Trochę to Defenders przypomina średnie sezony Arrow pod kątem fabularnym.
Brakuje mi tego zaangażowania, jakie było w Jessice Jones czy Daredevilu, a szczególnie w drugim sezonie. Przez natłok antagonistów bez opowiedzianej przeszłości, mieszaninę stylów, totalnie nie czułem poczucia zagrożenia i powagi sytuacji. Zakończenie bardzo płytkie, totalnie od czapy, gdzie człowiek ma poczucie wielkiego wtf. Budować wizerunek The Hand jako przepotężnej, złowrogiej i starożytnej organizacji od tylu sezonów, żeby to wszystko je*ło wraz z budynkiem Midland Circle. Jedynie co ten serial ratuje to konkretna realizacja, która jest wciąż na wyższym poziomie od konkurencji z CW oraz bardziej dojrzałe relacje bohaterów.