3 sceny gdzie bohaterzy walczą z hordami ninja, ale przeciwnicy tak szybko padają, że w ogóle nie czuć, że wzbudzają respekt u widza. Poza tym skoro Ręka jest taka ogromna, to, czemu musi wynajmować czarnych z Harlemu do sprzątania zwłok ? Aż tak im brakuje ludzi ? Czyżby Daredevil i Iron Fist wszystkich wybili ? No dajcie spokój… Warto też wspomnieć o składzie szefostwa Ręki. Gdy pojawili się pierwszy raz a wraz z nimi ten cały wschodni mistycyzm, to chyba każdy zakładał, że to jakaś azjatycka grupa. A tymczasem, kogo my widzimy ? Chinka, Japończyk (nie wiedzieć, czemu gadający po japońsku, mimo że wszyscy w serialu mówią po angielsku), Latynos, Afrykańczyk i Biała Kobieta, jako prezes. Multikulti pełną gębą. Poprawność polityczna górą. Ciekawe ja taka zbieranina trafiła przed wiekami do Kunlun… Sam cel Ręki to też jakieś kuriozum. Proszek do przedłużania życia ? Słabizna. A w ogóle, czemu, te szkielety są akurat pod Nowym Yorkiem ? Czemu Ręka nie wydobyła tego dużo wcześniej i zrobiła to akurat, gdy w mieście pojawili się ludzie zdolni się jej przeciwstawić ? To tylko jedno z wielu pytań, na które nie dostajemy żadnej odpowiedzi.

Drugoplanowe postacie radzą sobie lepiej lub gorzej. Asystent Jessici i Hogarth, czy Trish robią za statystów, ale fajnie, ze się pojawili. Claire jest spoiwem grupy. Misty typową policjantką, choć ma swój moment w finale, który pewnie będzie miał konsekwencje w 2 sezonie Luke Cage’a. Foggy jest dobrym kumplem, a Karen próbuje zmienić Matta. Coleen jak zwykle pokazuje pazury i dobrze. Fajnie, że twórcy dostrzegli, że była ona jasnym punktem 1 sezonu Iron Fista i wykorzystali ją w Defendersach, choćby, jako pomocnicę Danny’ego. Stick jak zwykle jest zajebisty i świetnie wpasowuje się w dynamikę grupy. Szkoda tylko, że pod koniec okazuję się być takim pragmatycznym draniem i kończy na ostrzu miecza Elektry (nie on jeden zresztą)

Jest Jeszcze Sigourney Weaver grająca Alexandrę i Elektra. Ta pierwsza ma charyzmę i gra najlepiej z całej obsady. Chyba tylko (o dziwo) Kristen Ritter grająca Jessikę, odtwarza swoją postać prawie tak dobrze. Szkoda tylko, że Alexandra po za tym, że widzimy ją w wielu zbędnych scenach, gdy łyka proszki, je obiad, słucha muzyki klasycznej, albo matkuje zmartwychwstałej Elektrze, niewiele robi. Równie dobrze mogłoby jej nie być. Twórcy nawet nie silili się by pokazać jej inteligencję czy intrygi. Skoro nie potrafi walczyć to tylko tak można by pokazać jej zajebistość, niestety chyba zabrakło czasu, inwencji kreatywnej lub kasy. Wystarczy porównać ją z Kingpinem z 1 serii Daredevila i wiadomo, że cos poszło nie tak. Postać ginie z ręki Elektry i tym samym dołącza do szeregu zapomnianych złoczyńców MCU. To było odważne posunięcie i w zasadzie jedyny moment „WOW” w całym sezonie, choć szkoda, że ostatecznie niewiele z niego wynikło. Elektra przejmuje władzę (ktoś wie właściwie dlaczego ?), tylko po to by zginąć (?) w finale pod gruzami budynku A skoro o niej mowa. W 2 serii Daredevila jest postać irytowała, a jej zachowanie wydawało się być bez sensu. Scena ze Stickiem na dachu, wszystko wyjaśnia i pozwala spojrzeć na jej wątek z zupełnie nowej strony. Szkoda tylko, że nie znalazła się ona w 2 serii Daredevila. Odbiór jej postaci byłby wtedy całkiem inny. W Defendersach całkiem ją zepsuli. Gdyby mieli więcej czasu może umotywowaliby jakoś jej zachowanie. A tak absurd goni absurd. Gdy odzyskuje pamięć, robi jedną niezrozumiała rzecz za drugą. Zabija Aleksandrę, bo chce sama rządzić i mieć substancje dla siebie, a potem olewa to by sprać Matta i umrzeć z nim w miłosnym uścisku. I wieź to zrozum kobiety.. Choć fakt, że Matt przeżył pozwala się domyślać, że ona też przeżyła, może on ja uratował, lub ona jego ? To ciągłe trzymanie się Matta ich wspólnej przyszłości, nawet nie było śmieszne. Wkurzało mnie, gdy ciągle gadał tylko „oh Elektra, muszę do niej dotrzeć”. Daredevil stal się swoją karykaturą. A ta ich walka to był straszny melodramat, a te dialogi. Jak z kiczowatego romansu. Zamiast typowej młocki, dostaliśmy buziaka na tle zawalającego się budynku. Serio ?

Skoro o walkach mowa, jaki jest sens kręcenia takich scen, skoro przez to, że wszystko odbywa się w ciemności, to nic nie widać ?. Jakoś w Daredevilu mogli nakręcić sceny walk w świetle dziennym i wyglądały one świetnie. A tu mamy walki drużynowe, na których ledwo, co widać. Ja mają robić taką fuszerkę to lepiej niech w ogóle nie kręcą takich scen, bo to tylko wkurza widza. Plus zapowiadano, że finał będzie przełomowy i zmieni wszystko, a co się okazało ? Że większość bohaterów wróciła do swojego status quo, sprzed serialu. Także obiecanki cacanki…

Kiedy twórcy ogłaszali, że serial będzie mieć tylko 8 odcinków, poczułem się lekko zaniepokojony. Uzasadniano to tym, że tyle im wystarczy by zamknąć całą historię. Teraz widać chyba, że chodziło o braki budżetowe i po prostu zabrakło im kasy na pełne 13 odcinków. Cięcia kosztów niestety są widoczne na każdym kroku. Dużo przegadanych scen, tylko kilka lokacji, mało efektów specjalnych (rzadko pojawiająca się ręka Iron Fista), 2-3 duże sceny walk na CAŁY sezon, do tego kręcone przy minimalnym świetle by widz nie zauważył braków w choreografii. Założę się, że większość kasy poszła na gażę dla obsady i niewiele zostało na resztę… Sadząc po tym jak Netflix robi swoje seriale, to muszą się jeszcze dużo nauczyć. Długa droga przed nimi… Jakość nie ilość, to w ich przypadku słowo klucz.

Ogólnie jednak mimo wielu wad i niedoróbek bawiłem się całkiem nieźle, na pewno lepiej niż przy Luke Cage’u i Iron Fiście. Serial mnie wciągnął i miałem frajdę z tego, że widzę bohaterów razem na ekranie i to jak się docierają tworząc tytułową drużynę. Dlatego mimo wszystko daje taką ocenę. Ale nie sugerujcie się moją opinią. Każdy powinien sam ocenić. Moim zdaniem, mimo wszystko, warto ten serial obejrzeć, choćby dla interakcji postaci.

Ocena: 7/10

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones